Zeydler-Zborowski Zygmunt - Klub Ekscentrycznych Panien.pdf

(3787 KB) Pobierz
Zygmunt Zeydler-Zborowski
KLUB
EKSCENTRYCZNYCH
PANIEN
Spis treści
Okładka
Strona tytułowa
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
Rozdział I
Świerk jest nie tylko bardzo dekoracyjnym, lecz także niezwykle
pożytecznym. Przy dobrych chęciach można z niego zrobić stół,
krzesło, kanapę, a nawet łóżko, które jednakże przeważnie trzeszczy w
przykry sposób, z biegiem czasu zaś rozsycha się i daje przytulne
schronienie pewnym dobrze znanym a niemiłym owadom,
spędzającym niejednokrotnie sen z powiek strudzonemu wędrowcowi.
Z tych też względów przyrządy służące do spania lepiej jest
produkować z metalu, który jest materiałem bardziej odpornym na
wszelkiego rodzaju niespodziewane inwazje i sprzyja zdecydowanym
zabiegom zapobiegawczym. Ze świerku natomiast lepiej produkować
piórniki, laski, pudełka, a wreszcie w okresie świąt Bożego Narodzenia
można go ustawić w najbardziej reprezentacyjnym pokoju i
przybrawszy iglaste gałęzie barwnymi świecidełkami uradować oczy
naszej dziatwy. Wykaz zalet tego pięknego i pożytecznego drzewa nie
byłby kompletny, gdyby nie dodać, że w cieniu wysokiego świerka
można również pogrążyć się w objęciach Morfeusza, zapaść w niebyt, w
nirwanę, albo, jeśli ktoś woli, zdrzemnąć się po prostu po dłuższym
błądzeniu bez celu. Krzepiący sen pod ciemnozielonymi gałęziami
świerka posiada czasem swe ujemne strony, które jednakże, przy
sprzyjających okolicznościach, mogą przynieść ocalenie amatorowi
wypoczynku na świeżym powietrzu.
W chwili, gdy zaczyna się nasza opowieść, duża szyszka,
zawieszona na najwyższej gałęzi strzelistego świerka, straciła nagle
swój punkt zaczepienia i ruchem jednostajnie przyśpieszonym poczęła
posuwać się w kierunku porosłej bujną trawą ziemi. Przeszkodą w
całkowitym upadku szyszki okazał się niespodziewanie duży organ
powonienia, przez który wydobywał się jednostajny świst,
przypominający do złudzenia głos rozstrojonego fletu. Twardy
przedmiot, spadający z wysokości paru metrów uderzył z
wystarczającą siłą w czerwony nos, kwitnący wśród trawy i mchów na
kształt barwnego tulipana, lub zdradliwego muchomora. Właściciel tej
sponiewieranej części ciała, Horacjusz Barnet, wydał jakiś bliżej
nieokreślony dźwięk, mogący uchodzić za skowyt bitego szczeniaka, i
niechętnie otworzył lewe oko zasnute jeszcze sennym marzeniem. To
jednakże na czym spoczęło z lekka nieprzytomne spojrzenie wpłynęło
na natychmiastowe wprowadzenie do akcji prawego oka oraz na
całkowite i momentalne otrzeźwienie umysłu, który począł pracować z
gorączkowym pośpiechem.
Nad spoczywającym beztrosko gentlemanem w cieniu świerkowych
gałęzi stał dość krzepki mężczyzna z nożem w ręku. Z całej postaci
tego osobnika można się było bez trudu domyślić, że jest on
zdecydowany potraktować Horacjusza Barneta jako tucznego
karmnika, którego należy jak najprędzej zamienić na smakowitą
szynkę z grochem purée, lub kiełbasę litewską.
Są chwile w życiu człowieka, gdy tysiące szalonych pomysłów
przebiegają błyskawicą przez mózg, z których jednakże żaden nie
wydaje się możliwy do zrealizowania. Horacjusz Barnet nie chciał
jeszcze rozstawać się ze światem, nie miał jednak najmniejszego
pojęcia, w jaki sposób może się utrzymać przy życiu. Czuł tylko zupeł-
nie wyraźnie, że jeśli natychmiast nie przedsięweźmie czegoś,
błyszcząca klinga zbrodniczego narzędzia utonie w jego przerażonym w
tej chwili sercu, albo, co byłoby może nawet jeszcze przykrzejsze,
przeszyje mu gardło, plamiąc krwią świeżutko wykrochmalony
kołnierzyk. Wobec tak przerażającej perspektywy na najbliższą
przyszłość, z tego właśnie gardła wydobył się trochę dziwny głos, który
można by porównać z piskiem przestraszonej kuropatwy i Horacjusz
Barnet gwałtownym ruchem usiadł, pragnąc za wszelką cene walczyć o
życie. W tej właśnie chwili oczekiwał ostatecznego ciosu.
Jakież było jego zdziwienie, gdy morderca, widocznie spłoszony
niespodziewanym dźwiękiem oraz nagłym ruchem śpiącego spokojnie
człowieka, wydał okrzyk, który bezstronnemu obserwatorowi wydałby
się niewątpliwie wyrazem przerażenia, w uszach jednakże
nieszczęśliwej ofiary zabrzmiał, jako złowieszcze przeczucie śmierci.
– Panie bandyta – zachrzęścił zmienionym głosem Horacjusz
Barnet, który nadludzkim wysiłkiem woli postanowił podjąć
pertraktacje pokojowe. Panie bandyta, dlaczego właściwie pragnie
mnie pan zamordować?
– Ależ... – mruknął napastnik, podnosząc odruchowo nóż w górę.
– Chwileczkę, chwileczkę! – Zawołał Horacjusz, pragnąc odwlec
jakoś krytyczny moment. Niechże pan zaczeka, panie bandyta. Zaraz
panu wszystko wytłumaczę. To ubranie, które mam na sobie warte jest
zaledwie kilka dolarów. Jeżeli panu na tym zależy mogę go zdjąć i
ofiarować panu. Proszę mi wierzyć, że zrobi mi to prawdziwą
przyjemność. Po prostu nie znoszę garniturów w paski. Poza tym mam
przy sobie żywą gotówką dwieście dolarów, których się chętnie i
zupełnie dobrowolnie pozbędę. Nigdy bowiem nie przywiązywałem
większego znaczenia do pieniędzy.
– Ależ... – powtórzył człowiek z nożem i począł nerwowo
przestępować z nogi na nogę.
– Zaraz, zaraz. Wiem co pan chce powiedzieć. Zauważył pan
Zgłoś jeśli naruszono regulamin