Gaskell Elizabeth - Ledi Ledlou. Wspomnienia Angielki (1861).pdf

(37713 KB) Pobierz
Wspomnienia angielki.
(Tłumaczenie z
Household W ords" Dilekensa.)
PETERSBURG.
NAKŁAD TŁUMACZA. — DRUK JOZAFATA
OHRYZKI.
W olno drukow ać, z w arunkiem złożenia w K om itecie C enzury,
po w ydrukow aniu, praw em przepisanej liczby egzem plarzy.
P e tersb u rg , dnia 27 W rześnia 1860.
C enzor
P . D u b ro w ski.
|B N j
h50.
2<M
Biblioteka Narodowa
W arszaw a
30001009163865
LEDI LEDLOU.
I.
\kS*b
Teraz już jestem sta ra ; — za czasów mojej młodości
wiele rzeczy bardzo się różniło od dzisiejszego stanu. D a ­
wniej podróżow aliśm y nieinaczej ja k w k aretach , mieszczą­
cych w sobie po sześć osób. T e karety w przeciągu dwóch
dni przejeżdżały przestrzeń, k tó rą dziś szlachetnie urodzeni
ludzie przebyw ają w kilka godzin, z szumem , łoskotem
i pizerażającym świstem. L isty odbieraliśmy trzy razy na
tydzień; do niektórych zaś miejsc Szkocji, gdzie mieszka­
łam w dzieciństwie, poczta przychodziła tylko raz na mie­
siąc. Lecz za to listy wtedy, były istotnemi listam i; nie-
zmiermeśmy je cenili, czytaliśmy i uczyliśmy się ich na
pamięć ja k książek. Dziś poczta przychodzi z hałasem dwa
razy na dzień, i przyw ozi krótkie urw ane notatki, bez po­
czątku i końca, po większej części zaw ierające jeden silny
frazes, k tóry ludzie dobrze w ychow ani, uważaliby za zbyt
oderw any i bez zw iązku, żeby go użyć. D ajm y na to, że
wszystko zmieniło się na lepsze, —- gotowa jestem to przy­
znać; ręczę jednak, że takiej kobiety ja k ledi Ledlou, dziś
już nieznajdziecie.
2
P o s ta ra m się w as z n ią zaznajom ić. N ie będzie to w szakże
h isto rja , gdyż m oje opow iadanie nie m a ani p o c z ą tk u , ani
śro d k a, ani końca.
O jciec mój b y ł ubogim p astorem i m iał liczn ą fam ilię.
O m ojej m atce p o w ia d a n o ,
że w je j żyłach p ły n ę ła szla­
chetn a k rew . K ied y ch cia ła w y stąp ić przed o sobam i, p o ­
śród k tó ry ch los j ą p o staw ił (byli to g łó w n ie fab ry k an ci,
d em o k raci, m ów iący ty lko o w olności i o francuzkiej re ­
w o lu c ji), to w k ła d a ła m an k ietk i,
obszyw ane praw dziw em i
starem i angielskiem i koronkam i. T e m a n k ietk i, ja k m ó w iła
m atk a, d ow odziły, że je j p rzodkow ie zn aczyli coś w św ię­
cie w ted y , kiedy p rzodkow ie bogaczów , k tó rzy teraz zgóry
n a n ią
sp o g ląd ali '(jeżeli tylko oni mieli p rz o d k ó w ), byli
niczem . N ie w iem czy ktokolw iek inny, oprócz naszej ro ­
dziny, te m ankietki zau w a ż a ł; lecz m y, dzieci, kiedy n asza
m atk a je w d ziew ała, z dum ą podnosiliśm y g ło w y , ja k p rz y ­
sta ło n a p o tom ków ledi, k tó ra niegdyś te koronki p osiad ała.
M ój kochany ojciec często nam p o w ta rz a ł, że dum a je s t
w ielkim g rzech em ; je d n a k p ozw alan o nam pysznić się
m ankietk am i m a tk i, ona z a ś , kiedy je w k ła d a ła , b y ła tak
naiw nie szczęśliw a (b ie d n a m atk a! często w d ziew ała je przy
sukn iach m ocno w y tarty ch i w y p ło w ia ły c h ) , że j a ,
mimo
całej n au k i ży cia , i dziś jeszcze te m an k ietk i uw ażam za
d ro g ą p am iątk ę naszej fam ilji.
M yślicie może żem ju ż zap o m n iała o ledi L ed lo u ? —
bynajm niej. L e d i, p ierw sza w łaścicielk a k o ro n e k , U rszu la
H e n b io ry , b y ła p ra b a b k ą m ojej m atki i b ab k ą ledi L edlou.
K ied y u m a rł o jciec, i m oja m atk a b y ła w b ardzo k ry ty -
cznem p o ło żen iu , nie w ied ząc co począć z dziew ięciorgiem
dzieci, i ro zm y ślając o rozm aitych o so b ach , na k tó re m o­
g ła b y lic z y ć ,
ledi L ed lo u
p rz y s ła ła
list z ofiarow aniem
sw ojej pom ocy. D ziś jeszcze w idzę ten list; w ielki arkusz
grubego żó łteg o p a p ie ru , z p ro sty m szerokim m arginesem .
3
L ist był zapieczętowany herbow ą pieczęcią. N aprzód w ska­
za ła nam m atka na dewizę: ,.Foy et L o y“ i herb familii
H enbiory; potem go dopiero otw orzyła. Zdaw ało się, że
obawiała się przeczytać, co było w nim napisane? P obu­
dzona czułą miłością do dzieci, m atka moja, jakem to już
pow iedziała, pisała do wielu osób, od których, jeśli mam
praw dę powiedzieć, nie m iała żadnego praw a oczekiwać
pomocy: ich ziinne, ostre odpow iedzi, nieraz zm usiły ją
wylewać gorzkie łzy, kiedy sąd ziła, że jej nikt z nas nie
widzi. N ie wiem czy m atka w idziała kiedy ledi Ledlou.
J a w iedziałam o ledi tylko tyle, że b y ła w ielką dam ą i że
jej babka była stryjeczną siostrą prababki mojej m atki;
lecz o jej charakterze, o jej położeniu, nicem niesłyszała.
Stanęłam za m atką i przez jej ram ię starałam się list
przeczytać. Zaczynał się temi słow am i: ,,D roga kuzynko,
M ałgorzato Dausen!u K iedym przeczytała fe słow a, moje
serce uderzyło nadzieją. P isa ła dalej . . . . lecz zdaje się, że
potrafię jej list co do słow a pow tórzyć:
„D ro g a kuzynko, M ałgorzato D ausen! Bardzo byłam
zasm ucona, dowiedziawszy się o stracie, ja k ą poniosłaś
przez śmierć tak dobrego męża i tak zacnego pastora, ja ­
kim był, jak mi zawsze mówiono, przez wszystkich szano­
wany, ś. p. kuzyn R yszard.u
Przeczytaj! rzek ła matka, w skazując na ten ustęp: prze­
czytaj na głos dzieciom, niech usłyszą, jakiej sław y uży­
w ał wszędzie ich ojciec, i ja k się o nim w yrażają naw et
osoby, których on nigdy nie w idział. Kuzyn Ryszard! ja k
grzecznie pisze Jej M iłość! T o mówiąc obtarła łzy i po­
łożyła palec na ustach , chcąc nakazać cichość mojej małej
siostrzyczce C ecylji, która niepojmując ważności listu, za­
częła szczebiotać i swawolić.
„Piszesz, że zostałaś z dziewięciorgiem dzieci. — I ja
bym m iała dziewięcioro, gdyby wszystkie były przy życiu;
l*
Zgłoś jeśli naruszono regulamin