Michaels Kasey - Bracia Blackthorn 01 - Miłosny sojusz.pdf

(1054 KB) Pobierz
Kasey Michaels
Miłosny sojusz
cofnął się i wskazał drogę do holu. Beau wszedł, czując,
że
policzki zaczynają mu
płonąć, i przeklinając w duchu swoją tendencję do tego, by się rumienić przy byle okazji.
Po chwili do salonu poprowadził go kolejny służący, który wcześniej popatrzył z
dezaprobatą na kwiaty. Oliver przyniósł je dla swojej ukochanej - lady Madelyn Mills-
Beckman, starszej córki hrabiego Brean.
- Sporo „r" w tym zdaniu - mruknął pod nosem, co stanowiło wyraźną oznakę
zdenerwowania.
Oliver jednak czuł,
że
panuje nad sytuacją.
Tak mu się w każdym razie wydawało aż do chwili, gdy usłyszał kobiecy głos:
- Podobno mówienie do siebie może być oznaką szaleństwa. Tak przynajmniej
mama mówiła o ciotce Harriet, a muszę przyznać,
że
naprawdę była zwariowana. To
znaczy, ciotka Harriet, bo mama jest po prostu niezbyt mądra. Raz widziałam ciotkę w
sukni włożonej na lewą stronę. Czy te kwiaty są dla Madelyn? Chyba powinnam panu
powiedzieć,
że
Madelyn nie znosi kwiatów. Kicha od nich i zaczyna jej lecieć z nosa.
Oliver obrócił się i spojrzał na lady Chelsea Mills-Beckman, niezbyt sympatyczną
dziewczynę w wieku mniej więcej czternastu lat, która siedziała sobie wygodnie na
kwiecistym szezlongu przy oknie. Podwinęła nogi pod siebie, co nie było w dobrym
tonie, a na podołku trzymała otwartą książkę.
Patrzył niechętnie na jej falujące blond włosy w zupełnym nieładzie, oczy, których
kolor wahał się między niebieskim a szarym, i szczupłą, by nie powiedzieć chudą
sylwetkę. Siostra jego ukochanej wyglądała w tej chwili jak złośliwy chochlik lub małe
diablę i Beau nie miał ochoty odpowiadać na jej zaczepki.
I wcale nie zamierzał odwzajemniać szerokiego i pełnego przekory uśmiechu.
Oliver już dwukrotnie wcześniej w tym miesiącu był narażony na obecność lady
Chelsea, która zawsze trzymała książkę w dłoni i witała go jakąś zjadliwą uwagą.
- Twój ojciec powinien zamykać cię w pokoju na klucz - rzucił, a następnie
przeszedł do oszklonych drzwi, otworzył je i ostentacyjnie wyrzucił bukiet do ogrodu.
Lady Chelsea zaśmiała się tylko, a on nie wiedział, czy z powodu kwiatów, czy
jego jakże szczerych słów.
L
T
R
- I tak bym znalazła jakieś inne wyjście - odparła i machnęła ręką. - Widzi pan, nie
mam matki, więc traktują mnie trochę lepiej. Ale jestem jeszcze za młoda,
żeby
mnie
wypchnąć z domu jak Madelyn. Pewnie chce pan,
żebym
wyszła, zanim ona tu wkroczy,
a pan zacznie się
ślinić
na jej widok... O proszę, już ma pan jakieś krople na tym
okropnym surducie!
Beau bezwiednie strzepnął wyimaginowane krople z poły surduta, zanim dotarło
do niego,
że
przeklęta dziewczyna tylko sobie z niego
żartuje.
Nie, kogoś takiego nie da
się zamknąć w pokoju! - pomyślał. Należałoby ją uwięzić w klatce i wywieźć gdzieś na
inny kontynent.
- Tak, rzeczywiście pragnę porozmawiać z lady Madelyn na osobności - odparł
wyniośle, udając,
że
strzepywał tylko jakiś pyłek.
- Pozwoli więc pan,
że
się oddalę - powiedziała, przedrzeźniając jego ton.
Lady Chelsea wstała i wygładziła pogniecioną suknię. Musiał przyznać,
że
jest
nawet
ładnym
dzieckiem i może za jakiś czas uda jej się zawrócić w głowie paru
młodzieńcom. Jednak z pewnością nawet nie umywała się do siostry, gdyż to ona miała
naprawdę piękne blond włosy, błękitne oczy i pełne, różowe usta. A także nieskazitelną
karnację i cudownie
łagodny
charakter.
Oliver skinął lekko głową i włożył palec pod kołnierzyk, gdyż nagle okazało się,
że
ma trudności z przełykaniem. W drzwiach, za którymi zniknęła nieznośna psotnica,
stanął bowiem przedmiot jego westchnień.
- Och, pan Blackthorn! Co za miła niespodzianka. Nie sądziłam,
że
spotkam pana
tak szybko po balu u lady Cowper. Wszyscy byli zaszokowani, kiedy pojawił się pan tam
bez zaproszenia. A potem tańczył pan tylko ze mną... To było bardzo romantyczne i...
niestosowne. - Lady Madelyn przekrzywiła głowę, jakby chciała dostrzec, co ma za
plecami. - Czy przyniósł mi pan prezent? Uwielbiam prezenty!
Beau skłonił głowę przed miłością swojego
życia
i przeprosił za brak manier. Lady
Madelyn naburmuszyła się na chwilę, ale zaraz pokazała,
że
potrafi być wielkoduszna.
- Dobrze, wybaczam panu. Więc może następnym razem przyniesie mi pan kwiaty.
Uwielbiam kwiaty!
L
T
R
Chichot, który dobiegł zza drzwi, wskazywał,
że
bezczelnej pannicy jeszcze raz
udało się go nabrać.
- Kupię pani całą oranżerię pełną egzotycznych kwiatów - obiecał solennie lady
Madelyn i ponownie się skłonił. - Ale teraz chciałbym porozmawiać z panią na
osobności. To dla mnie ważne. Po tym, co stało się wczoraj na balu, zapewne domyśla
się pani, o co mi chodzi.
Nie drgnęła, nawet nie mrugnęła, ale jakiś dziwny wyraz pojawił się w jej oczach.
Jej uśmiech stał się chłodny, mina wyniosła, a i tak jasna skóra pobladła i stała się niemal
przezroczysta.
- Przecież zdaje pan sobie sprawę z tego,
że
to niemożliwe!
Żadna
przyzwoita
panna nie może pozostawać sama w obecności dżentelmena. A jeśli dobrze odczytuję
pańskie intencje, to powinien pan raczej rozmawiać z moim ojcem, a nie ze mną -
powiedziała zduszonym głosem, a następnie zwróciła się w stronę drzwi. - Chelsea, czy
możesz tu poprosić naszego brata, bo zdaje się,
że
pani Wickham jeszcze się ubiera?
- Ależ widziałam ją już na schodach i była zupełnie...
- Rób, co ci każę! - Lady Madelyn
łypnęła
niechętnie na siostrę.
- Ależ z ciebie snobka - mruknęła Chelsea i opuściła swój posterunek przy
drzwiach.
Oliver Le Beau Blackthorn był młody i zakochany i dlatego nie myślał zbyt jasno.
Nie trzeba było jednak zbyt wiele, by zrozumieć,
że
scenariusz, który ułożył sobie w
głowie, nie ma szans powodzenia. Pomyślał jednak,
że
lady Madelyn jest zdenerwowana
- co wydawało się zupełnie naturalne w tej sytuacji - i dlatego zachowuje się dziwnie.
I dlatego też powinien potraktować ją
łagodnie.
- Lady Madelyn... Nie, pozwól,
że
zacznę inaczej. Moja droga Madelyn - rzucił i
korzystając z tego,
że
zostali sami, chwycił ją za rękę i przyklęknął na jedno kolano, jak
to przećwiczył wcześniej na Sydneyu, swoim potwornie zażenowanym służącym - to
żadna
tajemnica,
że
podziwiam cię od momentu, kiedy cię spotkałem. A przy każdym
kolejnym spotkaniu moje uczucie wzrasta, a ty pozwalasz mi mieć nadzieję,
że
jest ono
odwzajemnione. Zwłaszcza od tego wieczoru, gdy pozwoliłem sobie cię pocałować, a ty
byłaś tak dobra,
że...
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin