Trudny trup - Joanna Chmielewska.pdf

(1421 KB) Pobierz
Chmielewska Joanna
Trudny Trup
2001
Co najmniej przez kilka miesięcy
szukałam trupa.
Nie rozkopywałam grobów i ugorów,
nie zwiedzałam kostnic, starych piwnic
ani śmietników, nie gmerałam w
gliniankach. Szukałam we własnym
umyśle i w ludzkich plotkach, także w
mediach, prezentujących wydarzenia
okropne i krwawe w taki sposób, żeby
przypadkiem
jakieś
niewłaściwe
tajemnice na jaw nie wyszły. Nic mi nie
pasowało, ponieważ nie mógł to być
trup byle jaki, tylko taki więcej elitarny,
żadne męty, żadne mafie, coś ten trup
musiał sobą reprezentować, żeby mi się
motywy zgodziły. Bo, oczywiście,
musiał zostać zamordowany.
Trupa żądała ode mnie Martusia.
Martusia pracowała w telewizji. To
ona miała szatański pomysł, któremu się
poddałam, wchodząc na obcy sobie
teren. Wspólnie pisałyśmy scenariusz w
zasadzie kryminalny, nie pierwszy
zresztą i zapewne nie ostatni,
opiewający kulisy straszliwych intryg
telewizyjnych, ona, z racji zawodu,
koniecznie chciała to reżyserować,
popierałam jej chęć z całej siły, no i
brakowało nam trupa. Nikogo jakoś nie
dawało się zabić na siłę.
Co gorsza, na początku brakowało
nam także motywu, a mordować takiego,
na przykład, Stockingera całkiem bez
powodu... Trochę głupio.
Albo Deląga... Nie, wykluczone,
Deląg nam musi przelecieć przez całą
akcję, potrzebny co najmniej jeden
piękny i młody, żeby mógł być
lekkomyślny i żeby baby mogły się o
niego zabijać, w przenośni, rzecz jasna,
bo chociaż temat sam z siebie
sensacyjny, to jednak uczuciowe
elementy powinien zawierać...
Serial to miał być, emocjonujący całe
społeczeństwo jeszcze bardziej niż
„Niewolnica
Isaura”
i
„Klan”,
pierwotnie
raczej
obyczajowy,
stopniowo przeistaczany w kryminał,
bez wątpienia pod moim wpływem,
któremu Martusia poddawała się z
pewną lubością.
Wpływ zaś brał się stąd, że zbrodnie
razem z ich motywami rozumiałam
zupełnie nie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin