Petla_e_1fxk.pdf

(1229 KB) Pobierz
Za to, że wolnym chciałem być,
ścigają mnie jak sfora psów
ci, co na smyczy wolą żyć
i nie podniosą nigdy głów.
Moja wolności, nie znał cię
żaden niewolnik, żaden pies.
Obroża dla nich zwykła rzecz,
obroża dla mnie pętlą jest.
Dla mej wolności…
Mojej wolności…
Lech Makowiecki,
Ostatni nabój
Kup książkę
Prolog
Lidia Went skończyła śpiewać. Publiczność zgroma-
dzona w sali restauracyjnej hotelu Polonia poderwała się
z krzeseł i głośnymi brawami nagrodziła piosenkarkę
za występ. Kobieta uśmiechnęła się. Przyłożyła długą
cygarniczkę do uszminkowanych ust i zaciągnęła się pa-
pierosem umieszczonym na jej pozłacanym końcu. Od-
chyliła głowę. Wypuściła dym, a drugą ręką delikatnie
przejechała po nodze, podciągając dżersej sukienki po-
nad kolano. Na widok odsłoniętego uda publiczność do
oklasków dołożyła gwizdy i nieprzyzwoite okrzyki. Li-
dia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że większość
mężczyzn pojawia się na jej występie właśnie po to, a nie
by podziwiać jej talent wokalny. To dla nich malowała
usta i paznokcie na czerwono, wkładała krótkie sukienki,
a do programu wprowadziła drobne, zmysłowe gesty. Jej
dusza artystki nie widziała w tym nic złego i nie obcho-
dziło ją to, że zazdrosne partnerki wielbicieli uznawały je
za lubieżne i niepotrzebne. Mężczyźni mieli zupełnie inne
zdanie w tej kwestii. Tego była pewna, podobnie jak i tego,
że samym śpiewem nie zapełniłaby sali najdroższego ho-
telu w Warszawie.
Adam Nowacki nie dołączył do podnieconego tłumu.
Poprawił biały obrus na ustawionym w kącie stoliku, który
potrącił spieszący pod scenę oficer NKWD. Sięgnął po pa-
pierośnicę, wyjął ostatniego papierosa i zapalił. Nie musiał
Kup książkę
tak jak inni zabiegać o względy piosenkarki. Wiedział,
że podobnie jak po każdym takim występie, i tak spotkają
się w garderobie, a po krótkiej chwili wylądują w łóżku
w wynajmowanym przez niego pokoju trzy piętra wyżej.
Nie przyzwyczaił się jednak jeszcze do zainteresowania,
które wzbudzała jego partnerka, i dlatego z niepokojem
obserwował rozochoconych mężczyzn wdzierających się
na scenę. W większości byli to wojskowi, ale też i cywile.
Oficerowie NKWD czy Ludowego Wojska Polskiego, mi-
nistrowie, a nawet dyplomaci z mieszczących się w Polonii
ambasad – wszyscy oni zabiegali o względy Lidii Went.
Kobieca postać w czerwonej sukience i blond włosach
ułożonych w miękkie fale, na których spoczywał zawa-
diacko przekrzywiony kapelusik, coraz szybciej niknęła
Nowackiemu z oczu. Mężczyzna podniósł się i ruszył do
wyjścia. Nie miał ochoty dłużej na to patrzeć. Mimo iż po-
wstrzymywał się przed tym, by nie zerkać w stronę sceny,
nim dotarł do korytarza, zdołał jeszcze dostrzec starszego
jegomościa w granatowym garniturze. Stał naprzeciw pio-
senkarki, a w wielkich dłoniach ściskał bukiet róż. Kobieta
przyjęła podarunek, zarumieniła się i podziękowała cału-
sem w nieogolony policzek. Wściekły Adam wyszedł z sali.
Na korytarzu było pusto. Przynajmniej tak się zda-
wało Nowackiemu, bo nie dostrzegł mężczyzny w sza-
rym płaszczu opierającego się o jeden z filarów. Nie brał
przy tym pod uwagę recepcjonisty i młodego boja hote-
lowego z tacą papierosów, którego wyminął w wejściu do
sali restauracyjnej. Szedł prosto do garderoby Lidii, gdzie
jak zwykle chciał ją przywitać po występie. Oczywiście
Kup książkę
w towarzystwie niezliczonej ilości kwiatów, szampana
i kawioru. Robił tak za każdym razem. Na wszelki wypa-
dek, by pokazać jej, że jest ponad tymi wszystkimi, którzy
przychodzą do niej z nędznym bukietem róż.
– Mamy problem.
Nowacki w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na te
słowa. Dopiero po chwili zrozumiał, że zostały wypowie-
dziane do niego. Zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę.
Rozpoznał w nim Waldka Bednarka, człowieka pomaga-
jącego mu w sprzedaży kradzionych fantów przejętych od
szabrowników na Ziemiach Odzyskanych.
– Mamy problem – powtórzył paser głośniej, lecz to
nie było konieczne. Adam słyszał go doskonale, choć
zdecydowanie bardziej by wolał, aby te słowa nigdy nie
zostały wypowiedziane.
Z Bednarkiem skontaktował go kolega ze szkoły. Twier-
dził, że nie ma w stolicy lepszego sprzedawcy kradzionego
towaru niż Waldek. A takiej właśnie osoby potrzebował
Nowacki. Przecież on, oficer Sekcji Specjalnej Korpusu
Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozpracowującej party-
zanckie bandy, nie mógł się tym zajmować. Poza tym zu-
pełnie się nie znał na sprzedaży.
Bednarek ochoczo zabrał się do pracy, ustaliwszy wcze-
śniej swój procent. Adam przystał na warunki i już po kilku
dniach mógł pozwolić sobie na bywanie w Polonii na obia-
dach i wódce. To właśnie podczas jednej z takich wizyt
zupełnie przypadkiem natknął się na występ Lidii Went.
Ujrzał ją na scenie i postanowił zrobić wszystko, aby zdo-
być piosenkarkę.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin