Mallory Sarah - Skandaliczna propozycja.pdf

(1391 KB) Pobierz
Sarah Mallory
Skandaliczna propozycja
Tłumaczenie: Hanna Hessenmüller
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2020
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Molly! Molly!
Wstrzymała oddech i balansując na gałęziach wśród liści, popatrywała w dół na
podążającego ścieżką Edwina, swego starszego o cztery lata brata, który był coraz bliżej. Szedł,
wołał, ale naturalnie do głowy mu nie przyszło spojrzeć w górę, ponieważ był przekonany, że
dziewczynki niczego nie potrafią, więc na drzewo też się nie wdrapią. A ona jednak weszła!
Choć nie było to łatwe. Przede wszystkim spódniczka zawadzała, nawet podarła się w kilku
miejscach i mama na pewno nakrzyczy. Papa może i da klapsa, potem każe nauczyć się na
pamięć kolejnego wersetu z Pisma Świętego. Ale nie szkodzi, bo warto było to zrobić.
Oczywiście! Wejść na drzewo, poczekać, aż brat będzie przechodził pod tym właśnie drzewem,
wtedy zeskoczyć i raptem znaleźć się tuż za jego plecami. A on ze strachu na pewno podskoczy!
– Molly! Gdzie jesteś?! Odezwij się w końcu!
Nadal był to głos Edwina, ale już inny, a Molly nie miała już sześciu lat i wcale nie
wdrapała się na drzewo. Jest gdzieś indziej, w jakiejś ciemnicy. Cała poobijana, zakrwawiona,
czeka na kolejny cios…
– Molly! Molly!
Otworzyła oczy i po minucie, kiedy zebrała myśli, strach minął. Przecież to tylko zły sen.
Przysnęła na dywaniku pod starym bukiem w ogrodzie na plebanii, gdzie nic jej nie grozi.
I Edwin ją obudził. Przecież to jego głos.
– A więc tu jesteś, śpiochu!
– Przepraszam… – Molly usiadła, pocierając oczy. – Chciałam trochę porysować, ale sen
mnie zmorzył.
– Nie dziwię się. Jeśli ktoś wstaje o świcie i pędzi do Domu Nadziei… – Edwin
z uśmiechem przysiadł na dywaniku, i wielebny Edwin Frayne, surowy pastor, znów
przypominał dawnego rozbrykanego Edwina. – A przecież raz w tygodniu wystarczy. Nancy
i Fleur doskonale ze wszystkim dają sobie radę.
– Ale ja lubię im pomagać, kiedy tylko mam czas, a dziś jest dzień targowy i sprzedają
nadwyżki z farmy. Warzywa, jajka, masło. Mają z tym sporo roboty. Trzeba wszystko załadować
do wózka, ustalić ceny…
– Wystarczy, wystarczy, Molly! – Edwin zaśmiał się, unosząc rękę. – Nie musisz mnie
przekonywać. Jesteś dorosła i możesz robić, co chcesz.
– Przecież wiem, że beze mnie też sobie poradzą – przyznała pogodnie. – Ale lubię to
robić, Edwinie. Lubię pomagać, bo wtedy czuję się potrzebna.
– Jesteś bardzo potrzebna, moja droga, a już mnie na pewno, skoro prowadzisz mi dom.
Lekko uścisnęła jego dłoń. Chciała powiedzieć, jak bardzo jest wdzięczna bratu, że
przyjął ją pod swój dach, gdy nagle owdowiała, ale wystarczyło, że o tym pomyślała, a już serce
się ścisnęło i w głowie ożyły smutne wspomnienia. A nie chciała teraz zalewać się łzami.
Na szczęście łzy zostały powstrzymane, zdołała się nawet uśmiechnąć.
– Gdzie się podziewałeś, Edwinie? Nie było cię ładnych parę godzin.
– Byłem z wizytą u naszych nowych sąsiadów w Newlands.
– Aha…
– Zrozum, Molly. – Edwin rozłożył ręce. – Przecież nie mogłem ich zignorować.
I wyobraź sobie, że byłem miło zaskoczony. Sir Gerald to dżentelmen w każdym calu.
Sympatyczny, życzliwy i uczynny, a maniery ma najlepsze.
– Trudno, żeby zachował się niestosownie wobec osoby duchownej – zadrwiła, po czym,
jak nieraz jej się to zdarzało, wystąpiła z przeprosinami: – Wybacz, Edwinie. Wiem, że nie
powinno się słuchać głupich plotek, ale z tego, co słyszałam, to sir Gerald Kilburn i jego
przyjaciele są tego rodzaju ludźmi, których mam w głębokiej pogardzie…
Skończyła nieco ciszej, już nie tak pewnie, a Edwin popatrywał na nią z wyraźnym
rozbawieniem.
– Przede wszystkim, Molly, to postaraj się nie wierzyć plotkom, które w kolejnych listach
przekazuje ci nasza droga siostra Louisa. Jak wiesz, po naszym ojcu odziedziczyła odrazę do
wszystkiego, co nie jest śmiertelnie poważne. W każdym razie sir Gerald i jego goście sprawiają
wrażenie miłych ludzi. Sir Gerald przybył tu z siostrą, panną Agnes Kilburn, której zostałem
przedstawiony. Będzie prowadzić mu dom. Przyjechała razem z damą do towarzystwa, starszą
już panią, są tam jeszcze inne damy, a więc na pewno nie jest to gromada wesołych birbantów,
która byłaby utrapieniem dla sąsiadów.
– Ale Louisa ostrzegła mnie, że wśród gości sir Geralda jest Charles Russington, jego
stary przyjaciel, który ma mocno zaszarganą reputację. Louisa twierdzi, że plotki, które krążą
o nim, nie są przesadzone. A jest bardzo przystojny, dla kobiet wyjątkowo pociągający i skoro tu
się zjawił, to wszystkie damy w Compton Parva powinny mieć się na baczności.
– Chwileczkę, bo czegoś nie rozumiem. Skoro taki przystojny, to raczej on nie może
opędzić się od dam i musi mieć się na baczności.
– Edwinie!
– Przepraszam, tylko żartowałem. Ale tak poważnie, to o Beau Russingtonie też niejedno
słyszałem, ale po co od razu wpadać w panikę. Nawet jeśli rzeczywiście jest hulaką, za jakiego
ludzie go mają, może przyjechał na wieś, by odpocząć po szaleństwach. Nie zapominaj też, że
jako prawi chrześcijanie nie powinniśmy pochopnie osądzać bliźnich. Żeby wyrobić sobie o kimś
zdanie, trzeba poznać go bliżej, a już niebawem będzie ku temu sposobność, ponieważ sir Gerald
mówił mi, że wybiera się w piątek na tańce w gospodzie Pod Głową Króla. Zabiera ze sobą pięć
dam, wśród nich będzie też ta starsza dama do towarzystwa, oraz sześciu dżentelmenów. Nowe
twarze, a więc rozruszają towarzystwo.
Molly milczała, przetrawiając to, co usłyszała, a Edwin odczekał chwilkę, odchrząknął
i oznajmił:
– Pomyślałem, że też możemy się tam wybrać. Wtedy się przekonasz, jak naprawdę
prezentuje się towarzystwo z Newlands. Panna Agnes Kilburn to zrównoważona młoda dama
o nienagannych manierach, mniej więcej w twoim wieku. Obie jesteście w podobnej sytuacji,
więc myślę, że przypadniecie sobie do gustu. – Co do tego Molly miała pewne wątpliwości
i musiało być to wypisane na jej twarzy, ponieważ Edwin szybko dodał: – Naprawdę mi zależy,
żebyście się poznały.
Molly uważniej zerknęła na brata i uśmiechnęła się domyślnie.
– Drogi Edwinie, może mi zdradzisz, skąd te rumieńce na twojej twarzy? Czyżby
zrównoważona panna Kilburn przypadła ci do gustu?
– Przecież widziałem ją tylko raz! – zaprotestował żywo, ale ponieważ czerwone miał już
nie tylko policzki, lecz także uszy, siostra wiedziała swoje. A Edwin mówił dalej: – Nie chcę, by
pomyśleli, że jesteśmy im nieżyczliwi i chciałbym, żebyś ich poznała. A pewnie wolałabyś to
zrobić w gospodzie Pod Głową Króla, niż zapraszać ich do nas.
– I owszem. Nie ukrywam, że jestem coraz bardziej zainteresowana, a już panną Kilburn
na pewno.
– Molly… – Edwin bezskutecznie próbował zrobić surową minę. – Bardzo cię proszę,
podczas tego spotkania nie zrób nic takiego, by panna Kilburn poczuła się speszona… no wiesz.
– Ależ naturalnie! – Szare oczy Molly rozbłysły. – Będę delikatna i cała milutka, po
prostu do rany przyłóż! No i nadzwyczaj dyskretna…
Molly uznała, że skoro wybiera się na tańce, to powinna sprawić sobie nowe rękawiczki,
dlatego poszła do Hebdena, ulubionego sklepu dam z parafii Compton Parva. Dawniej była to
zwykła pasmanteria, ale w okolicy osiedlało się coraz więcej rodzin, więc interes się rozwijał
i w sklepie pojawiły się damskie kapelusze, szale, pończochy i rękawiczki. Sklep prowadziła
panna Hebden, która przejęła go po rodzicach.
Kiedy zobaczyła Molly, podeszła do niej z miłym uśmiechem.
– Witam panią, pani Morgan. Czym mogę służyć?
– Potrzebuję białych rękawiczek, ale jeśli jest pani zajęta innymi klientkami, to zaczekam.
– Te panie przyszły razem i obsługuje je Clara. Poradzi sobie bez mojej pomocy.
– Czyli już się wdrożyła?
– O tak. To rozsądna i pojętna dziewczyna, no i nie wstydzi się zapytać, kiedy czegoś nie
wie. – Panna Hebden zniżyła głos. – Przyznam się, że kiedy pani ją poleciła, miałam mieszane
uczucia. Ale niepotrzebnie, bo to dobra dziewczyna, miła i uprzejma, a co najważniejsze, klientki
darzą ją sympatią.
– Bardzo się cieszę. – Molly uśmiechnęła się.
– Też ją polubiłam, tak prywatnie, bo przyjemnie się z nią gawędzi. A pani robi wiele
dobrego, przyjmując dziewczęta do Domu Nadziei i dając im szansę na nowe życie. Kiedy Clara
opowiedziała mi o swoim ostatnim chlebodawcy, byłam wstrząśnięta. W głowie się nie mieści!
Najpierw próbował ją wykorzystać, a kiedy mu się opierała, wyrzucił na bruk! Też mi
dżentelmen! Drań, zwykły drań. Niestety, na tym świecie ich nie brakuje. – Panna Hebden
sposępniała, ale zaraz się rozpogodziła. – Przepraszam, straszna ze mnie gaduła. Chodzi o białe
rękawiczki, tak? Już pokazuję, co tu mamy… Ostatnia para! W tym tygodniu mnóstwo pań o nie
pytało, ale co się dziwić, skoro nowy właściciel Newlands wybiera się dziś na tańce wraz ze
swoimi gośćmi, więc mieszkańcy Compton Parva chcą na nich zrobić jak najlepsze wrażenie.
Molly powstrzymała się od drobnej uwagi, że sama nie zamierza na nikim robić wrażenia.
Zapłaciła za rękawiczki i wyszła mocno zdegustowana, że pojawienie się londyńskiego
dżentelmena i jego kompanów stawia na nogi całe miasteczko! Ale ona absolutnie nie zamierza
się tym przejmować!
Niestety tuż po opuszczeniu sklepu spotkała panią Birch i lady Currick. Były to dwie
szacowne matrony, a każda z córką na wydaniu, więc nie dziwiła się, gdy przekazały jej, że
zjawią się wieczorem w gospodzie Pod Głową Króla.
– Całe Compton Parva tam będzie – powiedziała pani Birch – bo wszyscy chcą poznać
nowego właściciela Newlands. A pani, pani Morgan, może miała już tę przyjemność? Nie?
W takim razie ubiegliśmy panią…
– A tak! – wtrąciła lady Currick, bezceremonialnie przerywając przyjaciółce. – Mój mąż
nie tracił czasu i zamiast czekać na zaproszenie do Newlands, zaprosił ich do nas. Wczoraj
odbyło się u nas kameralne przyjęcie połączone z grą w karty. Dowiedziałam się o tym
w ostatniej chwili. Wyobraża pani to sobie? Spytałam sir Williama, czy w takim razie ma jakiś
pomysł, gdzie posadzić jedenaście dodatkowych osób. Naturalnie nie miał, ale jakoś sobie z tym
poradziłam i nie ukrywam, że miło spędziliśmy czas. Szkoda, że pani z nami nie było, bo już by
pani znała całe towarzystwo z Newlands.
– Z początku miałam pewne obawy – wyznała pani Birch. – Ale niepotrzebnie, bo ci
dżentelmeni są mili i uprzejmi. Sir Gerald jest sympatyczny i wesoły, a zarazem czuje się, że to
rozsądny i zrównoważony człowiek. Chociaż rudy! Tak, włosy ma czerwone jak marchewka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin