1794 10 10 Bitwa pod Maciejowicami.pdf

(72 KB) Pobierz
10 X 1794: Po bitwie noc
Strona 1 z 1
10 X 1794: Po bitwie noc
WŁODZIMIERZ KALICKI 2002-10-10, ostatnia aktualizacja 2002-12-12 12:55:52.0
Dziewięć tysięcy polskich żołnierzy spało w obozie w pobliżu wsi Maciejowice. Ich przeciwnicy, Rosjanie, pod
dowództwem generała Iwana Fersena, nie zmrużyli oka tej nocy.
Pod osłoną ciemności przegrupowali szyki. Obaj wodzowie, naczelnik Tadeusz Kościuszko i gen. Fersen, wiedzieli, że
od losów tej bitwy zależy przyszłość polskiej insurekcji.
Rosyjski wódz postawił wszystko na jedną kartę. Poprzedniego dnia, po przeprawieniu się na zachodni brzeg Wisły koło
Maciejowic, kazał rozebrać most. Jego żołnierze zrozumieli - odwrotu nie będzie. Ale Fersen miał miażdżącą przewagę
liczebną nad Polakami.
Do świtu rosyjskie oddziały przeprawiły się przez bagna i lasy, które naczelnik Kościuszko uważał za bezpieczną
zasłonę. Polskie zgrupowanie znalazło się w potrzasku.
O 5.45 Rosjanie ruszyli do ataku. W zaciekłych walkach godzina po godzinie wykrwawiali powstańcze bataliony
broniące pozycji między maciejowickim zamkiem a wsią Oronne. Kościuszko zapewnia o rychłym nadejściu dywizji
Ponińskiego.
Około południa Rosjanie przypierają decydujący szturm na prawe polskie skrzydło oparte o zamek. Polacy walczą
zaciekle, ale nie mają szans. Cofają się do zamku. Na dziedzińcu Rosjanie dobijają obrońców, krzycząc: "To za
Warszawę!". Tak mszczą się za niedawną klęskę. Niedobitki zstępują do zamkowych piwnic i tam bronią się jeszcze
dobre dwie godziny.
Po klęsce prawego skrzydła i utracie zamku rosyjska piechota wspomagana przez dragonów i kozaków rozbija lewe
skrzydło. Przed trzynastą płk Krzycki podrywa zdziesiątkowanych piechurów i rusza do kontrataku na bagnety. Ale
artylerzyści gen. Chruszczowa pośpiesznie ustawiają armaty i kartaczami masakrują grenadierów. Płk Krzycki ginie. Do
szarży rusza rosyjska kawaleria. Miażdży resztki krakowskich grenadierów. Sekretarz Kościuszki Julian Ursyn
Niemcewicz pędzi do ułanów brzeskich, krzyczy, by kontratakowali. Ułani stoją. Niemcewicz dla przykładu wyjeżdża
przed linie jazdy i wtedy rosyjska kula rani go w rękę. Krwawiąc, galopuje z meldunkiem o klęsce do Naczelnika.
Kościuszko rozkazuje zebrać resztki jazdy i z paroma oficerami sztabu na czele chce ruszyć do samobójczej szarży. Ale
polska kawaleria rzuca się do ucieczki. Kościuszko miota się, próbuje zawrócić uciekinierów. W końcu ulega i ucieka
pośród spanikowanych ułanów.
Piechota tymczasem broni się wspaniale. Żołnierze 7. i 10. regimentu, rozbici na niewielkie grupki, walczą do końca.
Rosjanie wybijają ich niemal do szczętu.
Kościuszko i ułani przedzierają się przez rosyjskie okrążenie. Kilka kilometrów dalej, pod wsią Krępa, dopada ich
rosyjska pogoń. Polacy bronią się rozpaczliwie, kozacy ich masakrują. Kościuszko usiłuje wymknąć się w zamęcie
potyczki, jednak kozacy ranią go pikami. Nieprzytomny wali się na ziemię. Zwycięzcy odrzucają piki, zsiadają z koni i
rabują pokonanego. Wtem nadjeżdża kornet charkowskiego pułku jazdy Łysenko i znienacka z całej siły tnie pałaszem
w głowę nieprzytomnego i zbroczonego krwią Kościuszkę. Na ten widok leżący obok - i ze strachu przed dobiciem
udający martwego - żołnierz z 5. pułku ułanów mirowskich zrywa się i krzyczy, że zabito Najwyższego Naczelnika.
Przerażeni kozacy uciekają.
Wkrótce powracają na pobojowisko. Szukają polskiego wodza. Wzięty do niewoli płk Drzewiecki i rosyjski dowódca hr.
Tołstoj rozpoznają nie dającego znaku życia Kościuszkę. Kozacy cucą rannego, obwiązują mu rany. Naczelnik przez
chwilę odzyskuje przytomność. Szepce: "Jam Kościuszko, wody".
Jest już późne popołudnie, gdy w rejon bitwy dociera dywizja księcia Ponińskiego. Wieści od uciekinierów nie
pozostawiają złudzeń - wszystko stracone! Poniński się wycofuje.
Na zamku gromadzeni są wzięci do niewoli polscy dowódcy: Sierakowski, Kamieński, Kniaziewicz, ranny Kopeć.
Wkrótce dołącza do nich ranny Niemcewicz. Odwiedzają ich rosyjscy generałowie - posyłają po swoich lekarzy.
Około piątej po południu kozacy przynoszą nieprzytomnego Kościuszkę. Rosyjski lekarz nie daje mu szans, ale
porządnie opatruje rany. Gen. Fersen poleca przenieść Naczelnika i towarzyszącego mu Niemcewicza do najlepszej
izby na piętrze zamku. Wieczorem zwycięzcy wyrzucają ich na parter. Sale na piętrze przygotowują na ucztę triumfalną.
Naczelnik jest nieprzytomny. Nie musi słuchać, tak jak wzięci do niewoli jego oficerowie, potępieńczych jęków swoich
żołnierzy. Rannym obrońcom zamku zwycięzcy nie opatrzyli ran ani nie podali wody. W mękach konają przez całą noc.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
http://wyborcza.pl/2029020,86176,1209499.html?sms_code=
2011-10-10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin