Gojawiczyńska Pola - Rajska jabłoń (2021).pdf

(2391 KB) Pobierz
POLA
GOJAWICZYŃSKA
RAJSKA JABŁOŃ
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-8259-065-4 (mobi)
ISBN 978-83-8259-066-1 (epub)
ISBN 978-83-8259-067-8 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
T OM P I E RWS Z Y
I
Nowa Kwiryna przyszła na świat jesienią dwudziestego drugiego roku.
Stało się to na skutek pomyłki Romana, który zważył pewnej klientce żą-
dającej pół funta cukru – funt, no, powiedzmy dla ścisłości, niecały funt.
Klientka była ubogą dziewczyną o rozwichrzonej bujnej blond fryzurze,
i ta fryzura zasłoniła twarz Romana stojącego za ladą, tak że Kwiryna na
próżno dawała mu znaki mitygujące. Cukier ów zdobyła tylko dzięki swej
przedsiębiorczości po niesłychanych staraniach i zabiegach, umyśliła go
więc zachować dla klienteli stałej i dobrze płacącej. Ale Roman nie tylko
zdawał się o tym zapominać, on posuwał się nawet do tak niebywałego
roztargnienia! Nigdy nie zwracała mu uwagi przy klientach, teraz jednak
postanowiła zapobiec szkodzie.
– Czyś ty się nie pomylił, Romanie?
– Nie. Pół funta cukru.
W głosie jego zabrzmiało coś gniewnego, to uderzyło ją i powstrzyma-
ło dalsze pytanie. Spojrzała jeszue raz na Romana, a potem na dziewczynę
i zacisnęła usta. Zauważyła, że byli zmieszani. W tej chwili rozległy się
uderzenia w sufit. To garbata ciotka dawała znać o posiłku. Roman po-
wstał. Nie jadali razem południowego posiłku, a obiad odkładano na wie-
czór. Nieraz jednak przekomarzali się: kto pójdzie pierwszy? Dziś Roman
powstał, rzekł: – Zaraz wrócę – i wyszedł. Słyszała trzask stopni, odgłos
drzwi na górze, a potem śpieszne dreptanie ciotki. Garbata ciotka nosiła
pantofle na wysokich obcasach, aby się podwyższyć.
Na razie nic się nie stało. Kwiryna obiecała sobie powrócić do tej spra-
wy. Tego dnia odbywały się zapisy do szkoły na Nowolipkach i Kwiryna
otworzyła obydwie połowy drzwi, aby uchronić szyby od strzaskania. Co
chwila wpadał zdyszany berbeć łomocąc nowym obuwiem, z szyją uwięzio-
ną w sztywnym kołnierzu nowej bluzy szkolnej, z ramionami ruchomymi
niczym skrzydła wiatraka. – Wody sodowej... – Kwiryna stojąc brzęczała
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
Rajska jabł oń
szklankami: – Z sokiem, bez? Z malinowym, cytrynowym?... – Dziewczyn-
ki wchodziły spokojniej, po dwie, trzy i dzieliły się jedną szklanką, ceremo-
niując. – Proszę cię, skosztuj, ja i tak nie wypiję wszystkiego.
Liście akacji gęsto przetkane złotem, pokryły skwer. Wsparci o żelazne
sztachety czekali rodzice na wynik wstępnych egzaminów. Okna szkoły sze-
roko otwarte, całe pierwsze piętro nad sklepem panien Ziemskich, tchnęły ja-
kąś głuchą ciszą mimo licznych głów dziecinnych sterczących nad pulpitami.
Ciągle jeszcze napływały gromadki maruderów. Strzępy rozmów wpadały do
sklepu i zdawały się tu gasnąć w ciszy. Matki, trzymając mocno w swych dło-
niach dłonie dzieci, udzielają im zbawiennych rad, kładą im w głowy: – Nie
bój się, przecież cię w szkole nie zjedzą. Nie znasz tej nauczycielki czy co? Ona
mieszka w domu Majewskich... Ukłoń się, żebym ci nie potrzebowała o tym
przypominać. Czytaj głośno i wyraźnie. Nie zrób mi wstydu, pamiętaj!...
Podniecone, roztaczają przed dziećmi – czy przed sobą? – oszałamia-
jące perspektywy. – To nie tak jak za moich czasów, teraz jak się tylko bę-
dziesz dobrze uczył, możesz zajść. dokąd zechcesz... – Ho, ho!
Jeszcze ministrem zostaniesz!... – Pod sztachetami trysnął serdeczny
śmiech. Wzniósłszy oczy dostrzegła jednak Kwiryna na twarzach oczeku-
jących, mimo drwiny, wstydliwie skrywaną nadzieję. Prawdę powiedziaw-
szy, każdy myślał sobie: „Hm... dlaczegoż by nie? To jest możliwe... to nie
jest nieprawdopodobieństwem”.
Panny Ziemskie, stojąc na stopniach sklepu, okazywały żywe zaintere-
sowanie potomstwem swych klientek. – Czy to jest Czesio? – dziwiły się. –
No, no, nigdy bym go nie poznała w tym mundurku!... Zupełny młodzie-
niec!... – Chwaląc urodę, dobre wychowanie, wzrost i wagę lub ubolewając
nad mizeractwem, skarbiły sobie względy matek, zyskując przy tym temat
do rozmów wieczornych po zamknięciu sklepu, kiedy to, siedząc we dwie
w czyściutkim pokoiku za sklepem, wzbogacały i rozszerzały swe mono-
tonne i samotne życie życiem, troskami i nadziejami innych.
Kwiryna spenetrowała wystawę mydlarni. Znów zmieniły wystawę.
Odkąd w wielu domach zaprowadzono wreszcie elektryczność, panny
Ziemskie usunęły ogromny rezerwuar z naftą, zajmujący pierwsze miejsce
w sklepie, i położyły nacisk na inne działy. Toteż wystawa stała się wystawą
jakiegoś składu, a nie mydlarni. Kwiryna dostrzegła z dala obnażoną pan-
nę na reklamie, z gołymi ramionami i udami, skutecznie wskazującą na
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin