Armadillo_e_0o0z.pdf

(1781 KB) Pobierz
SPIS TREŚCI
Prolog
Ucieczka
Cassilda
Czarna Księga
Epilog
Życie po epilogu
Opowieść Louisa
Opowieść Pana Ducha
4
10
36
74
124
128
146
170
Kup książkę
Dla Edyty i Julki
Kup książkę
Armadillo| Bartosz Orlewski
Prolog
Armadillo, 2016
Armadillo od ponad stu lat było perłą wśród
ghost
towns
Dzikiego Zachodu.
Nancy Margolis, rudowłosa wiedźma, zaparkowa-
ła dodge’a w cieniu ruin białego jak czaszka kościoła.
W kikucie aresztu narysowała czarną kredą na kamien-
nej podłodze pentagram, po czym zapaliła pięć świec
i wypuściła z przenośnej klatki piątkę zaspanych kociąt.
Pięcioma słowami mocy otworzyła portal w membra-
nie, która oddzielała widmowe Armadillo od zrujno-
wanego zaklęciem pierwowzoru, po czym przeszła na
drugą stronę, zostawiając za sobą bezchmurne niebo,
bezlitosne słońce i rozgrzany długą podróżą samochód.
Kiedy portal zniknął, Nancy zadarła głowę i spojrzała
na ciemne sklepienie bez gwiazd i księżyca, na zadzi-
wiająco bliski horyzont podpalony szkarłatem, który
sprawiał wrażenie farby spływającej gęstymi strugami
z zasysającego światło płótna. Wolnym krokiem ruszyła
w kierunku banku, znajdującego się na końcu ulicy. Mi-
nęła tętniący muzyką burdel i szeryfa z przestrzelonymi
Kup książkę
4
Armadillo| Bartosz Orlewski
płucami, który stał przed wejściem do swojego biura,
wpatrując się zgasłymi oczami w niepisaną mu otchłań
zapomnienia.
W końcu zatrzymała się przed bankiem, którego dwu-
skrzydłowe drzwi stały otworem, wabiąc niczym rozchy-
lone do pocałunku usta. Wtedy też usłyszała melodię,
którą grałem na harmonijce, do wtóru świstu wiatrów
i jęków krótkiego ramienia sprawiedliwości z krwią na
gęstej brodzie.
 – Masz oczy Cassildy – powiedziałem donośnym
głosem, po czym stukając srebrnymi ostrogami, wy-
szedłem z kłębiących się za progiem banku ciemności,
uśmiechnięty jak diabeł po zdeflorowaniu mistyczki.
Wiedźma spojrzała bez cienia strachu w moje oczo-
doły, na widoczne w nich płomienie, otaksowała jamistą
pozostałość nosa i spiłowane na ostro zęby. Na jej nasyco-
nych czerwoną szminką ustach igrały ogniki wyzwolonej
rytuałem mocy. Znała swój fach i reguły gry, w którą ja
również grałem od ponad stu lat. Wątpiłem, czy zdołam
ją czymś zaskoczyć.
 – Nazywam się Nancy Margolis – odparła hardo. –
I możesz o mnie jedynie pomarzyć, magu.
 – Bezczelna dziewczyna! – Pokiwałem z aprobatą
głową i nie mając innego wyjścia, rzekłem: – Mów!
Spotworniałe miasteczko, usiane przekształconymi
we własne karykatury budynkami, słuchało jej opowie-
ści o porwanym dziecku. Szeryf jęczał, balansując na
krawędzi upragnionej śmierci. Wiatr hasał w jego prze-
dziurawionych płucach.
 – Czego chcesz? – zapytałem, gdy skończyła.
Kup książkę
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin