Kamil Giżycki - Na samotnym atolu.pdf

(2048 KB) Pobierz
Kamil Giżycki
Na samotnym atolu
1
Od "NOWEGO WYDAWCY"
Miałem 9 lat, kiedy podczas zimowych ferii ciocia zabrała mnie do księgarni na
wrocławskim Rynku, i zapytała sprzedawcę o najnowsze przygodowe wydawnictwa dla
młodzieży. Ten po chwili poszukiwań ustawił na kontuarze stos książek.
To dla tego młodego "łowcy przygód"? - zapytał, wskazując na moją wtedy mikrą
postać. A to jeszcze ta jedna, dopiero wydana - Na Samotnym Atolu. Kolorowa okładka
z obrazkiem kokosowych palm przyciągnęła moją uwagę.
Resztę wakacji spędziłem razem z bohaterem książki na jego samotnym atolu. W
1965 poznałem samego autora, który przybył na spotkanie z młodymi czytelnikami do
nowo otwartej biblioteki na wrocławskich Pilczycach.
Wiele, wiele lat później liczne podróże po Południowym Pacyfiku zaniosły mnie na
tropikalne wyspy Polinezji, czarujące Tahiti i przepiękne Bora Bora.
To właśnie na tych koralowych wyspach autor umieścił akcję swojej powieści, chyba
najlepszej i oryginalnej w swoim rodzaju Robinsonady polskiej literatury. Niestety,
książka doczekała się tylko jednego wydania w 1958 roku i nie wiadomo, dlaczego nie
była wznawiana.
Więc dla potomności podjąłem się żmudnej pracy skanowania starej i mocno już
pożółkłej książki. Zajęło to sporo czasu, gdyż skanowany tekst wymagał wielu
poprawek.
Podzieliłem też przydługi rozdział 19 na trzy części.
A teraz wybaczmy autorowi tych kilka nieścisłości...
Tohonu - o którym pisze autor jest tylko kilkumetrowym krzewem, prawdopodobnie
pomylił je z innym drzewem, jak tamani czy tou lub tabinu. Często się jednak zdarza, że
na wyspach Pacyfiku, to sama roślina posiada różną lokalną nazwę.
Kava jest wytwarzana z korzeni rośliny o tej samej nazwie, nie zaś z korzeni taro.
Zamiast nazwy miki-miki powinna być używana poprawna mikimiki.
Raje, kiedy niepokojone są bardzo niebezpieczne. Steve Erwin, australijski łowca
przygód, ugodzony przez raję zmarł. Między bajki jednak należy włożyć historyjkę o
"strzelaniu" przez raje żądłami w palmy kokosowe.
Jakoby groźna ryba Rhina, jest raczej łagodną rybą głębinową.
Nowo narodzone żółwiki potrafią nurkować bez problemu.
Tradycyjne ubranie polinezyjskich kobiet zowie się pareu lub pareo - nie perau.
Zamiast linka szkotowa - linka szotowa.
Przyjemnego powrotu do czasów dzieciństwa i spędzenia cudownego czasu.
2
Wiesiek Szydłowski
Sydney 2014
3
Rozdział 1
Nic w tym pamiętnym dniu nie zapowiadało niebezpieczeństwa.
O świcie dnia poprzedniego opuściliśmy port Papeete na Tahiti i szliśmy kursem
wschodnim na archipelag Tuamotu, który przez dawnych żeglarzy nazywany był
"Niebezpiecznym" albo "Niskim". Pogoda była prześliczna i jakkolwiek zbliżał się okres
deszczowy, a więc pora straszliwych burz i huraganów, na błękitnej kopule niebios nie
widać było najmniejszego nawet obłoczka. Olbrzymia balia wodna, nosząca nazwę
Oceanu Spokojnego, była rzeczywiście cicha i spokojna, a nasza Matariki, motorowiec o
wyporności dziesięciu tysięcy ton, pruła swym ostrym dziobem długie szmaragdowe
fale, leniwie przewalające się pod pieszczotą skwarnego tropikalnego słońca.
Zauważyliście zapewne, że mówiąc o Matariki, użyłem słowa "ona". Nie zrobiłem
tego oczywiście z sympatii dla języka angielskiego, w którym okręt jest rodzaju
żeńskiego, ale po prostu dlatego, że polinezyjskie słowo Matariki oznacza po polsku
"Jutrzenka".
Zresztą Matariki miała w sobie rzeczywiście coś dziewczęcego! Była smukła i
zgrabna, o liniach na wskroś nowoczesnych, z dziobem wysokim i ostrym jak u ścigacza,
z wydłużonym kadłubem jachtu, trzymała się na fali lekko i z wdziękiem, posłuszna na
każde drgnienie steru. Podobna była raczej do luksusowego statku wypoczynkowego
niżli do transportowca używanego do wożenia kopry.
Bo Matariki nie była statkiem handlowym! Zbudowano ją dla floty Nowej Zelandii
jako pośpieszny statek pocztowo-pasażerski, przeznaczony do pływania między
macierzystym portem Auckland a Honolulu na Hawajach. Płynąc z Nowej Zelandii na
północny wschód, Matariki odwiedzała port Apia na Wyspie Upolu, należącej do
archipelagu Samoa, z powrotem zaś szła z Honolulu kursem na Fidżi, Nową Kaledonię
do Sydney w Australii, skąd wracała znów do Auckland. W podróżach tych przepływała
Matariki obok setek atoli koralowych i skalistych wysepek, tak licznie rozrzuconych po
morzach południowych, nie zatrzymywała się jednak przy nich, bo nie było tu dla niej
ani pasażerów, ani odpowiedniego ładunku. A zresztą Matariki nie pływała długo na
wyznaczonym jej kursie.
Spuszczono ją na wodę przy końcu 1940 roku, a więc w tym czasie, kiedy w Europie
szalała już wojna wywołana przez zaborczy hitleryzm, a na Pacyfiku tliło zarzewie, które
pod najlżejszym podmuchem mogło się zmienić w pożogę obejmującą cały świat.
Pewnego dnia, a było to 8 grudnia 1941 roku, Matariki zatrzymała się w porcie
Suva, będącym równocześnie głównym miastem na Wyspie Viti Levu, największej w
grupie Fidżi. I tu otrzymała wiadomość radiową o straszliwym zbombardowaniu przez
Japończyków amerykańskiej bazy floty wojennej w Pearl Harbour na Hawajach, które
opuściła zaledwie przed tygodniem.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin