Biblia diabla - Leszek Herman.pdf

(2900 KB) Pobierz
Projekt okładki:
Mariusz Banachowicz
Redakcja:
Elżbieta Meissner
Redaktor prowadzący:
Małgorzata Burakiewicz
Redakcja techniczna:
Karolina Bendykowska
Skład wersji elektronicznej:
Robert Fritzkowski
Korekta:
Ewa Rudnicka
Wydawnictwo dziękuje panu Jerzemu Dubielowi, prowadzącemu stronę
http://zamkilubuskie.pl/za
możliwość wykorzystania w książce rycin herbów
pochodzących z jego zbiorów.
Obraz wykorzystany na okładce
© Kapitel/commons.wikimedia.org
© by Leszek Herman
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2018
Ta książka jest fikcją literacką i wytworem wyobraźni autora.
Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zdarzeń jest niezamierzone
i całkowicie przypadkowe.
ISBN 978-83-287-0808-2
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2018
Czasami myślę, że Bóg, tworząc człowieka,
przecenił nieco swoje możliwości.
Oscar Wilde
PROLOG
Wczesną wiosna roku Pańskiego 1693
Wzgórze Wisielców nieopodal Wrzosowa
M
arzec
tego roku był chłodny. Opatulone w wilgotne mgły poranki
przechodziły w krótkie dnie, nad którymi wisiały zmiętolone kołdry
płynących posępnie z jednego krańca nieba na drugi brudnych chmur. Potem
podkradały się podstępne mroźne wieczory, poprzetykane wilgocią, która
paraliżującym zimnem dostawała się pod każdy, najcieplejszy nawet kaftan.
I wreszcie nadchodziły długie noce, gdy bywało, że mróz ściskał gałęzie
wypatrujących wiosny drzew i malował na szybach domów lodowe esy-
floresy.
Trudno było uwierzyć, że wiosna w ogóle nadejdzie.
Od gościńca z Kamienia wiodła wysadzana wierzbami droga. Prowadziła
do Dziwnówka, mijając jeszcze Wrzosowo, małą wieś, od dawien dawna
należącą do starego pomorskiego rodu Puttkammerów. Od tej drogi zaś,
poprzez gęsty sosnowo-dębowy las, wiódł mroczny, ponury dukt, na którego
końcu znajdowało się wzniesienie, nazywane Wzgórzem Wisielców lub
Długą Górą[1]. Według miejscowych legend w zamierzchłych pogańskich
czasach, kiedy Pomorzem nie władali jeszcze Gryfici, to tutaj właśnie
odbywały się pierwsze plemienne sądy.
Któregoś z tych pochmurnych marcowych dni, zaraz po tym, jak dzwony
wybiły południe, owym duktem jechał niewielki orszak trzech zaprzęgów.
Otwierał go wóz z grupą dziesięciu uzbrojonych w widły mężczyzn,
a zamykał zadaszony powóz wiozący sędziów i duchownych kamieńskiej
katedry. Na środkowym, drabiniastym, była klatka, obok której stał potężnej
postury drab, ubrany w czerwony kaftan. W klatce, na snopku słomy, ze
związanymi na karku i przywiązanymi do stalowych prętów rękami, siedziała
kobieta, po której już na pierwszy rzut oka widać było, że młodość dawno ma
Zgłoś jeśli naruszono regulamin