Remigiusz Grzela - Z kim tak ci będzie źle jak ze mną.pdf

(5654 KB) Pobierz
K
alina. Pytasz o nią i wszyscy ją doskonale znają. Wystarczy imię,
wiadomo, jaka Kalina. Polska Marilyn Monroe. Wkurwiła Gomułkę,
eksponując na dekolcie krzyżyk. Rozwiązła. Mąż był w jednym pokoju, ona
z kochankiem w drugim. Kąpała się w szampanie. No, była w Kabarecie
Starszych Panów. Kochała koty, a miała na nie uczulenie. Chyba była
w Solidarności. Grzeszna i święta zarazem. Pod koniec życia mocno utyła. A,
wycięta scena u Wajdy w Ziemi obiecanej. I ta dziwna sprawa ze spadkiem,
kiedy umarła.
Dygat. Mąż Kaliny Jędrusik. Był pisarzem. Jego książki kiedyś dobrze się
czytało. Chciał z Kaliny zrobić polską Marilyn Monroe. Chyba stworzył
Kalinę. Raczej nie był zainteresowany seksem. Odpowiadało mu takie
małżeństwo. Interesował się sportem. Boksem? Przyjaźnił się z Konwickim.
Pozdrawiali esbeków, rozmawiając przez telefon. Córka napisała książkę, że
on i zła macocha. Raczej ciężki, mało atrakcyjny.
Zostały filmy, nagrania, książki. Bardzo wiele zdjęć. Także obrazy.
Dlaczego w pamięci widzów i czytelników nie przetrwali prawdziwi, pełni
sprzeczności i eksplozji?
Dlaczego uratowaliśmy same klisze?
1991
E
pizody, epizody, same epizody.
No, weźmy na przykład Niewinnych czarodziejów Wajdy. Ile trwa scena?
Półtorej minuty. Na końcu zostawiam Łomnickiemu swój numer telefonu.
Nie lubię siebie w tym filmie.
Nawet tam, gdzie grałam większe role…
Non omnis moriar, jak to mówią.
Sto piosenek, a nigdy nie nagrałam głupiej płyty. Teraz jak pierwsza
debiutantka uśmiecham się do panów z brzuszkiem, żeby sypnęli groszem na
wydanie kaset magnetofonowych z moimi piosenkami. Taka mała i nieśmiała.
Zagubiona. Ulubiona. Wasza Kalina. Kalinka maja. Znielubiona. Nie chcesz?
Już nie chcesz? A jak je wydam, te płyty, kasety, to będę je sprzedawać
wprost z łóżek polowych. Z łóżka do łóżka. Nóżka. Krótka, ale ładna.
Wiktorczyk, którego spotkałam w Klubie Księgarza, gdzie ściągnęła nas
ta sama wystawa Mrożka, mówi, że teraz to taki czas, tylko otworzyć
pornokabaret pod tytułem „Jak w przedwojennym burdelu”. Bo tak nam nagle
koledzy schamieli. Ci subtelni. Przedwojenni. Bez cenzora hulaj dusza.
Nawet się szczerze zaśmiałam.
– Zenon, ale tylko ze mną w roli burdelmamy! Będę grała i śpiewała.
Zaproponowałam od razu tytuły kilku utworów: „Mój kochanek to
bandyta”, „Jak pantera w złotej klatce”, „Dłonie, dłonie, dłonie”, „Drżyj,
kochany mój”.
Teraz to Wiktorczyk się szczerze uśmiał. Ale do śmiechu to nam chyba
nie jest. Kiedy się żegnaliśmy, powiedziałam:
– Tylko pospieszmy się. Żeby nas życie nie prześcignęło!
Tymczasem telefon.
– Dzień dobry, pani Kalino. Ja z „Dziennika Lubelskiego”. Świąder
Janusz. Czy zechciałaby pani zwierzyć się naszym czytelnikom, gdzie spędzi
tegoroczne wakacje?
– Nie mam za co, wstyd się przyznać: zostaję w Warszawie. Ale tego
niech pan nie pisze. Niech pan napisze, że Jędrusik pojedzie na Capri, nad
cudowne morze, gdzie wieczorami będzie piła na powietrzu chłodne wino
przyniesione wprost z piwniczki. Bo ja wprost uwielbiam Włochy. Z moim
mężem Stanisławem Dygatem pojechaliśmy w podróż poślubną na Capri.
I nie tylko, bo prowadził mnie ścieżkami swoich młodzieńczych fantazji:
Napoli, Verona, Venezia, Roma… Lata pięćdziesiąte. Wie pan, czym to
pachniało? Ten zakazany owoc? Tam było normalne życie, nie w Warszawie,
gdzie Polacy egzystowali jak w hermetycznej, zamkniętej puszce. Jak w tych
puszkach z szynką. „Ham” to ma na wieczku napisane. Nie lubię mięsa,
odkąd zaprosili mnie na ognisko i podali prosiaka z zaszytym w środku
cielaczkiem. Wieprzowina faszerowana młodą krówką. Nawet dzisiaj, jak to
wspominam… Nie, nie mówmy o tym więcej. Wolę kasze, makarony, sałaty,
pęczaki, a nade wszystko kociaki. Nie wiem, ile ich mam. Ludzie podrzucają
psy i koty, bo wiedzą, że Kalina…
A ja mam astmę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin