Różewicz Tadeusz - Matka odchodzi (2021).pdf

(755 KB) Pobierz
TADEUSZ
RÓŻEWICZ
MATKA ODCHODZI
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN xxxxxxxxxx (mobi)
ISBN xxxxxxxxxx (epub)
ISBN xxxxxxxxxx (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
Teraz
Teraz, kiedy piszę te słowa, oczy matki spoczywają na mnie. Te oczy, uważ-
ne i czułe pytają milcząc „co cię martwi synku...?” Odpowiadam z uśmie-
chem „nic... wszystko w porządku, naprawdę, Mamo”, „no, powiedz –
mówi Matka – co cię trapi?” Odwracam głowę, patrzę przez okno...
Oczy matki wszystko widzące patrzą na urodziny patrzą przez całe
życie i patrzą po śmierci z „tamtego świata”. Nawet jeśli syn zamieniony
został w maszynę do zabijania albo zwierzę mordercę oczy matki patrzą
na niego z miłością... patrzą.
Kiedy matka odwróci oczy od swojego dziecka dziecko zaczyna błą-
dzić i ginie w świecie pozbawionym miłości i ciepła.
Jutro jest Dzień Matki. Nie pamiętam czy w moim dzieciństwie był taki
oficjalny urzędowy dzień... W moim dzieciństwie każdy dzień roku był
dniem Matki. Każdy poranek był dniem matki. I południe i wieczór i noc.
Wiesz, Mamo, tylko Tobie mogę to powiedzieć na stare lata, mogę
to powiedzieć, bo jestem już starszy od Ciebie... nie śmiałem Ci tego
powiedzieć, za życia... jestem Poetą. Bałem się tego słowa nigdy go nie
powiedziałem Ojcu... nie wiedziałem czy się godzi coś takiego mówić.
Wchodziłem w świat poezji jak w światło a teraz szykuję się do wyjścia,
w ciemność... przeszedłem piechotą krainę poezji widziałem ją okiem
ryby kreta ptaka dziecka mężczyzny i starca dlaczego tak trudno wypo-
wiedzieć te dwa słowa: „jestem poetą”, szuka się zastępczych słów żeby
zakomunikować ten „fakt” światu, Matce. Oczywiście, Matka wie. O tym
żeby coś takiego powiedzieć ojcu nigdy nie myślałem... nigdy też Ojcu nie
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
matka od ch odz i
powiedziałem „Tato... Ojcze... jestem poetą”... nie wiem czy ojciec zwró-
ciłby uwagę na takie słowa... byłby tak daleki... że spytałby mnie (czytając
gazetę, jedząc, ubierając się, czyszcząc buty...) „co tam (Tadziu) mówisz?”...
było to przecież jakieś „głupstwo” „co tam znowu?”... nie mogłem przecież
powtórzyć jeszcze raz głośniej „Tato, Ojcze... jestem poetą”... Ojciec może
by podniósł oczy znad talerza, znad gazety... patrzy zdziwiony a może
nie patrzy tylko kiwa głową i mówi „dobrze... dobrze” albo nic nie mówi.
Napisałem wiersz
Ojciec
(w roku 1954) „Idzie przez moje serce/ stary oj-
ciec...” nie wiedziałem czy Ojciec ten wiersz przeczytał, nigdy słowa nie
powiedział... zresztą ja też tego wiersza Ojcu nie przeczytałem... teraz jest
rok 1999... i mówię tak cicho, że Rodzice nie mogą dosłyszeć moich słów
„Mamo, Tato, jestem poetą”... „wiem Synku” mówi Matka „zawsze to wie-
działam” „mów wyraźniej” nic nie słyszę mówi Ojciec...
OBIETNICE POETY
Przez wiele lat obiecywałem Mamie trzy rzeczy, że zaproszę ją do Krakowa,
że pokażę Zakopane i góry, że pojadę z Mamą nad morze. Mama nie zo-
baczyła nigdy w życiu Krakowa. Nie widziała ani Krakowa ani gór (z Mor-
skim Okiem w środku) ani morza. Nie dotrzymałem obietnic... Minęło
od śmierci Mamy prawie pół wieku... (zresztą, przestaję się interesować
kalendarzem i zegarem). Czemu Jej nie zawiozłem do Krakowa i nie po-
kazałem Sukiennic, kościoła Mariackiego, Wawelu... Wisły.
No tak! Syn mieszkał w Krakowie... młody „obiecujący” poeta... i ten
poeta który tyle wierszy napisał dla matki i tyle wierszy dla wszystkich
matek... nie przywiózł Mamy do Krakowa w roku 1947 ani w 1949... Nigdy
mi nie przypominała, nie robiła wyrzutów.
Mama nie widziała Warszawy. Mama nigdy nie leciała samolotem,
nie płynęła statkiem. Nigdy nie byłem z Mamą w cukierni, w restauracji,
w kawiarni, w teatrze, operze... Ani na koncercie... byłem poetą... Napi-
sałem poemat
Opowiadanie o starych kobietach,
napisałem wiersz
Stara
chłopka idzie brzegiem morza...
Nie zawiozłem Mamy nad morze... nie
usiadłem z nią nad brzegiem, nie przyniosłem muszelki albo bursztyno-
wego kamyczka. Nic... i ona nigdy nie zobaczy morza... i nigdy nie zobaczę
BIBLIOTEKA NARODOWA
4
Matka od ch odz i
jej Twarzy i oczu i uśmiechu kiedy patrzy na morze... poeta. Czy poeta to
człowiek, który pisze z suchymi oczami treny, bo musi dobrze widzieć ich
formę? Musi całe serce włożyć w to, aby forma była „doskonała”...? Poeta,
człowiek bez serca? A teraz ten lament przed publicz-nością na jarmarku
książki na odpuście poezji, na giełdzie lieratury. I nie mam nawet tej po-
ciechy, że Mama „na tamtym świecie” idzie przez Planty, przez Kraków, na
Wawel... Czy w „niebie” jest morze nad którym siedzą nasze Matki w bied-
nych salopkach, płaszczach, starych pantoflach i kapeluszach?... ale i teraz
piszę – z suchymi oczami – i „poprawiam” te moje żebracze treny...
W ŚRODKU ŻYCIA
Minęło sześćdziesiąt lat od wybuchu II wojny światowej.
Mam 77, 78 lat. Jestem poetą. Na początku drogi nie wierzyłem w ten
cud... że kiedyś zostanę poetą, czasem w nocy przebudzony przez senne
strachy i upiory ratowałem się myślą pragnieniem „będę poetą” przepędzę
upiory ciemność śmierć... Wejdę w światło poezji, muzykę poezji, Ciszę.
Teraz kiedy piszę te słowa spokojne uważne oczy Matki spoczywają
na mnie. Patrzy na mnie z „tamtego świata” z tamtej strony w którą ja nie
wierzę. Na świecie znów się toczy wojna. Jedna ze stu jakie toczą się bez
przerwy od końca II wojny światowej aż po dzień dzisiejszy...
Mój świat, który próbowałem budować przez pół wieku wali się pod
gruzami domów szpitali i świątyń umiera człowiek i bóg, umiera człowiek
i nadzieja, człowiek i miłość.
Kiedyś, dawno, w roku 1955 napisałem wiersz
W środku życia...
Po końcu świata
po śmierci
znalazłem się w środku życia
stwarzałem siebie
budowałem życie
BIBLIOTEKA NARODOWA
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin