Dziewczynie biegnącej przez pole fasoli nocą bez latarki
I pamięci mojej drogiej babci Josephine Parzych
1.
Moje życie to nie ich sprawa.
Nie chcę ani tu sterczeć, ani przedstawiać swoich racji, ale nie mogę sobie pozwolić na zawalenie kolejnego zadania.
Rozprostowuję na blacie mównicy swoją pomiętą kartkę. Ciszę panującą w klasie przerywa dobiegający z tyłu kaszel i nawet mój nauczyciel wygląda na znudzonego, gdy tak siedzi na pokrytym skajem krześle, które przywiózł ze swojej poprzedniej szkoły – jak widać takiej, którą stać było na krzesła kryte skajem. Pan Jimenez zdecydowanie zniża się do naszego poziomu.
– Mój brat jest niepełnosprawny intelektualnie – czytam, robiąc tuż po tych słowach pauzę. Czuję się jak przed sądem, obnażona, podnoszę więc wzrok na klasę w oczekiwaniu na reakcję. – On nie jest głupi – dodaję w jego obronie. – Po prostu inaczej się uczy.
Jeden koleś się szczerzy, jakby nie miał pojęcia, czemu o tym mówię. Dziewczyna z tyłu sali strzela balonem z gumy do żucia. Nie łapią powagi mojego wyznania i to mnie wpienia. Ze złości mrowią mnie dłonie; nie jestem tylko pewna, na kogo się złoszczę. Chyba na nich wszystkich.
Dobija mnie to i gubię na kartce miejsce, do którego doczytałam, a niewyraźny wydruk rozmywa mi się w oczach. Patrzę na nich oskarżycielsko.
– A jeśli komukolwiek z was chodzi po głowie, żeby sobie z niego żartować, przysięgam, że...
– Że co zrobisz, Savvy? – woła Gris z pierwszego rzędu. Rozparł się na krześle, wyciągając pod stolikiem swoje długie nogi, a jego nieskazitelne timberlandy aż się proszą o podeptanie. – Dziabniesz mnie tak, jak swojego chłopaka?
Opieram łokcie o mównicę i pochylam się w przód, mrużąc oczy.
– Daj mi ołówek, to się przekonasz – odpowiadam.
Gris wykrzywia usta w uśmieszku, a blizna na jego policzku lśni w świetle jarzeniówek. Uśmiecham się szyderczo i opadam na pięty. Aaron Griswold to alkoholik bez przyszłości i powiem mu to, jak tylko skończę. Samo to, że oboje trafiliśmy do Brooks Academy, nie czyni nas jeszcze kumplami. On mnie gówno obchodzi. Ale i tak chce mi się śmiać, kiedy chwilę później przesyła mi buziaka.
– Wystarczy – woła pan ...
renfri73