Wandzel Tomasz - Chłopiec z Kresów. Historia prawdziwa.pdf

(1171 KB) Pobierz
Składam serdeczne podziękowania Panu Romanowi, który
zechciał opowiedzieć mi historię swojego brata Henryka.
Panie Romanie, gdyby nie Pan, nie napisałbym tej książki.
WSTĘP
(Prabuty lipiec 2017)
– Jak ja nie cierpię tych cholernych upałów – jęknęła żona, stawiając na
stole talerze z parującą zupą – od jutra robię wyłącznie chłodniki –
zapowiedziała, przysuwając bliżej pokojowy wiatrak.
– A co to są te chłodniki? – zapytał młodszy z synów, pochłaniając
z apetytem zawartość talerza.
– To takie pyszne orzeźwiające zupy z dużą ilością warzyw – wyjaśniła
żona.
– Blee, to ja tego nie będę jadł – oświadczył syn. Czego jak czego, ale tego,
że żaden z synów nie tknie chłodnika, oboje z żoną byliśmy pewni.
– Podobno od jutra ma być już dużo chłodniej – pocieszyłem, powtarzając
to, co mówiono w radiowej prognozie pogody.
– Jakoś w to nie wierzę – oznajmiła żona, podkręcając obroty wentylatora.
Ledwie przełknąłem dwie łyżki pomidorówki, gdy zabrzęczał mój telefon.
Odebrałem i przeszedłem do innego pokoju. Miły kobiecy głos pytał
o możliwość zakupu mojej najnowszej książki. Odpowiedziałem, że oczywiście
można ją nabyć bezpośrednio u mnie. Rozmówczyni zapowiedziała, że po
książkę przyjdzie jej mąż, ale dopiero pod wieczór, gdy wróci z działki.
– Nie ma najmniejszego problemu, dziś i tak nigdzie się nie wybieram –
odpowiedziałem, podałem adres, zakończyłem rozmowę i wróciłem do obiadu.
Pan Roman zgodnie z zapowiedzią swojej małżonki zjawił się około
osiemnastej. Myślałem, że będzie to jedna z dziesiątek podobnych wizyt, kiedy
ludzie przychodzili, kupowali książkę, zamienialiśmy kilka zdań, a ja życzyłem
im miłej lektury. Jednak tym razem było inaczej.
– Panie Tomaszu, chciałbym z panem porozmawiać, a dokładniej rzecz
ujmując, opowiedzieć pewną historię – zaczął mężczyzna nieco tajemniczym
tonem. Przeczuwając, że nasza rozmowa może potrwać dłużej niż zazwyczaj,
zaprosiłem gościa na taras. Usiedliśmy przy stoliku, wieczorne słońce już tak nie
dokuczało, a delikatny wiatr chłodził rozgrzane powietrze.
– Dotyczy ona mojego brata – kontynuował pan Roman pewnym i czystym
głosem. Streszczenie losów Henryka zajęło mu ponad godzinę. W połowie
opowieści zadałem sobie pytanie: Czy to mogło wydarzyć się naprawdę?
Czułem się tak, jakbym słuchał scenariusza filmowego. Jednocześnie
zachodziłem w głowę, jak to możliwe, że tak niesamowita, pełna wstrząsających,
ale również wzruszających momentów historia funkcjonuje dotychczas jedynie
jako rodzinna opowieść.
– Panie Tomaszu, opowiedziałem to wszystko w nadziei, że może pan
zechce ją opisać. Ludzie powinni poznać losy mojego brata i uświadomić sobie,
jak straszną rzeczą jest wojna. Zwłaszcza wtedy, gdy dotyka dzieci – zakończył
pan Roman.
Zapewniłem, że przemyślę propozycję i nie była to czcza deklaracja. Po
kilku dniach zadzwoniłem do niego z prośbą o ponowne spotkanie. Tym razem
zjawił się zaopatrzony w całą dokumentację, jaką udało mu się zgromadzić.
Materiałów było sporo, ale nie na tyle dużo, by napisać książkę dokumentalną.
– Spróbuję opisać tę historię, ale w formie powieści. Muszę jednak
uprzedzić, że tworzenie prozy ma swoje prawa, a jednym z nich jest łączenie
autentycznych zdarzeń z fikcją literacką – wyjaśniłem. Bałem się reakcji mojego
rozmówcy na takie postawienie sprawy. Jednak okazała się ona bardzo
wyważona.
– Panie Tomaszu, przekazuję panu wszystkie materiały, wierząc, że napisze
pan coś bliższego prawdy niż fikcji.
Kolejne dni i tygodnie analizowałem otrzymane dokumenty. Niektóre
Zgłoś jeśli naruszono regulamin