Dennis Lehane - Pułapka zza grobu.pdf
(
1502 KB
)
Pobierz
Dennis Lehane
Pułapka zza grobu
Wszystkie postaci w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób
rzeczywistych - żywych czy martwych - jest całkowicie przypadkowe.
Poświęcam Sheili
Podziękowania
Wyrażam głęboką wdzięczność Claire Wachtel i Ann Rittenberg za to, że doszukały
się w rękopisie książki, oraz za to, że trwały przy mnie, dopóki ja także się nie
doszukałem.
Wszystkiego, co wiem o posługiwaniu się pistoletem półautomatycznym,
dowiedziałem się od Jacka i Gary'ego Schmocków z Jack's Guns i Ammo w Quincy,
Massachusetts.
To, czego nie pamiętałem o okolicach St. Pete/Tampa, Sunshine Skyway Bridge i
specyfice prawa lokalnego na Florydzie, uzupełnili Mai i Dawn Ellenburg. Wszystkie
błędy, jakie pozostały, obciążają wyłącznie mnie.
Na koniec, jak zwykle, dziękuję wszystkim, którzy czytali pierwsze wersje i
podzielili się ze mną swoimi uwagami: Chrisowi, Gerry'emu, Sheili, Revie Mae i
Sterlingowi.
Nie dawajcie psom tego, co święte,
i nie rzucajcie swych pereł przed świnie,
by ich nie podeptały nogami,
i obróciwszy się, was nie poszarpały.
Ewangelia św. Mateusza 7,6 Biblia Tysiąclecia
1
Część pierwsza
Lecznica Smutku
1
Na wstępie mała uwaga: jeżeli kiedykolwiek będziecie kogoś śledzić w mojej
okolicy, nie ubierajcie się na różowo.
Już pierwszego dnia oboje z Angie zauważyliśmy łażącego za nami niskiego,
pulchnego gościa ubranego w szary garnitur, różową koszulę i czarny płaszcz.
Dwurzędowa marynarka była włoska i o jakieś kilkaset dolarów za droga jak na
dzielnicę, w której mieszkam. Płaszcz był z kaszmiru. Sądzę, że ludzi w mojej okolicy
byłoby stać na kaszmir, ale zazwyczaj wydają tyle na taśmę izolacyjną, którą przyklejają
rury wydechowe do swoich chevroletów rocznik osiemdziesiąt dwa, że niewiele im już
zostaje na inne ekstrawagancje.
Następnego dnia mały grubas zmienił różową koszulę na bardziej zwyczajną, białą,
zrezygnował też z kaszmiru i włoskiego garnituru, ale z uwagi na kapelusz nadal rzucał
się w oczy jak Michael Jackson w ośrodku opieki społecznej. Nikt w mojej okolicy - ani
w żadnej innej znanej mi nędznej dzielnicy Bostonu - nie nosił na głowie niczego innego
jak tylko czapkę baseballową lub co najwyżej tweedowy kaszkiet. A nasz przyjaciel,
nazwaliśmy go Baniak, nosił melonik. Całkiem porządny melonik, nie zrozumcie mnie
źle, ale tak czy owak, melonik.
- Może jest przybyszem - powiedziała Angie.
Wyjrzałem przez okno Avenue Caffee Shop. Baniak gwałtownie odwrócił głowę, a
potem schylił się i zaczął coś majstrować przy sznurówkach.
- Przybysz - powtórzyłem. - Ale skąd? Z Francji?
Zmarszczyła brwi i nałożyła na obwarzanek grubą warstwę kremowego sera, tak
intensywnie cebulowego, że od samego patrzenia zaczęły mi łzawić oczy.
- Nie, głupku. Z przyszłości. Nie oglądałeś tego odcinka starej wersji
Star Treka,
gdzie Kirk i Spock lądują w końcu na ziemi w latach trzydziestych i są kompletnie
zdezorientowani.
- Nienawidzę
Star Treka.
- Ale wiesz, o co tam chodzi.
2
Pokiwałem głową i ziewnąłem. Baniak przyglądał się z taką uwagą słupkowi
telefonicznemu, jakby nigdy przedtem czegoś podobnego nie widział. Może więc Angie
miała rację.
- Jak możesz nie lubić
Star Treka?
- zapytała.
- To proste. Oglądam to, nudzi mnie, wyłączam telewizor.
-
Next Generation
też?
- A to co takiego?
- Założę się, że kiedy się urodziłeś - wycedziła przez zęby - twój ojciec podniósł cię,
pokazał matce i powiedział: Spójrz, kochanie, urodziłaś pięknego, zrzędliwego staruszka.
- O co ci chodzi? - zapytałem zdziwiony.
Trzeciego dnia postanowiliśmy się trochę zabawić. Kiedy rano wstaliśmy i
wyszliśmy z mojego domu, Angie udała się na północ, a ja na południe.
Baniak poszedł za nią.
Ale za mną poszedł Frankenstein.
Nigdy przedtem nie widziałem Frankensteina i pewnie wcale nie zwróciłbym na
niego uwagi, gdyby nie Baniak.
Zanim wyszliśmy z domu, przeszukałem pudło z letnimi rzeczami i znalazłem
przeciwsłoneczne okulary, które zwykle zakładałem, gdy pogoda robiła się na tyle
przyjemna, że mogłem jeździć na rowerze. Okulary miały maleńkie lustereczko
przymocowane z lewej strony do oprawki i można je było tak ustawić, aby widzieć, co
się dzieje z tyłu. Nie były aż takie fajowe jak ekwipunek, który Królowa podarowała
Bondowi, ale robiły swoje i nie musiałem flirtować z Panią Moneypenny, aby je dostać.
Oko z tyłu głowy - założę się, że byłem pierwszym dzieciakiem z naszej okolicy,
który miał coś takiego.
Zauważyłem Frankensteina, gdy zatrzymałem się gwałtownie przed wejściem do
Patty's Pantry, gdzie chciałem wypić poranną kawę. Gapiłem się na drzwi, jakby wisiało
na nich menu, wysunąłem lusterko i tak długo kręciłem głową, aż zobaczyłem faceta o
wyglądzie przedsiębiorcy pogrzebowego, który stał po drugiej stronie ulicy przy aptece
Pat Jay. Ręce splótł na cherlawej piersi i wyraźnie gapił się na tył mojej głowy. Jego
zapadnięte policzki przecinały głębokie jak kanały zmarszczki, a wąskie pasmo włosów
pomiędzy dużymi zakolami zaczynało się gdzieś w połowie czoła.
U Patty'ego przygiąłem lusterko do oprawki i zamówiłem kawę.
- Oślepłeś z rana, Patrick?
Spojrzałem na Johnny'ego Deegana, który nalewał mi śmietankę do kawy.
- Co?
- Okulary - powiedział. - Chodzi o to, że jest połowa marca i od Święta
Dziękczynienia nikt jeszcze nie widział słońca. Oślepłeś, czy usiłujesz szpanować
wyglądem?
3
- Właśnie, Johnny, usiłuję szpanować wyglądem.
Popchnął w moją stronę filiżankę z kawą i wziął pieniądze.
- To nie działa - powiedział.
Na ulicy znowu patrzyłem na Frankensteina przez okulary: strzepnął jakiś paproch z
kolan, a potem schylił się, aby zawiązać sznurowadła, zupełnie jak wczoraj Baniak.
Pomyślałem o tym, co powiedział Johnny Deegan, i zdjąłem okulary. Bond miał
klasę, to jasne, ale nigdy nie musiał odwiedzać Patty's Pantry. Spróbujcie jednak
zamówić w tej okolicy martini. Wstrząśnięte czy mieszane, i tak natychmiast wylecicie
przez okno.
Przeszedłem na drugą stronę ulicy, gdzie Frankenstein nadal pochylał się nad
sznurówkami.
- Cześć - powiedziałem.
Wyprostował się i rozejrzał dookoła, jakby ktoś zawołał go zza rogu.
- Cześć - powtórzyłem i wyciągnąłem do niego rękę. Spojrzał na nią, a potem znowu
w głąb ulicy.
- Och - żachnąłem się - śledzić ludzi to ty nie potrafisz, ale przynajmniej masz
znakomite maniery.
Jego głowa zaczęła się obracać powoli, jak ziemia wokół swojej osi, aż wreszcie
ciemne jak kamyki oczy spoczęły na mnie. W tym celu musiał spojrzeć w dół - cień jego
kościstej czaszki zalał moją twarz i rozciągnął się na ramiona. A nie jestem ułomkiem.
- Czy my się znamy, proszę pana?
Jego głos zabrzmiał tak, jakby dochodził z trumny.
- Jasne, że się znamy - powiedziałem. - Ty jesteś Frankenstein. - Rozejrzałem się po
ulicy. - Gdzie twój kuzyn?
- Wcale nie jest pan tak zabawny, jak się panu wydaje.
Uniosłem w górę kubek z kawą.
- Poczekaj, aż wleję w siebie jeszcze trochę kofeiny, Frankenstein. Gwarantowany
przypływ humoru za piętnaście minut.
Uśmiechnął się do mnie, a zmarszczki na jego policzkach zamieniły się w kaniony.
- Stanowczo powinien pan być mniej przewidywalny, panie Kenzie.
- Jak to, Frankenstein?
Nagle dźwig przywalił betonowym słupkiem prosto w moje plecy, a równocześnie
coś ostrego ukąsiło mnie w skórę z prawej strony szyi. Frankenstein zniknął z mojego
pola widzenia, gdy chodnik poszybował w górę i znalazł się na wysokości mojego ucha.
- Lubi pan okulary przeciwsłoneczne, panie Kenzie - powiedział Baniak i przed
oczami mignęła mi jego gumowata twarz. - Rzeczywiście są fajne.
- Bardzo nowoczesne pod względem technologicznym - dodał Frankenstein.
4
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Dennis Lehane - Wyspa skazańców.epub
(377 KB)
Dennis Lehane - Wyspa skazańców(1).pdf
(1181 KB)
Dennis Lehane - Pułapka zza grobu.epub
(384 KB)
Dennis Lehane - Pułapka zza grobu.pdf
(1502 KB)
Dennis Lehane - Patrick Kenzie i Angela Gennaro 01 - Wypijmy, nim zacznie się wojna.epub
(337 KB)
Inne foldery tego chomika:
D.W Buffa
Dagmara Andryka
Damian Adamowicz
Damian Tomecki
Damien Boyd
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin