Xani_s_00gt.pdf

(447 KB) Pobierz
I
Wokół panowała ciemność. Xani z trudem otworzyła oczy. Pamiętała, że zasnęła pod
wielkim drzewem, gdzie schroniła się przed upałem, by w spokoju zjeść posiłek. Usnęła tylko
na chwilę. Jak znalazła się tutaj...? Czy ktoś ją porwał?! Podniosła się, ale jej ciało przeszył
rozdzierający ból, który na moment zamroczył ją. Stanęła na chwiejnych, ugiętych nogach i
rozejrzała się. Była wewnątrz wielkiego kręgu, który tworzyły dziwaczne, przeźroczyste
kryształy wysokości dwóch dorosłych mężczyzn. Milczące, nieruchome i surowe, wyrastały z
kryształowej posadzki jak osobliwe, kanciaste stalagmity górując nad nią złowieszczo i
przytłaczając ją. Uczucie paraliżującego strachu zaczęło zakradać się do jej świadomości, z
trudem przełknęła ślinę. Ból nie ustępował, pulsowanie w skroniach stawało się coraz
intensywniejsze. Zachwiała się.
Za wszelką cenę starała się sobie przypomnieć, jak się tu znalazła, ale pulsowanie
nasilało się w rytm łomotania jej serca, nie pozwalając zebrać myśli, dławiąc oddech i
zaciskając gardło. Na jej czoło wystąpiły krople potu, a z przymrużonych oczu popłynęły
mimowolne łzy. Chaotycznie próbowała złapać powietrze, nie wiedząc czy z bólu czy
strachu, nie miało to w tej chwili znaczenia. Niespodziewanie kątem oka dostrzegła ruch i z
wysiłkiem zmusiła się, by podnieść głowę. Obraz rozmazywał się teraz i falował. Zmrużyła
oczy, żeby lepiej widzieć. Tak, ktoś stanął za jednym z kryształów! Postać wyciągnęła dłonie
w jego kierunku i dotknęła go, pulsowanie nasiliło się, a kryształ wypełniał się od wewnątrz
światłem czarno-fioletowej barwy. Ból przeszył ją jeszcze mocniej, jakby chcąc rozerwać jej
ciało od środka. Krzyczała, błagała by przestał, by powiedział jej, co się dzieje... Resztkami
sił starała się utrzymać uniesioną głowę, by nie stracić obrazu z oczu. Za kolejnym kryształem
pojawiła się sylwetka kobiety – kryształ zalśnił złotem, potem za trzecim rozjarzył się błękit i
następnym – antracyt.
– Co tu się dzieje! Czego wy chcecie! – ale nikt nie odpowiedział, nie przestał. Znowu
poczuła rozrywające pulsowanie, w rytm... bolesnych... czarnych... plam... przed oczami.
Teraz wszystkie kryształy lśniły już całą kakofonią barw, oślepiając ją. Przesłoniła oczy
ręką, by cokolwiek widzieć. Niektóre miały barwy intensywne, wręcz rażące, inne pastelowe,
jeszcze inne delikatne i rozmyte. Milczące dotąd postaci zaintonowały coś w rodzaju pieśni, a
raczej mormoranda. Była ona przyjemna i spokojna. Rozpoczęła się od cichej, wibrującej
melodii, która rosła i drżała coraz intensywniej.
1
Kryształowe stalagmity zaczęły ożywać. Najpierw u samego wierzchołka, potem fala
wibracji i coraz głośniejszy dźwięk przenosiły drgania na całą ich powierzchnię, aż do samej
podstawy. Z każdego z nich wystrzelił w kierunku kryształowej posadzki promień światła.
Barwy mieszały się w transparentnej, kryształowej głębi, tworząc pawiment niespotykanej
barwy. Tańcząc i falując, wirując, obracając się i mieniąc, wstęgi podążyły w jednym
kierunku skupiając się w jeden snop iskrzącego światła, by po chwili wystrzelić ku górze
świetlistym filarem w centrum kręgu. Przeraźliwy krzyk dziewczyny rozdarł rytualny spokój
jaskini. Na krótką chwilę pieśń zamarła, wyraźnie dało się odczuć niepewność i wahanie, ale
po chwili rozbrzmiała na nowo, głęboka i spokojna jak przedtem.
Leżąc na zimnej, kamiennej posadzce Xani poczuła jak ogarnia ją niemoc i
wszechobecne zmęczenie, było jej już wszystko jedno. Popatrzyła na delikatna mgiełkę, która
wraz ze słabym oddechem wydobywała się z jej ust.
Umieram, dlaczego to zrobili?
Nie miała
siły się podnieść. Miała wrażenie, że chłód posadzki przenika jej plecy, wszystkie nerwy
ciała, pełznąc w głąb coraz dalej, zawłaszczając coraz więcej jej zmysłów i paradoksalnie
przez to dając jej dowód na to, że jednak jeszcze żyje. Chciała znowu wstać, ale tylko
poruszyła palcami. Skóra i mięśnie wydawały się zwieszać bezsilnie z jej kości ku lodowatej
posadzce, tak kojąco... lodowatej... posadzce. Była zmęczona, było jej już wszystko jedno.
Chłód penetrował coraz głębiej jej ciało, zimno wędrowało teraz ku klatce piersiowej i
twarzy, nie czuła już posadzki, nie czuła już nic. Pozwoliła, by zalała ją... cudowna ciemność.
***
Kyrre zniecierpliwionym gestem odsunął od siebie kolejny wolumin, zrzucając tym
samym zgrabną stertę starych pergaminów, które zagracały jego biurko. Szybko
wypowiedział zaklęcie i podmuch wiatru wionął nimi z powrotem na blat. Jeden z nich jednak
dotknął podłogi i rozsypał się w drobny pył. Wybrany zaklął pod nosem starając się
uporządkować pozostałe woluminy, foliały i notatniki, które groźnie zwisały nad granicą
upadku w przepaść nicości – krawędzi jego stołu. Zmęczonymi i przekrwionymi oczyma
popatrzył na dopalającą się na jego biurku świecę, niewielki płomyk zadrgał odbiciem w jego
ciemnych oczach. Znów nie mógł spać.
Zgromadził tu wszelkie zapiski, wzmianki, napomknienia, przepowiednie, bajania i
majaczenia obłąkańców o Ostoi. Znał je wszystkie, a mimo to ciągle czytał w poszukiwaniu
głębszego, może ukrytego sensu w tym, że jeden z wariatów wypluł na brodę owsiankę
mówiąc słowo: „zdobyć”. Spędził setki Zaćmień zastanawiając się, co ma to oznaczać. Jeśli
2
Kup książkę
Ostoja była rzeczą, zwierzęciem, nie było wątpliwości, ale jeśli człowiekiem... Sprawy się
komplikowały. Poranne niebo zaczynały rozjaśniać rubinowe smugi świtu.
***
Xani otworzyła oczy i rozejrzała się mętnym wzrokiem dookoła. Powitał ją szum
drzewa, świergot ptaków, niemalże dusząca woń kwitnącej łąki i delikatne buczenie
pracujących owadów. Zamrugała. Obok niej przeciągnął się leniwie rozpościerając swoje
futrzaste skrzydełka jej smokot – Szponek. Widząc, że jego pani się obudziła przewrócił się
na grzbiet i wyciągnął do niej łapki.
– Kolejny sen, kolejna bezsensowna wizja – pomyślała przecierając powieki i głaszcząc
zwierzątko po brzuchu.
Usiadła z wysiłkiem na trawie nie patrząc w słońca. Południe było blisko, na niebie
górowały trzy rozjarzone dyski – znak, iż Pora Urodzajna była w pełni rozkwitu.
– Muszę wracać do pracy zanim zauważą, że mnie nie ma… – pomyślała. Pośpiesznie
zebrała narzędzia i resztki posiłku i niepewnym jeszcze od snu biegiem ruszyła w stronę
poletka swoich rodziców. Nie cierpiała zbiorów kalików, ale były one podstawą ich
utrzymania. Smaczne bulwy tej rośliny dobrze sprzedawały się na targu i dzięki temu można
było jakoś przeżyć.
– Xani gdzieś ty się podziewała? – zapytała widząc ją matka. – Jutro musimy je wysłać
na targ, a nie zebraliśmy jeszcze nawet połowy – powiedziała rozprostowując obolały krzyż i
odrzucając warkocz koloru hebanu na plecy. W jej oczach widać było zmęczenie i irytację.
Pozostałe osoby również podniosły wzrok znad grządek.
– Przepraszam, znowu miałam dziwny sen. Już się biorę do pracy – powiedziała
apatycznie dziewczyna.
Inni wrócili do swoich zajęć, kręcąc z dezaprobatą głowami, ale spojrzenie kobiety
nadal tkwiło skupione na córce. Surowy wzrok złagodniał widząc jej bladość i podkrążone
oczy.
– Wszystko w porządku kochanie? – zapytała biorąc córkę za ramiona i przyglądając jej
się bacznie. – Znowu ten sam sen? – Dopytywała się patrząc jej w oczy, które były widocznie
przekrwione. Poczuła jej lekkie drżenie. Dziewczyna odwróciła głowę i spostrzegła szepczące
ukradkiem rodzeństwo, któro gestykulowało w jej kierunku. Nie lubili, gdy znikała i nie lubili
wykonywać za nią jej pracy, nie raz jasno dawali jej to do zrozumienia. Westchnęła ciężko.
3
Kup książkę
– Tak. Nie potrafię tego zrozumieć. Może gdybym była babcią – zmusiła się do słabego
uśmiechu. Z westchnieniem zabrała się do pracy wyrzucając sobie w duchu, że po raz kolejny
sprawiła matce zawód i naraziła się reszcie rodziny. Skupiła się na zbieraniu kalików
pogrążając się w rozmyślaniach i starając się nie zwracać uwagi na to, że słońca bezlitośnie
ogrzewały niezakryte części jej ciała.
Babka była potężną maginią, nie raz słyszała od matki opowieści o niej, niekiedy
ubarwione, ale mimo wszystko dające obraz potężnej i mądrej osoby, obdarzonej wielkim
talentem. Od tamtego czasu talent ten nie ujawnił się u nikogo z jej rodziny, były oczywiście
przejawy magii, ale nie tak potężnej. A już na pewno nie ujawniły się u niej. Xani po testach
na obecność magii została określona, jako „standardowy E’olh” – człowiek bez umiejętności
władania magią. Włożyła pokaźną kupkę kalików do skrzynki i przeszła do następnej grządki,
poprawiając zawiązaną na głowie chustę. Testy przeprowadzano u wszystkich dzieci w wieku
pięciu Zaćmień, wtedy, gdy mogły one jeszcze w dość instynktowny sposób reagować na
bodźce magiczne. Te, które posiadały talent reagowały odruchowo. Xani nie zareagowała ani
razu. Jedyna rzecz, jaka utkwiła jej w pamięci z tamtego dnia to fakt, iż na koniec dostała
cukierki w kształcie motyli, całą torbę cukierków. Rozproszyła maga, który akurat
wyczarowywał dla niej słodycze chwytając go w zachwycie za rękę i wtedy sypnęło, a raczej
wyczarowało mu się więcej. Trzeba było je chwilę łapać, bo wszędzie fruwały, ale gdy
wylądowały już w jej torbie była ich całkiem pokaźna ilość. Uśmiechnęła się do siebie na to
wspomnienie. Szybkim ruchem odrzuciła zwiędły krzak i niewyrośnięte bulwy na bok.
Ojciec brakiem magii u córki był zachwycony. Na wyspie Aran, skąd pochodziła ona i
jego rodzina, magia była czymś obcym i gdy u kogokolwiek wykryto talent magiczny, był on
odsyłany na ląd i raczej nie pojawiał się już z powrotem. Nie miała pojęcia, gdzie to miejsce
było, niezbyt ją to też obchodziło, w końcu tu był jej dom i wszystko, czego potrzebowała i o
czym mogła marzyć. Niedługo rodzice znajdą jej męża i będzie mogła rozpocząć życie
właściwe każdej kobiecie – zajmie się domem, dziećmi, uprawą roli. Słyszała o tym odkąd
pamiętała i nie wyobrażała sobie innej przyszłości.
Wyprostowała się, by odciążyć bolące plecy i przetarła czoło ręką. Utytłana ziemią dłoń
zostawiła smugę brudu na jej czole. Przez chwilę delektowała się powiewem lekkiego zefiru
na spoconej twarzy i na powrót zajęła się zbieraniem.
Jej dwie sąsiadki wyruszyły na ląd, do Loruny i od tamtego czasu przesyłały jedynie
długie i wylewne listy. Matka często czytała je z przyjaciółką, chłonęła je ciesząc się ze
szczęścia dziewczyn. Sama była potomkinią potężnej magini, ale wyrzekła się magii, gdy
wyszła za ojca Xani i zamieszkała z nim w Airy, niewielkim miasteczku w północno-
4
Kup książkę
wschodniej części Aran. Opowiadając Xani tę historię nigdy nie podała innego powodu
swojej decyzji, jak miłość do męża i dzieci.
Dziewczyna widziała lekki zawód w jej oczach, gdy usłyszała wyniki testu. Wszyscy
patrząc na portret babki twierdzili, że wyglądem bardzo ją przypomina – śnieżnobiałe,
kręcone włosy, porcelanowa cera i przenikliwe jasnoszare oczy, które nawet, gdy patrzyło się
na portret wydawały się zaglądać w głąb umysłu. Możliwe, iż matka pokładała w niej jakieś
nadzieje, a może tylko jej się tak wydawało, bo nigdy nie dała do zrozumienia, iż coś takiego
czuła. Wręcz przeciwnie, widząc nieco zasmuconą Xani przytuliła ją i powiedziała, iż każdy
jest na swój sposób wyjątkowy i tylko od niego zależy, jak wykorzysta swoje talenty.
Xani po raz kolejny wytarła pot z czoła, słońca paliły przeraźliwie, a jej jasna skóra
zaczynała się robić czerwona i piekąca. Niestety robiła sobie z tego powodu częste przerwy
szukając ratunku w cieniu pobliskich drzew. Reszta rodziny pracowała bez wytchnienia już
od kilku dni patrząc złym okiem na jej lenistwo. Przysparzało jej to mnóstwo ciętych uwag i
krytycznych spojrzeń.
– Niech to się już skończy – wyszeptała cicho odganiając od siebie natrętne owady. Po
krótkiej chwili najbardziej naprzykrzający się z nich, niedający się odgonić komar, przysiadł
na jej ręku, popatrzył w jej stronę i wyszeptał:
– Uważaj, o co prosisz, bo jeszcze się to spełni. Nici przeznaczenia wreszcie zaczynają
się splatać, los został już dawno przesądzony.
Dotkliwie ugryzł ją w przedramię i odleciał. Dziewczyna osłupiała i zamarła w
bezruchu. Rozejrzała się dyskretnie dookoła, czy przypadkiem ktoś jeszcze zobaczył i
usłyszał to, co ona. Ale jedyną rzeczą, jaką napotkała to pytające spojrzenie siostry. Pokręciła
więc tylko głową i wróciła do pracy, zastanawiając się, co owad miał na myśli, bo jej chodziło
o to, by skończyły się już zbiory.
II
Następnego dnia słońca wstały wcześnie, zapowiadając piękną pogodę. Xani z radością
wybiegła z pokoju w kierunku kuchni. Podekscytowana i rozpromieniona szybko zapinała
guziki sukienki i starała się ułożyć niesforne włosy. Zawsze lubiła wyjazdy na rynek, a w tym
roku, ku jej ogromnej radości, to ona miała towarzyszyć i pomagać rodzicom podczas
sprzedaży zbiorów. Prawda była taka, że dzieci i tak zawsze dostawały wolną rękę i mogły do
woli podziwiać stragany i wystawy sklepów, podczas gdy rodzice zajmowali się handlem.
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin