Hakus-Pokus A5.pdf
(
2865 KB
)
Pobierz
Katarzyna Leżeńska
Hakus-Pokus
Pierwsze wydanie polskie 2011
ONA: Beata, psycholog z Chicago, uciekinierka sprzed ołtarza.
Wyjeżdża, by rozstać się nie tylko z niedoszłym mężem, ale i z
chorą psychicznie matką, która właśnie trafiła do zamkniętego
ośrodka.
ON: Robert, polski matematyk i haker. Rozwodzi się z
transseksualną żoną, porzuca stare przyjaźnie i naciska „reset” w
swoim życiu. Kolejny raz.
Spotykają się w Seattle, w pełnej oryginałów firmie Counter-
Vision, zajmującej się zabezpieczaniem firm i instytucji przed
atakami hakerów.
Szybko następujące po sobie zdarzenia, podróże, relacje i
wybory wystawiają na próbę nie tylko uczucia bohaterów, ale i
bezpieczeństwo w internecie. Przypadkowe odkrycie Roberta oraz
śledztwo przeprowadzone przez wścibskiego dziennikarza
stawiają pod znakiem zapytania uczciwość metod, jakimi
posługuje się Counter-Vision. Ale to nic w porównaniu z tym,
czego doświadczają bohaterowie podczas spotkania z matką Beaty
i podróży do Waszyngtonu.
Czy nowa miłość wystarczy, by znikły stare koszmary?
-2-
1.
Znowu czerwone.
Beata zahamowała na środku przejścia dla pieszych. Rozejrzała
się z nadzieją, że uda jej się uniknąć nienawistnych spojrzeń
przechodniów. Zapadła się w fotel. Tłum ludzi spieszących po
lunchu do pracy opływał starego chevroleta jak mrówki. Beata
miała ochotę rozjechać ich wszystkich, cofnąć się i rozjechać
jeszcze raz. Czuła, że telefon od profesora z prośbą, by
pofatygowała się do niego osobiście, nie mógł oznaczać niczego
dobrego. Kropla potu spłynęła jej po plecach. Beata rozpięła
kołnierz kurtki.
Zamknęła oczy. Była spóźniona. Znowu.
Klakson z tyłu wyrwał ją z niebytu. Nacisnęła pedał gazu i po
chwili z prędkością światła szybowała po Michigan Avenue w
stronę szpitala.
Spojrzała na wyblakły owalny zegar obok kierownicy. Obie
wskazówki wisiały na szóstce. Zegar nie chodził od...
Od dwudziestu lat? Przy skrętach, jak wahadło, wskazówki to
przyspieszały, to cofały czas. Gdyby tak mogła cofnąć czas... Ile
by za to dała?
Spojrzała na ulicę przed sobą i zwalniające samochody. Spóźni
się. Na pewno się spóźni. Sięgnęła po komórkę na siedzeniu obok,
ale ostatni zakręt przesunął czarny poobijany telefon na skraj
kanapy. Wyciągnęła rękę. Samochody przed nią ruszyły i musiała
się wyprostować. Która godzina?
Rozejrzała się, szukając na banku zegara, który wyświetlał
temperaturę, godzinę i oprocentowanie kredytów. Zamiast tego
zobaczyła wielki billboard z przyczepionym bankowym logo i
niebieskim ekranem, który w tej chwili wypełniały tysiące małych
białych znaczków. Nie, chyba liter. Jeśli to miała być reklama, to
-3-
chyba dla nisko latających ptaków, pomyślała. Po chwili
dostrzegła na ekranie większy napis: Windows error coś tam...
Zacisnęła mocniej palce na kierownicy. Wszystko się wali, a dziś
wyjątkowo wszystko.
Za billboardem ruch wyraźnie przyśpieszał. Pewnie przed nim
wszyscy próbowali się zorientować, co jest na ekranie. Beata
odetchnęła. Ale nadal nie wiedziała, która godzina. Nacisnęła
mocniej gaz, szukając wzrokiem hotelu, przy którym miała
skręcić w prawo. Tak zapamiętała kierunki na wydruku z
internetu. Pamiętała mniej więcej, bo kartkę zostawiła na
drukarce.
Gdzieś tu musiała zmienić pas. Teraz.
- Człowieku, daj mi szansę - wymamrotała pod adresem
spiętego nastolatka za kierownicą tatusiowego audi na
równoległym pasie.
Udawał, że jej nie widzi. Palec wystawiony przez okno zrobił
jednak swoje i nastolatek, pryszczaty jak... nastolatek, wpuścił ją
przed siebie, o mało nie rozwalając audi o skrzynkę pocztową.
Beata odetchnęła.
Dopiero przy Loyola University zorientowała się, że jest już za
daleko. Przyjeżdżała nieraz do szpitala, do matki, ale zawsze
metrem lub taksówką. Dziś chciała samochodem. Może będzie
mogła zabrać ją do domu? Może profesorowi o to chodziło? Może
też mają jej już dość?
Chciała zadzwonić do Bena, żeby tu z nią był. Żeby powiedział
jej, jak, do diabła, dojechać do Northwestern. Sięgnęła po telefon.
Nie, musi sama. Pierwsza w prawo, w dół.
Światła na skrzyżowaniu zmówiły się na czerwono. Palce
zaciśnięte na kierownicy zbielały. Nie czuła nic poza łomotem w
głowie. Dzwonek komórki leżącej na fotelu obok uratował
kierownicę przed złamaniem.
-4-
- Beata Winkler - rzuciła w słuchawkę.
- Pani Beato - odezwał się po sekundzie spokojny głos. - Czy
wszystko w porządku? Gdzie pani jest?
Zielone. Staruszkowie w wielkich fordach, bo to musieli być
staruszkowie, reagowali na nie ze spokojem godnym mistrzów
zen.
- Szukam parkingu, panie profesorze - skłamała. - Mam...
Miałam trochę kłopotów z dojazdem. Rzadko przyjeżdżam tu
samochodem. Przepraszam. Będę za kilka minut.
Listonosz w białym vanie zajechał jej drogę zaraz za
skrzyżowaniem.
- Gdzie się pchasz, człowieku? - krzyknęła.
- Mówi pani do mnie? - usłyszała głos profesora. - Spokojnie.
Poczekamy na panią.
Poczekamy? No tak; to znaczy on i matka. Więc jednak ją
wypisują?
To nie była dobra wiadomość.
Fairbanks Avenue i teraz na Huron. W prawo czy w lewo?
W prawo.
Na trawnikach przy kilkupiętrowym szpitalnym parkingu
zobaczyła resztki śniegu. Jak na koniec grudnia w Chicago zima
była raczej wiosenna.
Po kilku minutach kluczenia w labiryncie poziomów
zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu. Podbiegła, ale i tak
tylko uśmiechnęła się do tłumu w windzie, zbyt zatłoczonej, by ją
zabrać. W recepcji okazało się, że gdzieś po drodze zgubiła
parkingowy kwitek. Pomyślała, że gorzej już nie będzie, choć
właściwie powinna doskonale wiedzieć, że... Czemu nie?
W końcu przebiła się przez piętra, drzwi i recepcje.
Przepraszając za spóźnienie, spocona opadła na skórzany fotel w
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
HP A5.7z
(1959 KB)
Hakus-Pokus A5.doc
(1880 KB)
Hakus-Pokus A5.pdf
(2865 KB)
Inne foldery tego chomika:
La Brooy Melanie
La Fontaine Jean
La Mure Pierre
Lach Ewa
Lackey Mercedes
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin