Andrzej Czechowicz - Siedem trudnych lat wyd 2 rozszerzone (1974).txt

(747 KB) Pobierz
 

Andrzej Gzechowicz

 
  
  
 

 
 

4
BUTE
WY

 

 

WYDAWKICTWO MINISTERSTWA OBROKY NAROOGWEJ
 

 

 

 

fQhwolutę, okladkę I stronę tytułową projektował
ARTONI PIOTRKIEWICZ

Redaktor
EUGENIUSZ STANCZYRIEWICZ

Redaktor techniczny
BARBARA KLAMROWSKA

Fięć fysięcy czterysta steścdziesiąta pierwsza
publikacja Wydawniotwe MON

Printed In Poland

Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
wWargzawa 1574, Wydanie M rozszerzone

Nanład 30 000+338 egz. Objętość 22,75 ark, wyd.
31 ark, druk 2 wkładkami, Papier druk.
Mial. TV Kl 65 E, format BZx10432 z Fabrykł
Papieru I Celulozy im. JI. DÄ…browskiego w E!tu-
«zach. Drukowano z matryc w  kwielniu
194 r. w Wojskowych Zakładach Miroficzkych
w Warszawie. Zam. nt M6T z dnia 20.TTLASTÄ„ r.

©una zł Mm— WrtIE

 

 

Oddajemy do rÄ…k Czytelnika ksiÄ…ĹĽkÄ™, ktĂłra jest reje-
strem osobistych siedmioletnich wspomnień, tak wyjąt-
kowych i niecodziennych, że trudno pozostać obójętnym
wobec osoby autora i jego przeżyć, a zwłaszcza wobec ipra-
cy, jaką wykonywał z dala od kraju,

Autor nie jest literatem i nie oczekuje oceny formal-
nych walorów lub niedostatków swego pamiętnika. Jesi
oficerem wywiadu, który swą książką spełnia kolejnę za-
danie: składa mianowicie jeszcze jeden wśród wielu in-
nych meldunek, tym razem nie zaszyfrowany, obszerny,
adresowany juĹĽ nie do swoich zwierzchnikĂłw, lecz do
szerokich kręgów Czytelników, do tych wszystkich, któ-
Tży z żywym zainteresowaniem przyjęli wiadomość o je-
BD powrocie do kraju. Jak kaĹĽdy pracownik wywiadu
skazany na przebywanie wśród obcych, na samotność
wśród wrogów, na osaczenie wśród tropiących, tak i ka-
pitan Andrzej Czechówicz przez siedem długich lat, mie-
rzonych inną skalą czasu, działał na głebokim zapleczu.
Jego prąca daleka była od wyczynów literackich boha-
ierów sensacyjnych opowieści, skierowany na placówkę
zewnętrznego frontu uczestniczył w batalii szczególnego
pokroju, nie orężhej i nie wymagającej karkołomnych
zabiegów, by osiągnąć wytknięty i odległy eel Dlatego
nie ma w tej książce scen mrożących krew w żyłach, jest
natomiast rzetelny obraz codziennego trudu, napięcia uwa-
Bi, ciągłego ryzyka jako nieodzownego elementu pracy
wywiadowczej, jest celnie wyraĹĽona sztuka ukrywania
własnych myśli i przekonań, jest wreszcie aktorska gra

podyktowana narzuconymi warunkami, zmierzajÄ…ca da

formalnego zatarcia różnicy między autorem pamiętnika.

ij

  
a jego otoczeniem z PA. obcym, nacechowanym wra-
ością, przekupstwem i zawiścią.

: Kim b dań byli ludzie, których chciał poznać? „M6-
wili wszak tym samym polskim językiem, przyszli na
świat gdzieś nad Wisłą, z tych samych liter alfabetu uczy”
li się kiedyś układać polskie wyrazy, a jednak z ojczyzną
nie ich już nie łączy, £ własnej woli stoczyli sią na dno
zdrady, bo do dzisiaj nie są w stanie pojąć Jednego wy”
razu: Polska.

Kiedy skończyła się wojna, Andrzej Czechowicz był
«s wieku pierwszoklasisty i jak każde „dziecko stawał na
poczÄ…tku swej drogi do wiedzy. Obecnie jest z wykszta!-
cenia historykiem 1 może powiedzieć o sobie, że dzieje
własnego narodu nie tylko poznał, ale także strzegł ich,
a na swoim odcinku działania uczynił wszystka, by dzie-
jów — zwłaszcza tych najnowszych, wpisanych do oj
czystej kroniki w ciągu ostatnich trzydziestu lat — nikt
nie próbował przelnaczyć lub stałszować, z kart jego
ksiÄ…ĹĽki wynika, ĹĽe decyzjÄ™ pracy w wywiadzie podjÄ…Ĺ‚ nie
dla chęci przygody, sławy, pieniędzy, lecz właśnie dla
racji, które jemu — przedstawicielowi generacji młodych
Polaków — dyktował patriotyzm i polityczne, w pełni
ugruntowane przekonanie. k

Gdy powrócił po siedmiu latach, ujawniając zdobyte
w tym okresie dokumenty i ostatecznie obnaĹĽajÄ…c praw-
dziwe oblicze Radia „Wolna Europa* jako zwykłej agen-
dy amerykańskiego wywiadu, jedna z wydanych wów-
czas publikacji nosiła tytuł: „Kapitan Czechowicz wykonał
zadanie”. Niniejszym parmiętnikiem Andrzej Czechowicz
jakby uzupełnia i prostuje poprzedni tytuł ZE, to zadanie
wykonuje on bowiem w dalszym ciÄ…gu, publikujÄ…c i ko-
mentujÄ…c przekazane centrali dokumenty, bogaty plon
swej pracy poza krajem. Jeśli przyjąć, że konkretnym
rezultatem działalności pracownika wywiadu są jego Ta-
porty, meldunki i depesze, to książka — co już podkreś-
lono — jest raportem adresowanym do szerokiego ogółu,
alarmującym o dokładnym rozpoznaniu wroga, ukazują-
cym jego metody, taktykÄ™ i sposoby dywersji, skierowa-
nej przeciwko ludowej ojczyĹşnie i krajom soejalistyczne=

6 obozu.

i Jest w tej książce długi rejestr nazwisk ludzi rodem
z Polski Są wśród nich oczywiście zdrajcy, są byli Po:

6

lacy, którym przestało się opłacać być nimi nadal, są jed-
nak i ludzie nieszczęśliwi, naiwni, którzy z głupoty i lek-
komyślności zapragnęli poznać smak obcego chleba i dość
szybko doznali gorzkiego rozczarowania. Jest szczegĂłlnÄ…
zasługą autora, że uczciwie i rzetelnie ocenią tych ludzi.
Sam zresztą, co godzi się podkreślić, w swej ofiarnej
i źmudnej pracy wywiadowczej dobrowolnie przeszedł
przez upodlenie i nędzę obozów dla uciekinierów, by —
jak pisze — „własną niewygodą, zimnem i głodem pła-
cić za to, aby innych uchronić od nieszczęść i ponie-
wierki”. j

Taka właśnie była praca oficera wywiadu, pełna wy=
rzeczeń, gotowości do poświęceń i zwykłego ludzkiego
mozżołu. Na okres siedmiu lat, w czasię których jego
rówieśnicy zdążyli zdobyć awanse, założyć rodziny, on
z własnej woli wybrał samotność wśród obcych, wierząc,
ĹĽe tÄ… decyzjÄ… przyczyni siÄ™ do ochrony spokoju nie tylko
swych rówieśników, ale także całego kraju i pośrednio
obozu socjalistycznego, ktĂłrego PolskÄ… jest tak waĹĽnym
ogniwem.

Plonem siedmioletniej tułaczki, świadomie i z całą od-
powiedzialnością zamierzonej, są liczne dokumenty, które
najwymowniej ilustrujÄ…, kim sÄ… ludzie mĂłwiÄ…cy po pol-
sku na monachijskiej Englischer Garten. KsiÄ…ĹĽka publi-
kuje zaledwie drobny ułamek tych dokumentów, podob=
nię jak zawiera tylko część wspomnień autora, Wiele
spraw i szczęgółów ze zrozumiałych względów musiał po-
minąć, ale za parę lat, być może, pówróci jeszcze do
tego tematu. Z podobnych powodów nie ma w pamiętni-
ku scen zapierajÄ…cych oddech ani opisĂłw efektownie
przeprowadzanych akcji czy też ujawnionych do końca
metod pracy. Należy pamiętać, że bohater tej książki nie
działał na swej dalekiej placówce sam. Ponadto ten ofiar=
ny i mężny oficer wywiadu, znany już w kręgach Czy-
telników z dokonanego wyboru w podjęciu gry, której
stawką była wolność, jest człowiekiem naprawdę skrom=
nym. Swą książką zdaje się mówić, że był tego wywiadu
po prostu żołnierzem. Dodajmy jeszcze jedno: jest takźe
historykiem, który swe studia nad współczesnością prze=
dłużył o nadobowiązkowe i ryzykowne kolokwium, za
co w swym obywatelskim indeksie otrzymał najwyżizą
OcenÄ™.
 

 

JAK ZOSTAĹEM „UGIEKINIEREĹĆ”
1 POLSKI *

Kolonia nad Renem. Dobrze, że później trafiłem
tam jeszcze parę razy. Gdyby złożyło się inaczej, dzi-
siaj myślałbym o niej nadal jako o mieście smętnie
ponurym. Taka bowiem wydała mi się w listopadzie
1963 roku *, gdy spędziłem w niej półtorej doby. Te-
raz, po latach, rozumiem, że ukształtowany wówczas
obraz nadreńskiego miasta był po prostu odbiciem
mczuć, do których wtedy nię chciałem, a może nawet
nie potrafiłbym się przyznać. Mocno bowiem ufałem
sobie, wierzyłem w swą dwudziestoparoletnią doros-
łość, spryt, a także w dobre przygotowanie do zadań,
jakie miałem wykonać. Wydawało mi się, że wystar-
czy konsekwentnie trzymać się instrukcji, wyklucza-
jącej możliwość popełnienia błędu, a droga da odleg=
łego celu będzie prosta, |

Niewiele zresztą myślałem o sobie, gdy po raz
pierwszy wysiadałem na dworcu głównym w Kolonii,
Nie pora była wówczas na rejestrowanie własnych
uczuć, na doszukiwanie się jakichś wahań. Moje po=
stępowanie wyraźnie określała instrukcja: „Idziesz na ż

 
 
 
  
  
  

* W przemówieniu do książki „Kapitan Czechowicz w
zadanie” (Wyd. MON, Warszawa 1971) podano mylnie, %
to w listopadzie 1962 roku — przyp, aut. nij
a

 

najbliższy posterunek policji, może to być nawet ten
na stacji kolejowej. Tam mĂłwisz, ĹĽe jesteĹ› studentem
z Polski. Postanowiłeś nie wracać do kraju i prosisz
o azyl w Niemieckiej Republice Federalnej".

Postanowiłem wprawdzie, że przed zgłoszeniem się
na policję zwiedzę miasto, słynne z gotyckiej katedry.
Co zobaczę, to moje, a przy okazji rozprostuję kości,
lyknę trochę powietrza. Lecz trafiłem na dzień dźdży-
sty i chłodny. Kiedy stanąłem na podjeździe dworca,
zobaczyłem skulonych ludzi przemykających po mo-
krym placyku, nad którym wyrastał szary kolos strze-
listego tumu. Zaskoczyło mnie trochę, że katedra stoi
tak blisko stacji kolejowej. Popatrzyłem na nią przez
chwilę, stwierdzając, że jej architektoniczny kształt
i wielkość nie różnią się od wyobrażeń, jakie o niej
miałem po obejrzeniu wielu fotografii w podręczni-
kach historii sztuki. Dokonawszy tego odkrycia zre-
zygnowałem z dalszych turystycznych wrażeń. Zaczą-
łem szukać posterunku. Odnalazłem go szybko. Napis
„Polizei” jaskrawo świecił nad drzwiami.

Nie zastanawiając się dłużej, pchnąłem gwaltownie
drzwi. Zbyt gwałtownie, jak sądzę, ale należę do lu-
dzi, którzy wolą od razu wskakiwać do zimnej wody.
Funkcjonariusz policji spojrzał na mnie zaciekawiony
znad biurka, Podszedłem do niego i wyrecytowałem
kilka zdań w języku niemieckim. Obejrzał mnie o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin