Allen Louise - Pospieszny slub.pdf

(875 KB) Pobierz
Louise Allen
Pośpieszny ślub
Tłumaczenie:
Ewa Bobocińska
Dla Pita Crew z miłością
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Beckhampton na drodze do Bath – czerwiec 1814
– To absolutnie nie do zaakceptowania.
– Uważasz, pani, że siły natury przestrzegają zasad przyzwoitości?
Powinna zignorować tego mężczyznę, to oczywiste. Dama nie wdaje się
w konwersację z nieznajomym w przydrożnej gospodzie, a już na pewno nie
z takim podejrzanym typem. Bo to z całą pewnością nie dżentelmen, skoro
zwrócił się do niej, nie będąc jej przedstawionym.
Laurel odwróciła głowę i obrzuciła nieznajomego przelotnym spojrzeniem,
ale przez delikatną woalkę na twarzy jego rysy były odrobinę zamazane.
Oczywiście wcześniej przyjrzała mu się dokładniej – kiedy miała pewność, że
on tego nie widział. W końcu była kobietą i w wieku dwudziestu pięciu lat nie
zaliczała się jeszcze do przywiędłych starych panien, choć macocha lubiła to
sugerować. A nieznajomy był przystojnym mężczyzną, o ile gustowało się
w wysokich, barczystych blondynach o przydługich włosach. Opalonych
blondynach – to kolejna wskazówka, że nie należał do dżentelmenów. Jednak
uczciwość nakazywała wziąć pod uwagę możliwość, że był związany
z Kompanią Wschodnioindyjską albo przyjechał z Indii Zachodnich.
Laurel piła herbatę w ogólnej sali Beckhampton Inn w towarzystwie swej
pokojówki, Binham, siedzącej w sztywnym milczeniu u jej boku, kiedy ten
mężczyzna wszedł spacerowym krokiem. Zamówił porter i wypił go,
opierając się niedbale łokciem o bar, jakby to była jakaś pospolita piwiarnia,
a nie w najwyższym stopniu przyzwoity zajazd dla karetek pocztowych na
drodze do Bath.
– Zazwyczaj wynajmuję pocztylionów, którzy potrafią pokonywać
przeszkody, sir – oświadczyła Laurel. – Nie spodziewałam się, że
poinformują mnie o konieczności wykonania wyjątkowo długiego objazdu
z tak błahego powodu, jak jakieś powalone drzewo blokujące drogę
w Cherhill.
Mówiła to, stojąc na dziedzińcu, który zrobił się nieprzyjemnie zatłoczony,
bo akurat podjechały trzy inne dyliżanse, żeby zmienić konie. W samym
środku tego zamieszania znajdował się strażnik Poczty Londyńskiej
obwieszony torbami listów. Zamawiał wierzchowca do Londynu,
a jednocześnie odpowiadał na gorączkowe pytania, na ile poważnie
wyglądała blokada drogi w odległości trzech mil stąd.
– Jak już mówiłem, możemy pojechać na południe i dotrzeć do Bath
okrężną drogą, przez Devizes i Melksham. – Pocztylion, który przyniósł
Laurel tę przykrą wiadomość, obrzucił ją pełnym niechęci spojrzeniem. -
Jedynym sposobem ominięcia tego ogromnego dębu, jest objechanie go
konno. Po drugiej stronie ugrzęzły karetki pocztowe, a jeśli one nie potrafią
przejechać, to z pewnością nie przepuszczą żadnego innego pojazdu.
– Wyjaśniałam panu przed rozpoczęciem podróży, że chcę zajechać po
drodze do Pickwick. – Laurel wyjęła z torebki mapę i powiodła palcem
wzdłuż dróg prowadzących do Bath. – Tak jak myślałam. Jeżeli zgodnie
z pana sugestią pojedziemy przez Malksham, to będziemy zmuszeni bardzo
nadłożyć drogi, żeby dotrzeć do Pickwick.
– Nie ma innego sposobu. – Chuderlawy, mały człowieczek twardo
obstawał przy swoim.
Laurel westchnęła ostentacyjnie. W ostatnich tygodniach straciła nie tylko
cierpliwość, ale i poczucie humoru, zdawała sobie z tego sprawę. To nie była
kwestia życia i śmierci. Najwyżej trochę później dotrze do ciotki Phoebe,
z takim ryzykiem należało się liczyć, wyruszając w drogę. Macocha miała
rację – Laurel przedwcześnie zmieniała się w starą pannę, zrzędliwą
i nietolerancyjną.
– No cóż, dobrze. Z pewnością pan wie lepiej.
– Albo i nie. – Nieznajomy bezczelnie wtrącił się do rozmowy. – A co ze
starym gościńcem wzdłuż Shepherd’s Shore i Downs do Sandy Lane?
– Zrezygnowano z utrzymywania tej drogi już przeszło pięćdziesiąt lat
temu, sir.
– Ale ona nadal tam jest, prawda?
– Tak, sir, i z pewnością nadaje się dla chłopskich wozów oraz osób
jadących wierzchem, ale nie dla powozów szlachetnie urodzonych dam.
– Drogi są suche, wiatr słaby, a pan ma zaprzęg czterokonny. – Mężczyzna
zwrócił się do Laurel. – Ja jadę wierzchem, mogę wskazywać drogę.
Nawierzchnia jest zniszczona, więc podróż potrwa długo, ale droga prowadzi
przez Cherhill i Calne, będzie pani mogła wrócić na trakt do Chippenham
i Pickwick bez konieczności zawracania.
Laurel przyglądała się nieznajomemu i zachodziła w głowę, dlaczego
wydawał się jej… znajomy. Nie zdołała tego rozstrzygnąć, ale doszła do
wniosku, że jeden mężczyzna nie mógł stanowić dla niej zagrożenia. Miała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin