DOZNAC CUDU RASENBRIK Hania Fed - Hania Fedorowicz.docx

(4823 KB) Pobierz
DOZNAĆ CUDU RASENBRIK Hania Fedorowicz


Cover


00030.jpg

 


 


00027.jpg

 

Przedmowa

Oto przedziwny dokument. Sam przeczytałem go jednym tchem. Dwie Kanadyjki rozmawiają po polsku o zdarzeniach sprzed lat siedemdziesięciu. Ich polszczyzna ich jest piękna, choć nieco archaiczna i pełna zapomnianych już znaczeń. Pierwsza z nich, starsza, to polska Żydówka ze Lwowa, druga o dwa pokolenia młodsza – to dziecko imigrantów z Polski, z Kresów, wychowane w tradycji katolickiej i patriotycznej. Pierwsza, Truda Rosenberg (wcześniej Osterman) jest psychologiem poznawczym, druga, Hania Fedorowicz, jest specjalistką w dziedzinie komunikacji i rozwiązywania konfliktów. Obie od lat pracują nad sposobami redukowania niechęci, nienawiści i uprzedzeń między ludźmi.

Rozmawiają o czasach młodości starszej z kobiet. Mówiąc ściślej, rozmawiają o dzieciństwie (ale tylko trochę) i młodości Trudy Osterman w przerażających czasach II wojny światowej. Nie są to nostalgiczne wspomnienia przeszłości, to w jakiś cudowny sposób jest opowieść o teraźniejszości. W trakcie czytania rozmowy co rusz przyłapywałem się na myśli, że przecież ta młodość jest w jakiś tajemniczy sposób ciągle obecna. Nie jest to jednak polukrowany obrazek wyidealizowanej przeszłości (to przecież takie częste), ale nie jest to też (choć po temu szczególne byłyby powody) opowieść o ludzkiej nikczemności i najciemniejszych stronach życia.

Choć to narzucało się w sposób naturalny, nie jest to opowieść o cierpieniu. Wprawdzie ciągle czai się gdzieś w pobliżu, nie ono jest jednak najważniejsze. O wiele ważniejsze są inne sprawy. Bodaj najważniejsze, w każdym razie sam tak to postrzegam, są dwie. Pierwsza to ludzka zdolność do empatii. Ta zdolność przekracza bariery gatunku, rasy, wyznania, narodowości. Sprawia, że wyznacznikiem ludzkiego działania jest gotowość do pomagania, do działania na rzecz innych ludzi, nieraz kosztem interesów osobistych. To bliskie pogranicze miłości, bo w niej tak samo skłonni jesteśmy myśleć nie tyle o sobie, ile raczej o przedmiocie naszych uczuć. Młoda Truda Osterman doświadczyła empatii niemało, Truda Rosenberg ani myśli o tym zapomnieć. Sprawa druga to przekonanie, że istnieje coś takiego jak uniwersalne podobieństwo ludzi, uniwersalny pierwiastek człowieczeństwa. „To też człowiek” – idea ta przewija się w całej opowieści i potwierdza wyniki badań Samuela Olinera dotyczące Polaków ratujących Żydów. Tym, co wyróżniało tych sprawiedliwych wśród narodów świata, było niezłomne przekonanie, że nie ma znaczenia, czy to Polacy, czy to Żydzi. To są ludzie. Niby proste, niby oczywiste, a bynajmniej nie powszechne.

Jest to także opowieść o nadziei, która nawet w najgorszych czasach może okazać się silniejsza niż strach. O takim apriorycznym przekonaniu, że zawsze jest jakaś szansa, tylko trzeba jej energicznie poszukiwać. Od dawna wiadomo, że w obliczu przerażającej traumy ludzie uciekają się albo do strategii bezradnościowej, w myśl której skoro nie ma żadnego wyjścia z sytuacji, trzeba się poddać, albo do strategii zaradnościowej, w myśl której wprawdzie nie ma żadnego wyjścia, ale próbować trzeba. Ci pierwsi giną częściej, choć ci drudzy nie zawsze przeżywają, co znakomicie pokazali Bruno Bettelheim i Morris Janowitz, a także Antoni Kępiński – wszyscy oni doświadczyli wojennej traumy.

Część tej opowieści pokazuje, ile sił, ile energii potrafi znaleźć w sobie człowiek. Do jakich skrytych rezerw swojego organizmu i do jakich rezerw swojego umysłu potrafi sięgnąć w obliczu tragicznego losu.

Zastanawiające, skąd w obliczu bezkresnego spustoszenia młoda żydowska dziewczyna brała tyle wiary, tyle nadziei, tyle siły. Mam wrażenie, że z dobrze ukształtowanej tożsamości, której nie zaszkodziły zmiany nazwiska, zmiany języków, zmiany otoczenia. Bohaterka opowieści zawsze była tą samą osobą, a piękny sposób, w jaki opowiada ona o młodości, pokazuje, że nią pozostała, choć w jej życiu zmieniło się prawie wszystko.

Zastanawiające jest też, jak rozmówczyniom udało się uniknąć tonów patetycznych i wpraszającego się przy takich okazjach dydaktyzmu. Nikogo nie pouczają. Dają tylko do myślenia, a myśleć jest o czym.

Opowieść Trudy Rosenberg, jak każda ludzka narracja, to tekst, kontekst i podtekst. Myślę, że czytelnik łatwo to zobaczy. Wielki Ludwig Wittgenstein napisał przed prawie stu laty, że jeżeli czegoś nie potrafimy powiedzieć, powinniśmy to przemilczeć. Podteksty, także w opowieści Trudy Rosenberg zdają się być takim przemilczeniem. Pełnym znaczeń.

Wiesław Łukaszewski


 

 


00032.jpg

Truda Rosenberg, Ottawa 2011

 

Wprowadzenie

Poznałam Trudę Rosenberg na Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie, gdzie miałam sposobność wykładać przez dwa semestry. Opowiedziała studentom o swoich doświadczeniach z młodości spędzonej w Europie, czyli o przeżyciach Żydówki podczas Zagłady. Przyciągnęły mnie Jej siła charakteru i rok urodzenia – 1922. Ten sam, co mojej Matki. Z domu wiedziałam, że to rocznik odważnych kobiet. Zagadnęłam Ją po wystąpieniu, odpowiedziała po polsku. Zaproponowała, abym zadzwoniła do Niej przy okazji. Tak też się stało.

Z czasem połączyła nas zażyła relacja. Próbowałam namówić Trudę do napisania wspomnień o jej niezwykłym życiu. Opierała się, powtarzając, że nie jest pisarką, lecz gawędziarką. Wsłuchałam się więc w Jej poruszające opowiadania, przy czym sprawiłam sobie dyktafon, aby potok słów uchronić przed zapomnieniem.

Z niezliczonych godzin nagrań powstał niniejszy tekst, świadectwo naszych rozmów i głębokiego przekonania polskiej Żydówki oraz Polki katoliczki, że w toku pytań i odpowiedzi możemy niespodziewanie odkryć wspólną perspektywę.

Hania Fedorowicz

Salzburg, 2012

 

Życie

Film o moim życiu nazwałabym... How many lives? Ile odsłon...?

 I co by było w tym filmie?

Całe moje życie.

 Jak brzmi odpowiedź? Policzyłaś już odsłony?

Tego się nigdy nie wie. Jeszcze nie skończyłam.

 W czasie wojny wiele razy zaczynałaś życie pod innym nazwiskiem...

Przez pięć lat żyłam z wyrokiem śmierci jak wszyscy Żydzi. Jedyną naszą winą było to, że jesteśmy Żydami.


 


00024.jpg

Truda Rosenberg przy karbidówce u Jasińskich.

 Ta lampa na zdjęciu to...?

Karbidówka. Używaliśmy takich w czasie wojny w Warszawie.

 Tu wyglądasz bardzo ładnie.

To zdjęcie zrobił Zbigniew Jasiński, poeta Powstania Warszawskiego. Pomógł mi przeżyć. Boże drogi! Musiałam sobie włosy tak uczesać, żeby nie daj Boże nikt nie podejrzewał, kim jestem. Miałam kędzierzawe włosy.

 I co z tego?

To, że Żydzi mieli kędzierzawe włosy! Jak wychodziłam, zawsze musiałam mieć przykrytą głowę, ażeby nie widziano moich loków. Udawałam służącą z chusteczką na głowie dla higieny.

 Myślę, że miałaś zdolności aktorskie.

Też tak myślę, bo jak mnie zaczepił na przykład jakiś szmalcownik, mówiąc: „Jesteś Żydówką!”, to popatrzyłam na zegarek i oburzyłam się: „Pan się nie wstydzi!? Tak pan zaczepia kobiety? Ja muszę dziecko wykąpać, nie mam czasu!” Ale tak – schlagfertig. „Pan się nie wstydzi?”

 I co, speszyłaś go?

No pewnie, bo musiałam dziecko kąpać, nie miałam czasu! Poważnie mówiąc, bardzo często wiedziałam, kiedy trzeba uciekać, na wyczucie.

 Jak ci się to udawało, że zawsze miałaś odpowiedź na poczekaniu?

Zawsze tak odpowiadam. Ale teraz też. To jest z Ostermanów, po Ojcu. Jak później o tym myślałam... to było świetne. Każde słowo, każdy gest, spojrzenie – wszystko musiało być przemyślane i wiarygodne.

Szczerze mówiąc, chcę, żebyś moje życie zrozumiała, bo to ciężko pojąć, że w dwudziestym wieku coś takiego mogło się stać. Chcę też, by młodzi ludzie zrozumieli, jak można było żyć, by wymknąć się z rąk hitlerowców i antysemitów.

Myślę, że ta mała opowiastka pozwoli pojąć i wczuć się w te niebezpieczne sytuacje. Chodziło o przeżycie.


 

 

Język polski

 Opowiedz mi, proszę, w jakim jesteś nastroju?

W doskonałym, bo ty tutaj siedzisz i jest mi bardzo przyjemnie. Wspomniałam niedawno o tłumaczeniu angielskiego słowa wart. Zupełnie nie miałam pojęcia, jak to powiedzieć po polsku. Nagle, we śnie, w nocy, przyszło mi... brodawka. To jest właśnie brodawka. Ale jestem ze Lwowa. Widzisz, ja noszę meszty, a inni noszą pantofle.

 Och, jak to męczy, gdy czegoś nie można sobie skojarzyć.

I to jak! Kiedy to ostatni raz mówiłam o brodawkach, moja droga! Przecież sześćdziesiąt dwa lata żyłam bez sposobności mówienia po polsku. Ale powiem ci: po pobycie w Warszawie, w 2005 roku, przekonałam się, że mówię po polsku. Język polski jest moim językiem ojczystym.

 W jaki sposób się przekonałaś?

Jakże inaczej mogłabym wykładać po polsku?

 Nie brakowało ci słów?

A może byłam taka sprytna, że używałam tylko tych słów, których mi nie brakowało? Tego już nigdy się nie dowiem.

 Nieważne, jakie słowa znasz, ale jak ich używasz?

No, właśnie. Musiałam do tego dojść. Niemniej świadczy to o jednej rzeczy: że ja ciągle mówię po polsku. A tobie się nie zdarzają takie chwile?

 Brakuje mi czasem słów z obszaru uczuć, jeśli znam język tylko w kontekście naukowym. Czy mówisz po polsku i czujesz po polsku?

Tak. A co? Czuję po angielsku?

 Nie, bo w angielskim kontekście trudno o uczucia.

Teraz, w moim wieku, zawsze polski język kojarzy mi się jako pierwszy.

 Dlaczego?

Pewnie gdy się człowiek starzeje, pierwszy język nasuwa się szybciej niż te później nabyte. Ale to zależy też od tematu, który poruszam. Zależy od sytuacji. Jak opowiadam o dawnych czasach, sięgam po słowa po polsku, choć bez porównania dłużej używam angielskiego. Przecież od pół wieku mieszkam w Kanadzie.

Pytają mnie nieraz, dlaczego jeszcze mówię po polsku, czemu nie zapomniałam, skoro Polacy wyrządzili nam tyle zła? Na to wtedy odpowiadam: „Polacy mnie nigdy nie zrobili niczego złego”. Pewnie, że był antysemityzm. Pewnie, że to nie było przyjemne. Hitlerowcy byli gorsi. Czy przestałam przez to mówić po niemiecku? Wcale nie. Polski jest moim językiem ojczystym, dlaczego zatem mam nim nie mówić? Kocham polski język i kocham Polskę. Doskonale mówię po polsku, bo miałam Ojca, który mi nakazywał: „Nie morduj tego języka!” To jest mój język, to jest mój pierwszy język.

 

Sądny dzień

 Co za książkę teraz przeglądasz?

To jest mój modlitewnik, tylko na Jom Kippur, dziecinko. To rachunek sumienia. Nie mówię o mojej historii jako o bohaterstwie, mówię o tym z bólem. Tego, co zrobiono Żydom, nie da się zrozumieć. Jak można było ludziom coś tak nieludzkiego zrobić, skoro wiara nakazuje nam dbać nawet o każde zwierzę? To nie tylko mój ból, to jest ból mojego narodu.

 

Czas

Musisz ze mną skakać z jednego etapu na drugi....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin