Samuel Huntington - Zderzenia cywilizacji.docx

(348 KB) Pobierz
Samuel Huntington

Samuel Huntington

 

 

ZDERZENIE CYWILIZACJI

i nowy kształt ładu światowego

 

 

 

 

Dla Nancy, która znosiła „zderzenie" z uśmiechem

 

PRZEDMOWA

Latem 1993 roku na łamach „Foreign Affairs" ukazał się mój artykuł pod tytułem „Zderzenie cywilizacji?"*. Zdaniem redaktorów czasopisma, w ciągu trzech następnych lat wywołał on więcej dyskusji niż jakikolwiek inny opublikowany przez nich od lat czterdziestych i z pewnością więcej niż którakolwiek z prac mojego autorstwa. Reakcje i komentarze napływały ze wszystkich kontynentów i z bardzo wielu krajów. Czytelnicy różnij odebrali moją tezę, w myśl której głównym i najniebezpieczniejszym wymiarem kształtującej się obecnie polityki globalnej będzie konflikt między grupami należącymi do różnych cywilizacji. Jednych to zaciekawiło, innych rozgniewało, jeszcze innych przestraszyło lub zbiło z tropu. W każdym razie artykuł poruszył ludzi ze wszystkich kręgów kulturowych.

Przy takim zainteresowaniu, błędnych niekiedy interpretacjach i kontrowersjach wywołanych tym artykułem, postanowiłem dalej zgłębiać poruszone w nim problemy. Do konstruktywnych sposobów postawienia pytania należy sformułowanie hipotezy. I o to właśnie chodziło w artykule, który miał w tytule znak zapytania, na ogół przez polemistów nie dostrzegany. Niniejsza książka ma udzielić pełniejszej, głębszej i lepiej udokumentowanej' odpowiedzi na zawarte w artykule pytanie. Staram się tutaj rozwinąć, poszerzyć i uzupełnić tematy poruszone w artykule, a niekiedy złagodzić ostrość niektórych twierdzeń. Wprowadzam też wiele koncepcji i omawiam kwestie, o których w artykule nie było mowy albo zostały wspomniane pobieżnie. Należą do nich: pojęcie cywilizacji, zagadnienie cywilizacji uniwersalnej, relacja między władzą a kulturą, zmieniający się układ sił między cywilizacjami, powrót do kulturowych korzeni w społeczeństwach niezachodnich, polityczna struktura cywilizacji, konflikty zrodzone przez zachodni uniwersalizm, muzułmańska wojowniczość i chińska pewność siebie, różne reakcje na rosnącą potęgę Chin - tworzenie przeciwwagi lub dołączanie do ich orszaku, przyczyny i dynamika wojen na liniach rozgraniczających cywilizacje oraz przyszłość Zachodu i świata cywilizacji. W artykule nie została poruszona tak doniosła sprawa, jak wpływ przyrostu ludności na destabilizację i układ sił. Drugi ważny temat, o którym w artykule nie było mowy, znajduje podsumowanie w tytule książki i jej ostatnim zdaniu: „starcia cywilizacji stanowią największe zagrożenie dla pokoju światowego, a oparty na cywilizacjach ład międzynarodowy jest najpewniejszą gwarancją zapobieżenia wojnie światowej".

Niniejsza książka nie jest w zamyśle dziełem naukowym z zakresu nauk społecznych. Stanowi raczej interpretację ewolucji polityki światowej po zakończeniu zimnej wojny. Ma stworzyć pewne ramy, paradygmat widzenia polityki globalnej, wartościowy dla naukowców i przydatny dla twórców polityki. Miarą jego wartościowości i użyteczności nie jest jednak zdolność wyjaśnienia z jego pomocą wszystkiego, co się dzieje w polityce światowej. Tego z pewnością osiągnąć się nie da. Chodzi o to, czy dostarcza stosowniejszego i bardziej użytecznego narzędzia do interpretacji wydarzeń na arenie międzynarodowej niż inne paradygmaty. Poza tym żaden z paradygmatów nie zachowuje aktualności po wiek wieków. Jeśli podejście uwzględniające różnorodność cywilizacji może być przydatne do rozumienia polityki światowej pod koniec XX i na początku XXI wieku, nie znaczy to, że byłoby równie użyteczne pół wieku temu albo będzie w połowie następnego stulecia.

Koncepcje, które w końcu zostały wyłożone w artykule i niniejszej książce, były po raz pierwszy prezentowane publicznie podczas wykładu z cyklu Bradley Lectures w American Enterprise Institute w Waszyngtonie w październiku 1992 roku, potem w opracowaniu przygotowanym w ramach projektu Instytutu Olina „Kwestia bezpieczeństwa w zmieniającym się środowisku i amerykańskie interesy narodowe", co umożliwiła Fundacja Smitha Richardsona. Po opublikowaniu artykułu brałem udział w niezliczonych seminariach i spotkaniach z przedstawicielami środowisk naukowych, władz, biznesu oraz innymi grupami w całych Stanach Zjednoczonych. Tak się pomyślnie złożyło, że mogłem też uczestniczyć w dyskusjach na temat artykułu i przedstawionych w nim tez w wielu innych krajach, w tym w Arabii Saudyjskiej, Argentynie, Belgii, Chinach, Francji, Hiszpanii, Japonii, Korei, Luksemburgu, Niemczech, Republice Południowej Afryki, Rosji, Szwajcarii, Szwecji, Singapurze, na Tajwanie i w Wielkiej Brytanii. W trakcie tych dyskusji zetknąłem się z przedstawicielami wszystkich głównych cywilizacji oprócz hinduistycznej i bardzo wiele skorzystałem z prezentowanych uwag i punktów widzenia. W roku 1994 i 1995 prowadziłem na Harvardzie seminarium na temat świata po zakończeniu zimnej wojny, a zawsze żywe i niekiedy dość krytyczne wypowiedzi studentów stały się dla mnie dodatkowym bodźcem. W pracy nad tą książką bardzo mi również pomogło środowisko harwardzkiego Instytutu Studiów Strategicznych i Ośrodka Spraw Międzynarodowych im. Johna M. Olina.

Maszynopis przeczytali w całości Michael C. Desch, Robert O. Keohane, Fareed Zakaria i R. Scott Zimmerman. Dzięki ich komentarzom dokonałem istotnych poprawek dotyczących treści i struktury książki. Przez cały czas jej pisania korzystałem także z pomocy Scotta Zim-mermana przy zbieraniu materiałów. Bez jego energicznej, kompetentnej i pełnej oddania pracy książka nigdy nie zostałaby ukończona w takim terminie. Konstruktywny wkład wnieśli także pomagający nam studenci, Peter Jun i Christiana Briggs. Grace de Magistris przepisywała pierwsze partie powstającej książki, a Carol Edwards z wielkim zaangażowaniem i niezwykle wydajnie przerabiała maszynopis tak wiele razy, że znaczne części zna już chyba na pamięć. Denise Shannon i Lynn Cox z wydawnictwa Georges Borchardt oraz Robert Asahina, Robert Bender i Johanna Li z Simon & Schuster z entuzjazmem i profesjonalizmem pilotowali maszynopis przez kolejne stadia procesu wydawniczego. Jestem tym wszystkim osobom niezmiernie wdzięczny za pomoc przy stworzeniu tej książki. Dzięki nim jest o wiele lepsza, niż byłaby bez ich wkładu, a niedociągnięcia, jakie pozostały, są wyłącznie moją winą.

Pracę nad tą książką umożliwiła mi pomoc finansowa Fundacji Johna M. Olina i Fundacji Smitha Richardsona. Bez niej ukończenie książki opóźniłoby się o całe lata. Bardzo jestem wdzięczny za hojne wsparcie moich wysiłków. Podczas gdy inne fundacje w coraz większym stopniu ograniczają swoje zainteresowania do spraw krajowych, wspomniane tu instytucje zasługują na wyjątkowe uznanie za to, że nadal interesują się kwestiami wojny, pokoju oraz bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego, i sponsorują prace poświęcone tej tematyce.

 

CZĘŚĆ l

ŚWIAT CYWILIZACJI l

NOWA EPOKA W POLITYCE ŚWIATOWEJ

 

WSTĘP: FLAGI I TOŻSAMOŚĆ KULTUROWA

3 stycznia 1992 roku w audytorium jednego z moskiewskich budynków rządowych odbyło się spotkanie rosyjskich i amerykańskich uczonych. Dwa tygodnie przedtem przestał istnieć Związek Radziecki, a Federacja Rosyjska stała się niezależnym państwem. Ze sceny audytorium zniknął ozdabiający ją do tej pory posąg Lenina, na głównej ścianie powieszono flagę Federacji. Rzecz w tym, że zawisła odwrotnie, co zauważył jeden z Amerykanów. Powiadomiono o tym rosyjskich gospodarzy, którzy podczas pierwszej przerwy szybko i dyskretnie naprawili błąd.

Pierwsze lata po zakończeniu zimnej wojny stały pod znakiem dramatycznych przemian tożsamości różnych ludów oraz symboli tych tożsamości. Politykę globalną zaczęto reorganizować według linii podziałów kulturowych. Flagi obrócone do góry nogami były oznaką okresu przejściowego, wznosiło się jednak coraz więcej flag i błędów już nie popełniano. Rosjanie i inne narody mobilizują się i maszerują pod tymi i innymi symbolami swej nowej kulturowej tożsamości.

Dwa tysiące ludzi zebranych na demonstracji w Sarajewie 18 kwietnia 1994 roku wymachiwało flagami Arabii Saudyjskiej i Turcji. Wybierając te właśnie sztandary,

a nie flagi ONZ, NATO czy Stanów Zjednoczonych, mieszkańcy Sarajewa identyfikowali się z muzułmańskimi współwyznawcami i oznajmiali światu, kogo uważają za prawdziwych przyjaciół, a kogo niezupełnie.

16 października 1994 roku w Los Angeles 70000 ludzi maszerowało wśród morza meksykańskich flag, protestując przeciwko Propozycji 187 dotyczącej referendum, które miało rozstrzygnąć, czy stan pozbawi nielegalnych imigrantów i ich dzieci pewnych przywilejów. Obserwatorzy zadawali pytanie, dlaczego demonstranci domagający się bezpłatnego szkolnictwa powiewają meksykańską flagą. „Powinni wznosić flagę amerykańską". W dwa tygodnie później na ulice wyszedł jeszcze większy tłum, niosąc tym razem odwróconą flagę amerykańską. Te pokazy z flagami zapewniły zwycięstwo Propozycji 187, za którą opowiedziało się 59 procent głosujących.

W świecie, jaki nastał po zakończeniu zimnej wojny, flagi bardzo się liczą, to samo dotyczy innych symboli kulturowej tożsamości, takich jak krzyże, półksiężyce, a nawet nakrycia głowy. Liczy się bowiem kultura, a kulturowa tożsamość jest tym, co dla większości ludzi ma najważniejsze znaczenie. Ludzie odkrywają nowe tożsamości będące często starymi, maszerują pod nowymi (nieraz starymi) sztandarami, wywołując wojny z nowymi - też niejednokrotnie starymi - wrogami.

Ponury Weltanschauung tej nowej epoki świetnie wyraził nacjonalistyczny demagog z Wenecji, bohater powieści Michaela Dibdina Dead Lagoon: „Bez prawdziwych wrogów nie ma prawdziwych przyjaciół. Nie istniejemy, nie możemy kochać tego, czym jesteśmy, dopóki nie znienawidzimy. Boleśnie odkrywamy te stare prawdy po stu albo więcej latach sentymentalnego miamlenia. Ci, którzy im zaprzeczają, wypierają się własnej rodziny, swojego dziedzictwa, kultury, praw nabytych z mocy urodzenia, wypierają się samych siebie. Niełatwo będzie im wybaczone". Ani mężowie stanu, ani uczeni nie mogą lekceważyć ponurej treści zawartej w tych starych prawdach. Dla ludów poszukujących swej tożsamości i na nowo odkrywających więź etniczną posiadanie wrogów jest sprawą zasadniczą, a potencjalnie najgroźniejsze wrogości rodzą się na granicach między głównymi cywilizacjami świata.

Główna teza tej książki brzmi następująco: to kultura i tożsamość kulturowa, będąca w szerokim pojęciu tożsamością cywilizacji, kształtują wzorce spójności, dezintegracji i konfliktu w świecie, jaki nastał po zimnej wojnie. W pięciu częściach rozwinięte są wnioski wynikające z tej tezy.

Część I: Po raz pierwszy w dziejach świata polityka globalna jest zarówno wielobiegunowa, jak i wielocywili-zacyjna. Modernizacja nie jest równoznaczna z wester-nizacją i nie prowadzi ani do powstania cywilizacji uniwersalnej w żadnym możliwym do przyjęcia znaczeniu, ani do westernizacji społeczeństw niezachodnich.

Część II: Następuje zmiana układu sił między cywilizacjami: wpływy Zachodu słabną, cywilizacje azjatyckie rosną w siłę ekonomiczną, militarną i polityczną, w świecie islamu ma miejsce demograficzna eksplozja, destabilizująca kraje muzułmańskie i sąsiednie, cywilizacje nie-zachodnie potwierdzają na nowo wartość swoich kultur.

Część III: Wyłania się ład światowy oparty na cywilizacjach: kraje o zbliżonych cechach kulturowych współpracują ze sobą, próby przenoszenia społeczeństw z jednej cywilizacji do drugiej kończą się niepowodzeniem, kraje grupują się wokół państw będących ośrodkami ich cywilizacji.

Część IV: Uniwersalistyczne aspiracje Zachodu prowadzą do nasilających się konfliktów z innymi cywilizacjami. Najpoważniejsze są konflikty z islamem i Chinami. Na szczeblu lokalnym wojny pograniczne, głównie między muzułmanami i niemuzułmanami, powodują „zwoływanie się krajów pokrewnych", grożą dalszą eskalacją, co z kolei skłania państwa-ośrodki cywilizacji do podejmowania wysiłków na rzecz powstrzymania tych wojen.

Część V: Przetrwanie Zachodu zależy od tego, czy Amerykanie potwierdzą na nowo swoją zachodnią tożsamość, ludzie Zachodu pogodzą się z tym, że ich cywilizacja jest jedyna w swoim rodzaju, ale nie uniwersalna i zjednoczą się, by tchnąć w nią nowego ducha i uchronić przed wyzwaniami ze strony niezachodnich społeczeństw. Od tego, czy przywódcom świata uda się zaakceptować wielocywiliza-cyjny charakter polityki globalnej i podjąć współdziałanie, by go utrzymać, zależy uniknięcie globalnego konfliktu.

 

WIELOBIEGUNOWY ŚWIAT WIELU CYWILIZACJI

Po raz pierwszy w historii polityka globalna stała się wielobiegunowa, a jednocześnie jej podmiotami jest wiele cywilizacji. Przez większy okres dziejów ludzkości kontakty między cywilizacjami miały charakter sporadyczny albo w ogóle ich nie było. Z początkiem ery nowożytnej, około 1500 roku n.e., polityka globalna przybrała dwa wymiary. Przez ponad czterysta lat państwa narodowe Zachodu - Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Austria, Prusy, Niemcy, Stany Zjednoczone i inne - tworzyły wielobiegu-nowy układ międzynarodowy w ramach cywilizacji zachodniej, wzajemnie na siebie oddziałując, rywalizując i tocząc wojny między sobą. Równocześnie państwa zachodnie dokonywały ekspansji, podbijały i kolonizowały inne cywilizacje lub decydowały o ich losach (mapa 1.1). W okresie zimnej wojny polityka globalna stała się dwubiegunowa, a świat podzielił się na trzy części. Grupa najbogatszych, a przy tym demokratycznych społeczeństw, na której czele stanęły Stany Zjednoczone, zaangażowała się w ideologiczną, polityczną, ekonomiczną, a niekiedy militarną rywalizację z grupą uboższych społeczeństw komunistycznych, satelitów Związku Radzieckiego, który im przewodził. Konflikt ten w znacznej mierze toczył się na obszarze Trzeciego Świata, poza obydwoma obozami. Na Trzeci Świat składały się z kolei kraje na ogół ubogie, politycznie niestabilne, które niedawno uzyskały niepodległość i proklamowały niezaangażowanie (mapa 1.2).

Pod koniec lat osiemdziesiątych świat komunistyczny się załamał, a zimnowojenny układ międzynarodowy przeszedł do historii. Najważniejsze różnice między narodami nie mają charakteru ideologicznego, politycznego czy ekonomicznego, lecz kulturowy. Ludy i narody próbują udzielić odpowiedzi na najbardziej podstawowe z pytań, jakie stoją przed ludźmi: kim jesteśmy? I odpowiadają na nie w sposób tradycyjny, tak jak zawsze ludzie to czynili, odwołując się do tego, co najwięcej dla nich znaczy. Określają się w kategoriach pochodzenia, religii, języka, historii, wartości, obyczajów i instytucji. Identyfikują się z grupami kulturowymi: plemionami, grupami etnicznymi, wspólnotami religijnymi, narodami, a także, w najszerszym wymiarze, z cywilizacjami. Polityka służy nie tylko promowaniu interesów, ale i określaniu tożsamości. Wiemy, kim jesteśmy, tylko wtedy, kiedy sobie uzmysłowimy, kim nie jesteśmy, nierzadko zaś tylko wtedy, kiedy wiemy, przeciw komu występujemy.

Państwa narodowe są nadal głównymi aktorami sceny międzynarodowej. Tak jak w przeszłości, ich postępowanie jest określane przez dążenie do władzy i bogactwa, ale także przez preferencje, wspólne cechy i różnice kulturowe. Najważniejszymi ugrupowaniami państw nie są już trzy bloki z okresu zimnej wojny, ale siedem lub osiem głównych cywilizacji świata (mapa 1.3). Społeczeństwa niezachodnie, zwłaszcza w Azji Wschodniej, rozwijają się gospodarczo i stają się coraz bogatsze, tworząc podstawy potęgi militarnej i wpływów politycznych. W miarę jak niezachodnie społeczeństwa rosną w potęgę i zyskują pewność siebie, zwracają się ku własnym kulturowym wartościom i odrzucają te, które Zachód im „wmusił". Henry Kissinger stwierdza, że na system międzynarodowy XXI wieku będzie się składać co najmniej sześć wielkich mocarstw - Stany Zjednoczone, Europa, Chiny, Japonia, Rosja i być może Indie, a ponadto wiele różnych średnich i małych krajów1. Sześć mocarstw wymienionych przez Kissingera należy do pięciu odrębnych cywilizacji, istnieją

ponadto ważne państwa islamskie, które dzięki położeniu strategicznemu, liczbie ludności i/lub zasobom ropy naftowej wywierają wpływ na sprawy polityki światowej. W tym nowym świecie polityka lokalna jest polityką etniczności, o polityce globalnej przesądzają cywilizacje. Miejsce rywalizacji supermocarstw zajęło starcie cywilizacji.

Najostrzejsze, najpoważniejsze i najgroźniejsze konflikty nie będą się w tym nowym świecie toczyć między klasami społecznymi, biednymi i bogatymi czy innymi grupami zdefiniowanymi w kategoriach ekonomicznych, ale między ludami należącymi do różnych kręgów kulturowych. W ramach poszczególnych cywilizacji będą wybuchały konflikty plemienne i etniczne. Jednakże walka między państwami i grupami należącymi do różnych cywilizacji grozi potencjalną eskalacją, bo inne państwa i grupy spieszą na pomoc „krajom pokrewnym". Krwawe starcie klanów w Somalii nie zwiastuje przerodzenia się w konflikt na większą skalę. Krwawe walki plemienne w Rwandzie mają określone skutki dla Ugandy, Zairu i Burundi, ale nie dla odleglejszych krajów. Krwawe konflikty między cywilizacjami w Bośni, na Kaukazie, w Azji Środkowej czy w Kaszmirze mogą się przerodzić w poważniejsze wojny. W konfliktach rozgrywających się na terenie byłej Jugosławii Rosja udzieliła dyplomatycznego poparcia Serbom, a Arabia Saudyjska, Turcja, Iran i Libia wspierały finansowo Bośniaków i dostarczały im broni, nie powodując się racjami ideologicznymi, polityką mocarstwową czy interesem ekonomicznym, ale pokrewieństwem kulturowym. „Konflikty kulturowe" - jak zauważył Vaclav Ravel - „narastają i są dziś groźniejsze niż kiedykolwiek na przestrzeni dziejów". Jacąues Delors przyznał, że „przyszłe konflikty będą wybuchały raczej za sprawą czynników kulturowych niż ekonomii czy ideologii"3. Najniebezpieczniejsze zaś są konflikty kulturowe na liniach granicznych między cywilizacjami.

W świecie, jaki się wyłonił po zimnej wojnie, kultura jest siłą, która zarazem dzieli i łączy. Ludy należące do tych samych kultur, lecz podzielone przez ideologię, łączą się, jak uczyniły to już Niemcy, proces ten zaczyna też obejmować Koreę i Chiny. Społeczeństwa zjednoczone przez ideologię lub okoliczności historyczne, lecz cywilizacyjnie podzielone, albo się rozpadają, jak Związek Radziecki, Jugosławia i Bośnia, albo przeżywają silne napięcia, jak Ukraina, Nigeria, Sudan, Indie, Sri Lanka i wiele innych. Kraje o wspólnych cechach kulturowych podejmują współpracę gospodarczą i polityczną. Organizacje międzynarodowe oparte na wspólnocie kulturowej, jak Unia Europejska, mają o wiele większe szansę powodzenia niż te, które usiłują przekraczać kulturowe różnice. Żelazna kurtyna była przez czterdzieści pięć lat główną linią podziału w Europie. Teraz przesunęła się o kilkaset mil na wschód, oddzielając ludy zachodniego chrześcijaństwa od wyznawców islamu i prawosławia.

Założenia filozoficzne, systemy wartości, stosunki społeczne, obyczaje i światopoglądy różnią się znacząco w poszczególnych kręgach kulturowych. Te różnice pogłębia jeszcze odrodzenie religii widoczne na wielu obszarach świata. Kultury mogą się zmieniać, w różnych okresach miewają rozmaity wpływ na politykę i ekonomię, ale najważniejsze różnice w stopniu rozwoju politycznego i gospodarczego między cywilizacjami zakorzenione są w odrębnościach kulturowych. Sukcesy gospodarcze krajów Azji Wschodniej mają swoje źródło we wschodnioazjatyckiej kulturze, ona też leży u podłoża trudności, jakie napotyka w tym regionie tworzenie stabilnych systemów demokratycznych. Niepowodzenia demokracji w świecie muzułmańskim można w znacznej mierze wyjaśnić charakterem kultury islamu. Tożsamość cywilizacyjna postkomunistycznych społeczeństw Europy Wschodniej i byłego Związku Radzieckiego określa ich dalsze losy. Kraje należące do kręgu zachodniego chrześcijaństwa odnotowują rozwój gospodarczy, następuje tam również demokratyzacja polityki. Perspektywy rozwoju ekonomicznego i politycznego krajów prawosławnych są niepewne, w republikach muzułmańskich nie wyglądają zachęcająco.

Cywilizacja Zachodu jest najpotężniejsza i taką przez lata pozostanie, ale potęga ta staje się coraz słabsza w miarę, jak inne cywilizacje rosną w siłę. Zachód stara się potwierdzać swoje wartości i bronić swych interesów, co stawia społeczeństwa niezachodnie przed wyborem. Jedne próbują naśladować Zachód i w taki czy inny sposób doń dołączyć. Inne, konfucjańskie i muzułmańskie, starają się rozbudowywać własną potęgę gospodarczą i militarną, by stawić mu opór i stworzyć przeciwwagę. Osią polityki światowej w epoce po zimnej wojnie jest więc interakcja, jaka zachodzi między potęgą i kulturą Zachodu a potęgą i kulturą pozostałych cywilizacji.

Podsumujmy: świat, jaki się wyłonił po zimnej wojnie, jest więc światem siedmiu lub ośmiu wielkich cywilizacji. Wspólne i odmienne cechy kulturowe określają interesy, wywołują antagonizmy i wpływają na tworzenie się związków państw. Najważniejsze kraje należą do rozmaitych kręgów kulturowych. Lokalne konflikty grożące przekształceniem się w wojny na szerszą skalę to te, które się toczą między grupami lub państwami należącymi do różnych cywilizacji. Główne modele rozwoju politycznego i ekonomicznego odmiennie się kształtują w obrębie poszczególnych cywilizacji. Główne sprawy rozgrywające się na arenie międzynarodowej dotyczą różnic między cywilizacjami. Po długim okresie dominacji Zachodu zmienia się układ sił, cywilizacje niezachodnie rosną w potęgę. Polityka globalna stała się wielobiegunowa i wielocywilizacyjna.

INNE ŚWIATY?

Mapy i paradygmaty. Nakreślony tu obraz świata, jaki zaistniał po zimnej wojnie, któremu kształt nadają czynniki kulturowe i gdzie zachodzą interakcje między państwami i grupami państw należącymi do różnych cywilizacji, jest bardzo uproszczony. Wiele rzeczy w nim pominięto, niektóre wypaczono, jeszcze inne ukryto. Jeżeli mamy jednak poważnie myśleć o świecie, w którym żyjemy, i skutecznie w nim działać, niezbędna jest uproszczona mapa rzeczywistości, jakaś teoria, koncepcja, model czy paradygmat. Bez takich konstruktów intelektualnych będziemy mieli, jak to określił William James, „barwne i szumne zamieszanie". Postęp intelektualny i naukowy, co wykazał Thomas Kuhn w klasycznej pracy Struktura rewolucji naukowych polega na zastąpieniu jednego paradygmatu, który coraz mniej potrafi wyjaśnićjnowe lub nowo odkrytaJkkty, przez inny, lepiej owe fakty uwzględniający. „Teoria, aby zostać uznaną za paradygmat - pisze Kuhn - musi prezentować się lepiej niż jej konkurentki, ale nie musi wyjaśniać wszystkich faktów, z jakimi może zostać skonfrontowana. W istocie rzeczy nigdy tego nie czyni"4. Jak mądrze stwierdza John Lewis Gaddis, „gdy chcemy znaleźć drogę w nieznanym terenie, potrzebujemy jakiejś mapy. Kartografia, jak samo poznanie, jest niezbędnym uproszczeniem, które pozwala nam zorientować się, gdzie jesteśmy i dokąd prawdopodobnie zmierzamy". Zimno-wojenna wizja rywalizacji między supermocarstwami była, jak podkreśla Gaddis, takim właśnie modelem. Pierwszy skonstruował go Harry Truman „jako ćwiczenie z kartografii geopolitycznej, by przedstawić międzynarodowy krajobraz w kategoriach zrozumiałych dla każdego, a tym samym przygotować grunt pod wyszukaną strategię powstrzymywania (containment), która wkrótce miała zostać wprowadzona w życie". Światopoglądy i teorie przyczynowe to nieodzowne przewodniki po polityce międzynarodowej5.

Przez czterdzieści lat badacze i praktycy stosunków międzynarodowych myśleli i działali w kategoriach wielce uproszczonego, lecz bardzo przydatnego paradygmatu

zimnej wojny. Nie mógł on uwzględnić wszystkiego, co się działo w polityce światowej. Wiele było anomalii (jak określiłby to Kuhn), czasami zaś paradygmat nie pozwalał uczonym i politykom dostrzegać wielkich wydarzeń, jak na przykład rozłamu między Chinami a Związkiem Radzieckim. Jako prosty model polityki światowej paradygmat ten brał pod uwagę więcej ważnych zjawisk niż jakakolwiek konkurencyjna teoria, był punktem wyjścia do myślenia o sprawach międzynarodowych, zaakceptowano go niemal powszechnie, ukształtował poglądy dwóch pokoleń na politykę światową.

Ludzie, myśląc i działając, nie mogą się obejść bez uproszczonych paradygmatów. Z jednej strony, możemy otwarcie formułować teorie lub tworzyć modele i świadomie kierować się nimi w naszym postępowaniu. Z drugiej - możemy stwierdzić, że takie przewodniki nie są nam potrzebne, i założyć, iż będziemy działać uwzględniając wyłącznie pewne „obiektywne" fakty, traktując każdy przypadek „tak, jak na to zasługuje". W ten sposób sami się jednak oszukujemy. Głęboko w naszych umysłach tkwią bowiem ukryte założenia, tendencje stronnicze i uprzedzenia, określające nasze postrzeganie rzeczywistości, fakty, które dostrzegamy i ocenę ich znaczenia. Potrzebujemy jawnych lub niewidocznych modeli, które umożliwiają nam

uporządkowanie rzeczywistości i ujęcie jej w ogólne formuły;

2 - zrozumienie związków przyczynowych między zjawiskami;

3 - antycypowanie, a jeśli szczęście nam dopisze, także i przewidywanie przyszłych wydarzeń;

4 - odróżnienie rzeczy ważnych od nieważnych;

5 - ukazanie dróg, jakimi powinniśmy dążyć do swoich celów.

Każdy model lub mapa jest pewną abstrakcją, dla jednych celów będzie bardziej przydatny niż dla innych.

Mapa drogowa pokazuje nam, jak dojechać z punktu A do punktu B, niewiele jednak będziemy mieli z niej pożytku, jeśli pilotujemy samolot. W takim wypadku potrzebujemy mapy, na której będą zaznaczone lotniska, radiolatarnie, tory lotu, a także ukazana topografia terenu. Nie mając jednak żadnej mapy zgubimy się. Im bardziej szczegółowa, tym dokładniej odzwierciedla rzeczywistość. Mapa z nadmierną liczbą szczegółów okaże się jednak do wielu celów nieprzydatna. Jeśli chcemy dostać się z jednego wielkiego miasta do drugiego główną autostradą, nie potrzebujemy mapy uwzględniającej mnóstwo informacji bez związku z ruchem drogowym, gdzie autostrady trudno wyłowić z gmatwaniny dróg drugorzędnych. Z drugiej strony mapa, na której widnieje tylko jedna autostrada, nie oddaje wielu elementów rzeczywistości. Trudno nam będzie z jej pomocą znaleźć objazd, jeśli jakiś poważny wypadek zablokuje ruch na autostradzie. Krótko mówiąc, potrzebujemy mapy, która zarazem oddaje rzeczywistość i upraszcza ją w sposób, który najlepiej służy naszym celom. Pod koniec epoki zimnej wojny pojawiło się kilka nowych map, czy też paradygmatów, polityki światowej.

Jeden świat: euforia i harmonia. Popularny paradygmat oparto na założeniu, iż, koniec zimnej wojny oznacza zakończenie poważnego konfliktu rzutującego na politykę globalną i wyłonienie się dość harmonijnego, świata. Najszerzej dyskutowaną wersją tego modelu była teza o „końcu historii", wysunięta przez Francisa Fjukjuyąmg. [Paralelna linia argumentacji, biorącej za punkt wyjścia nie tyle koniec zimnej wojny, ile długofalowe trendy ekonomiczne i społeczne tworzące „cywilizację uniwersalną", zostanie omówiona w rozdziale. „Jesteśmy być może świadkami - stwierdzał Fukuyama - (...) końca historii jako takiej, to jest końcowego punktu ideologicznej ewolucji ludzkości i uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji jako ostatecznej formy rządu". Oczywiście, na niektórych obszarach Trzeciego Świata nadal mogą wybuchać konflikty, ale główny konflikt się zakończył, i to nie tylko w Europie. „To właśnie w świecie pozaeuropejskim" nastąpiły ogromne zmiany, zwłaszcza w Chinach i Związku Radzieckim. Zakończyła się wojna idei. Wyznawcy marksizmu-leninizmu ostali się jeszcze może „w takich miejscach, jak Managua, Phenian czy Cambridge w stanie Massachusetts", ale liberalna demokracja zatriumfowała już wszędzie. Przyszłość nie będzie już stała pod znakiem wyniszczających konfliktów ideologicznych, ale rozwiązywania przyziemnych problemów ekonomicznych i technicznych. Jak z pewnym przygnębieniem stwierdza Fukuyama, będzie to wszystko dość nudne.

Dość powszechnie spodziewano się, że nastanie wreszcie harmonia. Przywódcy polityczni i intelektualni wyrażali podobne poglądy. Upadł mur berliński, załamały się komunistyczne reżimy, Organizacja Narodów Zjednoczonych miała nabrać nowego znaczenia, byli rywale z czasów zimnej wojny mieli stać się „partnerami" i robić „wielkie interesy", utrzymanie pokoju i jego zaprowadzanie miało się znaleźć na porządku dziennym. Prezydent głównego światowego mocarstwa ogłosił nastanie „nowego ładu światowego", rektor najznakomitszego (podobno) uniwersytetu na świecie sprzeciwił się mianowaniu profesora studiów nad bezpieczeństwem, bo nie było już takiej potrzeby: „Alleluja! Nie będziemy więcej prowadzić badań nad wojną, bo wojny już nie ma".

W euforii, jaką przyniósł koniec zimnej wojny, zrodziło się złudzenie harmonii. Wkrótce się okazało, że było tylko złudzeniem. Na początku lat dziewięćdziesiątych świat się zmienił, ale niekoniecznie na bardziej pokojowy. Zmiana była nieunikniona, o postępie nie można tego powiedzieć. Podobne złudzenia rozkwitały na krótko po zakończeniu każdego z wielkich konfliktów XX wieku. I wojna światowa miała „położyć kres wszystkim wojnom" i uczynić świat miejscem bezpiecznym dla demokracji. II wojna światowa, jak stwierdził Franklin Roosevelt, miała „zlikwidować system podejmowania jednostronnych działań, zamkniętych przymierzy, równowagi sił i wszystkich innych środków, które wypróbowywano od stuleci i które nieodmiennie zawodziły". Zamiast tego będziemy mieli „uniwersalną organizację państw miłujących pokój" i początki „trwałych struktur pokoju". Tymczasem I wojna zrodziła komunizm, faszyzm i odwróciła rozwijający się od stulecia trend demokratyzacji. Po II wojnie światowej nastała zimna wojna, która objęła cały świat. Złudzenie harmonii, jakie z kolei zaświtało po zakończeniu zimnej wojny, wkrótce się rozwiało pod naporem nowych zjawisk: mnożenia się konfliktów etnicznych i czystek etnicznych, załamania się prawa i porządku, wyłonienia się nowych modeli sojuszów i konfliktów między państwami, odrodzenia ruchów neokomunistycznych i neofaszystowskich, intensyfikacji religijnego fundamentalizmu, końca „dyplomacji uśmiechów" i „polityki na tak" w stosunkach między Rosją a Zachodem. Organizacja Narodów Zjednoczonych i Stany Zjednoczone okazały się niezdolne do stłumienia krwawych lokalnych konfliktów, a rosnące w potęgę Chiny stają się coraz bardziej pewne siebie. W ciągu pięciu lat, jakie nastąpiły po zburzeniu muru berlińskiego, słowo „ludobójstwo" słyszało się o wiele częściej niż przez którekolwiek pięciolecie okresu zimnej wojny. Paradygmat jednego harmonijnego świata jest zbyt odległy od rzeczywistości, by mógł służyć za ,przewodnik.

Dwa światy: My i Oni. Zakończeniu wielkich konfliktów towarzyszą nadzieje na zjednoczony świat, tendencja do myślenia w kategoriach dwóch światów pojawia się natomiast na przestrzeni całych dziejów ludzkości. Ludzie zawsze mieli skłonność do dzielenia bliźnich na „nas" i „tamtych", naszą grupę i grupę obcą, naszą cywilizację i barbarzyńców. Uczeni analizowali świat, posługując się kategoriami Wschodu i Zachodu, Północy i Południa, centrum i peryferii. Muzułmanie tradycyjnie dzielili go na Dar al-Islam i Dar al-Harb, obszar pokoju i obszar wojny. Podział ten, w odwróconej niejako wersji, został pod koniec zimnej wojny przyjęty przez amerykańskich naukowców, którzy dzielili świat na „strefy pokoju",,strefy konfliktów". Do tych pierwszych, zaliczono Zachód TJaponię, czyli obszar zamieszkany przez mniej więcej procent ludności świata, do tych drugich - całą resztę.

Dychotomiczny obraz świata może do pewnego stopnia pokrywać się z rzeczywistością w zależności od tego, jak zdefiniuje się wyróżnione części. Najpowszechniej spotyka się podział, różnie nazywany, na kraje bogate (nowoczesne, rozwinięte) i biedne (tradycyjne, nierozwinięte lub rozwijające się). Ujmując rzecz historycznie, ten ekonomiczny podział odpowiada podziałowi kulturowemu na Zachód i Wschód - w tym wypadku niniejszy nacisk się kładzie na różnice ekonomiczne i w poziomie stopy życiowej, większy zaś na odrębne filozofie, systemy wartości i styl życia9. Każdy z tych obrazów jest do pewnego stopnia odbiciem rzeczywistości, ale ma i swoje ograniczenia. Bogate, nowoczesne kraje mają wspólne cechy odróżniaj ąoTjeTrd krajów ubogich i tradycyjnych, które także wiele ze sobą łączy. Różnice zamożności mogą być powodem konfliktów, ale wszelkie dowody wskazują, że dzieje się to przede wszystkim wtedy, gdy ludy bogatsze i potężniejsze usiłują podbić i skolonizować ludy ubogie i bardziej tradycyjne. Zachód czynił to przez cztery stulecia, po czym część kolonii zbuntowała się i wywołała wojny wyzwoleńcze przeciw potęgom kolonialnym, którym równie dobrze mogła przejść ochota na utrzymywanie imperium. W świecie współczesnym dekolonizacja już się dokonała, a miejsce wojen wyzwoleńczych zajęły konflikty między wyzwolonymi narodami.

Ujmując rzecz bardziej ogólnie, konflikty między bogatymi i biednymi raczej nie będą wybuchać, ponieważ ubogie kraje (jeśli nie liczyć szczególnych okoliczności) nie są politycznie zjednoczone, brak im siły ekonomicznej i potęgi militarnej, niezbędnej do przeciwstawienia się krajom bogatym. Rozwój ekonomiczny niektórych krajów Azji i Ameryki Łacińskiej zamazuje uproszczony podział na tych, co „mają", i tych, co „nie mają". Bogate państwa mogą prowadzić między sobą wojny handlowe, między państwami ubogimi może dochodzić do brutalnych starć, ale niiędzynarodowa wojna klasowa między ubogim Południem a bogatą Północą jest równie daleka od rzeczywistości, jak szczęśliwy świat żyjący w harmonii. Podział świata na dwie odrębne całości kulturowe jest jeszcze  mniej   adekwatny.   Zachód  pod  pewnymi względami stanowi całość, ale co wspólnego mają ze sobą niezachodnie społeczeństwa poza tym, że nie należą do Zachodu? Takie cywilizacje, jak japońską, chińską, hinduską, muzułmańską i afrykańską, niewiele ze sobą łączy w kategoriach religii, struktury społecznej, instytucji i systemów wartości.  Jedność tego,  co  nie jest Zachodem i dychotomiczny podział na Wschód i Zachód to mity stworzone przez ten ostatni. Mity te cierpią na   ułomności   orientalizmu,   słusznie   krytykowanego przez Edwarda Saida za propagowanie „różnicy między tym,  co  znane  (Europa,   Zachód,   „my"),   a  tym,  co obce (Orient, Wschód, „tamci"), i zakładanie wyższości pierwszego nad drugim10. W okresie zimnej wojny świat był w znacznym stopniu spolaryzowany wzdłuż spektrum ideologicznego. Nie istnieje jednak żadne spektrum kulturowe. Kulturowa polaryzacja na „Wschód" i „Zachód" jest po części jeszcze jedną konsekwencją powszechnej, choć niefortunnej praktyki określania cywilizacji europejskiej mianem cywilizacji zachodniej. Zamiast „Wschód i Zachód" trafniejsze byłoby posługiwanie się terminami „Zachód i reszta", co przynajmniej zakłada  istnienie  wielu  światów  niezachodnich.   Świat jest zbyt skomplikowany, by dał się z pożytkiem dla większości celów podzielić w prosty sposób na Północ i Południe (pod względem ekonomicznym) czy Wschód i Zachód (pod względem kulturowym).

Mniej więcej 184 państwa. Twórcy kolejnej, trzeciej mapy świata, jaki się wyłonił po zimnej wojnie, wychodzą z założeń tak zwanej realistycznej teorii stosunków międzynarodowych. Zgodnie z tą teorią państwa są głównymi aktorami na arenie międzynarodowej, jedynymi, którzy się liczą. Stosunki panujące między nimi to stan anarchii, aby więc przetrwać i zapewnić sobie bezpieczeństwo, państwa nieodmiennie dążą do uzyskania jak największej potęgi. Jeśli jedno z państw widzi, że inne rośnie w siłę, stając się przez to potencjalnym zagrożeniem, dołoży starań, by się chronić, umacniając swoją potęgę i/lub wchodząc w sojusze z innymi państwami. Wychodząc z takich założeń, można przewidzieć interesy i działania mniej więcej 184 państw współczesnego świata".

Ten „realistyczny" obraz świata stanowi bardzo wygodny punkt wyjścia analizy stosunków międzynarodowych. Wyjaśnia też w dużym stopniu postępowanie państw, które są i pozostaną głównymi jednostkami w sprawach międzynarodowych. Utrzymują armie, prowadzą działania dyplomatyczne, negocjują traktaty, walczą w wojnach, kontrolują organizacje międzynarodowe, wywierają wpływ na produkcję i handel i w znacznej mierze je kształtują. Rządy państw przyznają pierwszeństwo zapewnieniu zewnętrznego bezpieczeństwa (choć często się zdarza, że ich priorytetem bywa uchronienie własnych pozycji przed zagrożeniem wewnętrznym). W każdym razie ten etatystyczny paradygmat daje nam bardziej realistyczny obraz i przewodnik po polityce światowej niż paradygmaty jednego lub dwóch światów.

Także i on ma jednak poważne ograniczenia.

Zakłada, że wszystkie państwa jednakowo postrzegają swoje interesy i tak samo działają. Proste założenie, że siła jest wszystkim, stanowi punkt wyjścia do zrozumienia postępowania państw, ale daleko nie prowadzi. Państwa określają swoje interesy w kategoriach siły, ale także w wielu innych kategoriach. Często dążą, rzecz jasna, do osiągnięcia równowagi sił, ale gdyby tylko o to chodziło, państwa zachodnioeuropejskie pod koniec lat czterdziestych sprzymierzyłyby się ściśle ze Związkiem Radzieckim przeciwko Stanom Zjednoczonym. Państwa reagują przede wszystkim na zagrożenia, jakie postrzegają, a w tym wypadku państwa zachodnie widziały polityczne, ideologiczne i militarne zagrożenie ze Wschodu. Swoje interesy ujmują w sposób, jakiego by nie przewidziała teoria realistyczna w klasycznym wydaniu. Systemy wartości, kultura i instytucje wywierają wpływ na definiowanie przez państwa swoich interesów. Interesy te kształtowane są na dodatek nie tylko przez lokalne wartości i instytucje, lecz także normy i instytucje międzynarodowe. Poza podstawową troską o własne bezpieczeństwo, różne państwa rozmaicie definiują swoje interesy. Te o podobnej kulturze i podobnych instytucjach będą miały wspólne interesy. Państwa demokratyczne łączy wiele wspólnych cech, dlatego nie walczą między sobą. Kanada nie musi się z nikim sprzymierzać, żeby zapobiec inwazji Stanów Zjednoczonych.

W podstawowym wymiarze założenia paradygmatu etatystycznego sprawdzały się na przestrzeni dziejów. Nie przydają się natomiast do zrozumienia różnic między polityką globalną po zimnej wojnie a polityką globalną podczas zimnej wojny i przed nią. Różnice jednak niewątpliwie istnieją, a w każdej epoce historycznej państwa odmiennie realizują swoje interesy. W świecie współczesnym w coraz większym stopniu definiują je w kategoriach cywilizacyjnych. Współpracują i wchodzą w sojusze z państwami o takiej samej lub podobnej kulturze i częściej bywają w konflikcie z krajami z innych kręgów kulturowych. Zagrożenia definiują w kategoriach intencji innych państw, a o tym, jakie są te intencje i jak są postrzegane, przesądzają w znacznej mierze względy kulturowe. Ogół społeczeństwa i politycy mniej się przeważnie czują zagrożeni przez naród, który w swoim odczuciu rozumieją i mogą mu ufać, bo łączy ich wspólny język, religia, wartości, instytucje i kultura. Będą bardziej skłonni dostrzegać zagrożenie ze strony państw, których narody mają odmienną kulturę - stąd brak zrozumienia i brak zaufania. Dzisiaj, kiedy marksistowsko-leninowski Związek Radziecki przestał zagrażać wolnemu światu, a Stany Zjednoczone nie są już kontrzagrożeniem dla świata komunistycznego, kraje obu tych światów coraz wyraźniej dostrzegają zagrożenie ze strony ludów odmiennych pod względem kulturowym.

Pozostając głównymi aktorami stosunków międzynarodowych, państwa tracą suwerenność, funkcje i władzę. Instytucje międzynarodowe domagają się prawa do oceniania i powstrzymywania tego, co państwa robią na swoich terytoriach. Gdzieniegdzie, zwłaszcza w Europie, instytucje międzynarodowe przejęły ważne funkcje sprawowane przedtem przez państwa. Powstały potężne międzynarodowe struktury biurokratyczne, oddziałujące bezpośrednio na indywidualnych obywateli. W skali globalnej przejawia  się  trend   do   ograniczania  władzy  rządów państw, między innymi przez cedowanie jej na polityczne organizmy  subpaństwowe,   regionalne,   prowincjonalne i lokalne. W wielu państwach, także rozwiniętych, działają ruchy regionalne dążące do znacznej autonomii lub secesji. Rządy utraciły w dużej mierze kontrolę nad przepływem pieniędzy z kraju i do kraju, coraz im trudniej kontrolować przepływ idei, technologii, towarów i ludzi. Granice państwowe stają się więc coraz bardziej przepuszczalne. Na skutek takiego rozwoju wydarzeń wielu ludzi uważa, iż zwarte, jednolite państwo, będące rzekomo normą od czasu Traktatu westfalskiego z 1648 roku, przechodzi stopniowo do historii, wyłania się zaś zróżnicowany, złożony, wielowarstwowy ład międzynarodowy bardziej przypominający ten, jaki panował w średniowieczu.

Totalny chaos. Proces słabnięcia państw i pojawianie się „państw nieudanych" przyczyniły się do powstania czwartego paradygmatu: obrazu świata zanarchizowanego. Akcentuje on następujące elementy: upadek autorytetu rżądów, rozpadanie się państw, nasilenie się konfliktów plemiennych, etnicznych i religijnych, powstanie międzynarodowych mafii przestępczych, coraz liczniejsze rzesze uchodźców, idące w dziesiątki milionów, rozprzestrzenianie broni nuklearnej i innych środków masowego rażenia, szerzenie się terroryzmu, masakry i czystki etniczne. Ta wizja świata pogrążonego w chaosie znalazła wyraz w tytułach dwóch wnikliwych książek opublikowanych w 1993 roku: Out of Control (Poza kontrolą) Zbigniewa Brzezińskiego i Pandaemonium Daniela Patricka Moynihana13. Podobnie jak paradygmat etatystyczny, tak i paradygmat chaosu ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Przedstawia żywy i dość dokładny obraz tego, co dzieje się na świecie, a w odróżnieniu od paradygmatu etatystycznego odzwierciedla najważniejsze zmiany, jakie zaszły w polityce światowej po zakończeniu zimnej wojny. Na początku 1993 roku oceniano na przykład, że na świecie toczy się 48 wojen etnicznych, odnotowano też 148 „terytorialno-etnicznych roszczeń oraz konfliktów granicznych" w byłym Związku Radzieckim, przy czym 30 z nich miało postać konfliktów zbrojnych14. Ale przez to, że zbyt dokładnie oddaje rzeczywistość, ma wady jeszcze większe niż paradygmat etatystyczny. Świat może być pogrążony w chaosie, ale jakiś porządek też w nim panuje. Wizja powszechnej, niezróżnicowanej anarchii nie dostarcza zbyt wielu wskazówek pomagających zrozumieć świat, uporządkować wydarzenia i określić ich znaczenie, przewidzieć trendy w tej anarchii, odróżnić od siebie poszczególne rodzaje chaosu oraz ich prawdopodobnie odmienne przyczyny i konsekwencje, no i opracować wytyczne dla twórców polityki.

 

PORÓWNYWANIE ŚWIATÓW: REALIZM, UPROSZCZENIE, PRZEWIDYWANIA

Każdy   z   omówionych   tutaj   czterech   paradygmatów przedstawia odrębną kombinację realizmu i uproszczenia.

Każdy ma swoje wady i ograniczenia. Można sobie wyobrazić, że dałoby się je przezwyciężyć przez połączenie paradygmatów i założenie, że świat jednocześnie dzieli się i integruje16. Obie tendencje ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin