Histeria_38.pdf

(4890 KB) Pobierz
A AMI Ł K T
L
AA OA
H T LL MO I
O E A
RR
KU
RK
MI U N K
N T I
OTT I O PZ C R LN R A
SA N D M R Y O N A D O D
ZR N O O
E WA E K WY
SPIS TREŚCI: 
Słowo od redakcji
3
ALA MIAŁA KOTA
HOTEL LA MORIR
KRUK
MINUTNIK
OSTATNI DOM PRZY CORNLAND ROAD
ZERWANE OKOWY
Agnieszka Mohylowska
Miłosz Piotrowski
Ewelina Sławek
4
14
21
33
46
57
Beata "Powiało Chłodem" Mróz
Wojciech Kryska
Paweł Wójcik
Redaktorzy naczelni: Błażej Jaworski, Maciej Zawadzki
Okładka : Joanna Widomska
Skład: Maciej Zawadzki
Ilustracje: Roman Panasiuk. Małgorzata Siłkowska, Izabela Wojciechowska, Zvyrke
Korekta: Kaja Jaroszewska, Joanna Korytko
email: magazynhisteria@gmail.com
Prawa autorskie do poszczególnych opowiadań oraz ilustracji są własnością ich autorów.
Witajcie!
Przed Wami majowa Histeria, czyli 38. wydanie naszego magazynu. W
środku
znajduje się sześć opowiadań szeroko pojętej grozy, które (mamy nadzieję) umilą Wam czas.
Życzymy
strasznej lektury i wracamy do prac nad lipcowym numerem.
B. Jaworski i M. Zawadzki
Z
rys.
vyrk
e
ALA
MIAŁA KOTA
Agnieszka Mohylowska
Od kilku lat otaczają mnie te same twarze – przedwcześnie postarzałe twarzyczki
dzieci, które całymi dniami snują się po domu, wykonując zlecone zadania niemające sensu.
Patrzą na zabazgrane zeszyty, talerze z brejowatą zupą, brudne podłogi i ususzone w kątach
szczury, ale niczego nie dostrzegają. Ich spojrzenia wypełnia pustka, która w najbardziej
ponure dni wylewa się na korytarze, pokoje i sypialnie równie pustego budynku, którego nikt,
nawet ślepiec, nie nazwałby domem. Mimo że wszystkie jego pomieszczenia, o każdej porze
dnia, zajmują dziwne stworzenia, kiedyś będące czyimiś dziećmi, to pustka emanuje zewsząd.
Czuć ją w ścianach, cegłach i dachówkach. Jest to tego rodzaju budynek, do którego nie
zapukałbyś, gdyby na ulicy zaskoczyła cię ulewa. Mieszkańcy Ciemiaszyn, jeśli tylko mogą,
4
omijają go szerokim łukiem, a nie jest to trudne, kiedy znajduje się na pustkowiu otoczonym
polami i lasem. Czasem tylko szutrową drogą przejedzie jakiś traktorzysta i instynktownie
odwróci wzrok od zarośniętego ogrodu i popadającego w ruinę sierocińca, wstydliwej
tajemnicy zapomnianej przez Boga wioski.
Może to nie życiowe tragedie, a to miejsce tak nas zmieniło? Wyssało ostatnie krople
życia, czyniąc pozbawionymi emocji kukłami. Nas… Już zaczynam postrzegać siebie jako
jedną z nich. Noszę ten sam sprany mundurek, śpię na tym samym twardym materacu i jem
ten sam kwaśny chleb, lecz jestem inna, jeszcze się nie poddałam. Za dnia jak reszta
przypominam cień, który szukając swojego właściciela, pojawia się w przypadkowych
miejscach. Jednak wieczorem nie wskakuję z rozmarzeniem do łóżka niczym do wehikułu
czasu. Nie zaliczam się do jednej z tych twarzy zamykających oczy tylko po to, by w snach
podróżować po prawdziwych lub zmyślonych światach, gdzie czekają domy z ciepłym
kominkiem i kochającą rodziną. Nie jestem jedną z nich. Noc nie przynosi ukojenia, jedynie
koszmary na jawie, w których obserwują mnie dziesiątki święcących oczu gotowych do
ataku. Nie mogę zasnąć, kiedy zagrożenie jest blisko i serce bije mi tak głośno, lecz to strach
trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Po zmroku, gdy inni przemierzają fantastyczne krainy,
piszę lub wpatruję się w szare ściany pokryte pleśnią i rzędy metalowych łóżek ułożeniem
przypominające labirynt. Utrudniają wydostanie się stąd, jak gdyby któreś z nas miało gdzie
się podziać.
Jest pierwsza, siedzę pod kocem z małą latarką, prezentem od taty. Na kartce
maczkiem zapisuję kolejne zdania porządkujące myśli. Ramiona mam zdrętwiałe, a nogi
przemarznięte, ale i tak jestem w lepszym nastroju niż zwykle. Wszystko dzięki szalejącej
wichurze. Jej podmuchy cyklicznie wpadają do środka i unosząc liche kołdry, zostawiają
gęsią skórkę na stópkach i rączkach wystających spod jednakowych pościeli. Szum wiatru
przedzierającego się przez nieszczelne drewniane okna zagłusza inne odgłosy z zewnątrz, te,
których się obawiam. Nasączone nienawiścią syczenie rozbrzmiewa regularnie, noc w noc,
odkąd tu trafiłam. Wydające je istoty czerpią satysfakcję z paraliżującego mnie strachu, kiedy
wyglądam zza szyby na rozświetlony żółtymi ślepiami ogród, i delektują się upływającymi w
napięciu godzinami, podczas których zastanawiam się, czy tym razem przyszły rozprawić się
ze swoją ofiarą na dobre. Zazwyczaj obchodzą się ze mną jak z myszką i podekscytowane
patrzą, jak wiję się, nie mogąc uciec z pułapki. Im dłużej cierpię, obawiając się o życie, tym
lepiej. Cierpliwie czekają pod oknem na odpowiedni moment, gdy znajdę się na granicy
wytrzymałości. Wtedy wyciągną po mnie swe zakończone ostrymi pazurami łapy.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin