Marin Rafael Krople światla A5.pdf
(
2787 KB
)
Pobierz
Rafael Marin
Krople światła
Przełożył z hiszpańskiego Tomasz Pindel
Tytuł oryginalny: Lagrimas de luz
Rok pierwszego wydania: 2003
Rok pierwszego wydania polskiego: 2003
Ziemią i ludzkością włada potężna Korporacja, uosabiana przez
komputer zwany Nowym Jorkiem. Istnieje tylko jedna i jedynie
słuszna ideologia - Podbój. Ludzie są tylko trybikami wielkiej
machiny. Hamlet Evans marzy, by zostać Poetą, żołnierzem
Podboju, mającym opiewać wielkie czyny konkwistadorów.
Kiedy jednak nim zostanie, przekonuje się, że prawda o ekspansji
jest inna, niż maluje ją propaganda... Postanawia się zbuntować.
-2-
Oto zasada, literatura i sztuka stojące w
poprawnym szyku. Ratunkiem społeczeństwa jest
tak literatura jak polityka. Wszyscy wiedzą, że
poezja to rzecz błaha, nieważna, bezpłodna,
próżna, oddająca się dziecinnemu wyszukiwaniu
rymów; i dlatego należy się jej bać. Trzeba
poskramiać myślicieli. Niebezpiecznie wynosić ich
na ołtarze. Kimże jest poeta? Jeśli oddaje się mu
cześć - nikim; ale jeśli się go prześladuje, wówczas
jest wszystkim.
Victor Hugo
-3-
JEDEN.
Strzepuję kurz ze starej, rudej peruki i umieszczam ją ostrożnie
na włosach, układam trochę bokiem, żeby nie wyglądała zbyt
naturalnie, ale jednak dość prosto, żeby nie była groteskowa. Tak
dobrze. Otwieram i zamykam oczy, i stwierdzam, że trzeba dodać
trochę różu na powieki. Doskonale, tak jest dużo lepiej. Potem
nakładam sobie nos, zielony jak groszek, czarny kapelusz i bardzo
biały plastikowy kwiat. Niech świat staje na baczność, oto
nadchodzi Hamlet.
Znowu przyglądam się sobie w zwierciadle, sprawdzając, czy
wszystko jest w porządku. I jest. To sympatyczne monstrum to ja,
Hamlet Evans, kolorowy i uwielbiany przez tłumy klaun.
Uśmiecham się do siebie ustami uwydatnionymi przez makijaż,
ale nie wydaję się sobie zbyt śmieszny. Jestem bardzo
wymagającą publicznością, ale to w końcu zrozumiałe: znam
wszystkie swoje dowcipy.
Ktoś stuka do drzwi dając mi znać, że zostały dwie minuty do
mojego wyjścia na arenę. Przytakuję głową, że już idę, jak gdyby
ten ktoś mógł mnie zobaczyć. Dwie minuty. Wystarczająco dużo
czasu, żeby wypalić ostatniego papierosa. Zapalam skręta z
haszyszu i smakuję go powolutku, a dym spowija odbitą w lustrze
postać fantasmagorycznego klauna. Fajny jest hasz... sprawia, że
wszystko widzisz inaczej. Stajesz się sympatyczniejszy,
bystrzejszy. To świetny towarzysz, kiedy masz wyjść na scenę i
powtarzać w kółko gagi, a nie czujesz akurat zbytniej weny; kiedy
miałbyś ochotę zamienić splendor oklasków na odrobinę
odpoczynku i romantyczną kolację przy blasku świec z Wim.
Wim. Martwię się o Wim. Ostatnio jest coraz bardziej blada,
grobowo blada. Nawet nie chcę się nad tym zastanawiać, ale
wiem, że Wim myśli o śmierci. Bez przerwy, dzień i noc. Śmierć.
-4-
Głos zawiadamia mnie, że przyszła moja kolej. Gaszę papierosa
i z wysiłkiem wstaję z krzesła, w niewygodnych butach,
szczęśliwy, że przerwali mi tę zapowiadającą się dość ponuro
halucynację: Wimdyl nieżywa, skrzydła złamane, płaska,
słabowita pierś. Wimdyl konająca obok poczwarki, skończona na
zawsze, zwiędła, zniszczona... Nie. Teraz nie mogę myśleć o
śmierci. Potem może i tak, ale nie teraz. Nie w tej chwili. Muszę
wyjść i wystąpić. Muszę rozśmieszyć moją publiczność. I śmiać
się samemu. Zapomnieć. Mój Boże, zapomnieć. Nie chcę
skończyć jako klasyczny smutny błazen.
Ach, wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Rękawiczki, jak
zwykle, przeklęte i absurdalne rękawiczki. Jedna biała, druga
czarna, tak jak moja twarz, jak moja dusza. Rękawiczki.
Nakładam je szybko, przebiegając wzrokiem po garderobie w
poszukiwaniu parasola i mojej małej klatki. W klatce siedzi dość
smutny papierowy ptaszek. Publiczność zanosi się ze śmiechu,
kiedy ptaszek zaczyna melodyjnie śpiewać arię z Rigoletta.
Publiczność. Klatka. Wycieram ją rękawem i sekundę później już
jestem na zewnątrz, maszerując zbyt prosto jak na klauna. Z
oddali słychać oklaski, co oznacza, że poprzedni numer się
spodobał. To dla mnie dobra wiadomość. Moi kompani z dnia na
dzień coraz wyżej podnoszą poprzeczkę, ale ja nigdy nie zawodzę
publiczności.
Za kulisami zamieszanie tak wielkie jak zwykle. Prawdziwy
chaos: artyści są tam, gdzie być nie powinni; akrobaci przyglądają
się z boku młodym lwiętom, podczas gdy ich treser próbuje
ostrożnie odebrać im resztki trapezu; otyłe brodate kobiety
narzekają, że nigdy nie mają apetytu; chude jak nitka
gimnastyczki pałaszują, jak gdyby cały świat był jedną wielką
porcją jedzenia; półudomowione zwierzęta pałętają się
swobodnie, doprowadzając wszystkich do szału, za wyjątkiem
swych opiekunów, którzy śpią snem sprawiedliwego w klatkach;
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
Ks A5.7z
(2749 KB)
Marin Rafael Krople światla A5.pdf
(2787 KB)
Marin Rafael Krople światla A5.doc
(2254 KB)
Inne foldery tego chomika:
Ma as Sa rah
Ma leszka Andrzej
Maas Sharon
MacApp Colin
Macaulay Rose
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin