Lem Stanisław - O ewolucji (2020).pdf

(450 KB) Pobierz
STANISŁAW
LEM
O EWOLUCJI
Projekt okładki: Artur Wandzel
ISBN 978-83-7009-745-5 (mobi)
ISBN 978-83-7009-736-3 (epub)
ISBN 978-83-7009-740-0 (pdf)
Biblioteka Narodowa
al. Niepodległości 213
02-086 Warszawa
www.bn.org.pl
Sfinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
w ramach programu wieloletniego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Priorytet 4.
o ewolu cji
Doszliście już do tego, że Ewolucja nie miała na oku ani was w szczegól-
ności, ani żadnych innych istot, ponieważ nie do jakichkolwiek istot jej,
lecz do sławetnego kodu. Kod dziedziczności jest artykułowanym wciąż
od nowa przesłaniem i tylko to przesłanie liczy się w Ewolucji – a właści-
wie on jest nią właśnie. Kod jest zaangażowany w periodyczną produkcję
ustrojów, ponieważ bez ich rytmicznego wsparcia rozpadłby się w nieusta-
jącym ataku brownowskim materii martwej. Jest on więc samoodnawia-
jącym się, bo zdolnym do samopowtórzeń ładem, obleganym przez chaos
cieplny. Skąd ta jego dziwnie heroiczna postawa? A stąd, że on dzięki ze-
strzeleniu sprzyjających warunków tam właśnie powstał, gdzie ów cieplny
chaos jest nieustępliwie aktywny w rozszarpywaniu wszelkiego porządku.
Tam właśnie powstał, więc tam trwa; nie może ujść z tego burzliwego re-
gionu tak samo, jak nie może duch wyskoczyć z ciała.
Warunki miejsca, w którym się narodził, dały mu taki los. Musiał się
przeciw nim opancerzyć i uczynił to, oblekając się w ciała żywe, lecz są
mu one sztafetą ciągle ginącą. Cokolwiek wydźwignie, jako mikroukład,
w wymiary makroukładowe, zaledwie wydźwignięte, już poczyna się psuć,
aż sczeźnie. Zaiste nikt nie wymyślił tej tragikomedii – sama siebie na tę
szamotaninę skazała. Fakty ustalające, iż jest tak, jak mówię, znacie – bo
się wam pozbierały od początku XIX stulecia – lecz bezwładność myśli
tajemnie żywiącej się honorem i  pychą antropocentryczną, jest taka, że
podpieracie nadwątloną mocno koncepcję życia jako zjawiska naczelnego,
któremu kod służy jeno jako podtrzymująca więź, jako hasło wskrzeszenia
wszczynającego od nowa żywoty, gdy zamierają w osobnikach.
Zgodnie z tą wiarą Ewolucja używa śmierci z musu, gdyż bez niej trwać
by nie mogła; a szafuje nią, by kolejne gatunki doskonalić, bo śmierć to jej
korekta kreacyjna. Jest więc autorem publikującym coraz świetniejsze dzie-
ła, przy czym poligrafia – więc kod – to tylko niezbędne narzędzie jej dzia-
łania. Lecz podług tego, co głoszą już wasi biologowie zaprawieni w mo-
lekularnej biofizyce, Ewolucja to nie tyle autor, ile wydawca, który wciąż
przekreśla Dzieła, ponieważ upodobał sobie w poligraficznych sztukach!
BIBLIOTEKA NARODOWA
1
o ewolu cji
Tak zatem, co ważniejsze – ustroje czy kod? Argumenty na rzecz pry-
matu kodu brzmią ważko, albowiem ustrojów wzeszła i sczezła ćma nie-
przeliczona, a kod jest jeden. Lecz znaczy to tylko, że ugrzązł już na dobre
– na zawsze w regionie mikroukładowym, który go złożył, ustrojami zaś
wynurza się stamtąd periodycznie i daremnie zarazem; właśnie ta darem-
ność, co łatwo pojąć, to, że wzejścia ustrojów są w zarodku napiętnowane
zgonem, stanowi siłę napędową procesu, ponieważ gdyby którakolwiek
generacja ustrojów – dajmy na to, od razu pierwsza, więc praameby – po-
zyskała umiejętność idealnej repetycji kodu, toby zarazem Ewolucja usta-
ła, i jedynymi panami planety byłyby właśnie owe ameby, w niezawodnie
precyzyjny sposób przekazujące kodowy przekaz aż po zgaśnięcie Słońca;
i nie mówiłbym wtedy do was, a wy byście nie słuchali mnie w tym gma-
chu, lecz rozpościerałyby się tu sawanna i wiatr.
Więc ustroje są dla kodu tarczą i  pancerzem, obsypującą się wciąż
zbroją – po to giną, żeby mógł trwać. Tak zatem Ewolucja podwójnie
błądzi: ustrojami, że są przez zawodność nietrwałe, oraz kodem, że przez
zawodność dopuszcza błędy; błędy te nazywacie eufemicznie mutacjami.
Błądzącym błędem jest zatem Ewolucja. Jako przesłanie, kod jest listem
pisanym przez Nikogo i wysłanym do Nikogo; dopiero teraz, utworzyw-
szy sobie informatykę, zaczynacie pojmować, że coś takiego jak listy, opa-
trzone sensem, których nikt nie układał rozmyślnie, aczkolwiek powstały
i istnieją, jak również uporządkowane odbieranie treści owych listów jest
możliwe pod nieobecność jakichkolwiek Istot i Rozumów.
Sto lat temu jeszcze myśl, żeby mógł powstać Przekaz bez osobowe-
go Autora, wydawała się wam takim nonsensem, że posłużyła za impuls
układania absurdalnych ponoć żartów – jak ten o stadzie małp, które póty
walą na oślep w maszyny do pisania, aż z tego Encyclopaedia Britanni-
ca się poskłada. Zalecam wam ułożyć w  wolnej chwili antologię takich
właśnie żartów, co jako czysty nonsens bawiły przodków waszych, a  te-
raz okazują się przypowieściami z aluzją do Przyrody. Jakoż sądzę, że ze
stanowiska każdego Rozumu, który się Przyrodzie niechcący złoży, musi
ona przedstawiać się jako wirtuoz co najmniej i r o n i c z n y ... ponieważ
Rozum – jak i życie całe – w swoim wstępowaniu stąd wynika, że ona jest,
wydostawszy się kodowym ładem z martwego chaosu, wprawdzie skrzęt-
ną prządką, ale jednak niedoskonale p o r z ą d n ą ; gdyby zaś była wła-
BIBLIOTEKA NARODOWA
2
o ewolu cji
śnie w porządku doskonała, toby ani rodzajów, ani Rozumu porodzić nie
mogła. Albowiem Rozum, z drzewem życia, jest to owoc błądzącego mi-
liardoleciami błędu. Moglibyście uznać, że zabawiam się tu stosowaniem
jakichś miar do Ewolucji, które są wbrew mej maszynowej istocie –
skażone antropocentryzmem, czy tylko racjocentryzmem (ratio – myślę).
Nic podobnego: patrzę na proces z technologicznego stanowiska.
Zaiste jest kodowy przekaz prawie że doskonały. Toż w  nim każda
molekuła ma swoje jedyne miejsce właściwe, a  procedury kopiowania,
sczytywania, kontrolowania są nadzorowane w obostrzeniach nacelowa-
nymi specjalnie polimerami-nadzorcami – i  mimo to błędy zachodzą,
gromadzą się z wolna kodowe lapsusy, tak więc drzewo rodzajów wyrosło
z dwóch słówek, które dopiero co wypowiedziałem – „prawie że” – mó-
wiąc o precyzji kodowej.
I nie można nawet liczyć na apelację, od biologii do fizyki – że niby
Ewolucja „rozmyślnie” dopuściła margines błędu, by odżywiał jej inwen-
cję wynalazczą – ponieważ ten trybunał, sędzią w postaci samej termo-
dynamiki, objawi, że nieomylność jest na poziomie molekularnego wy-
prawiania posłańców niemożliwa. Prawdziwie niczego nie wymyśliła, nic
zgoła nie chciała, nikogo w szczególności nie planowała, a że wykorzystuje
własną omylność, że wskutek łańcucha nieporozumień komunikacyjnych
od ameby wychodzi, a w tasiemca lub człowieka trafia – przyczyną temu
fizykalna natura samej bazy materialnej łączności...
A więc ona trwa w błędzie – bo nie może inaczej – na wasze szczę-
ście. Nie mówiłem zresztą niczego, co byłoby dla was nowością. Owszem
– chciałbym poskromić zapał takich teoretyków waszych, którzy poszli za
daleko i mówią, że skoro Ewolucja to przypadek złapany przez koniecz-
ność i  konieczność na przypadku jadąca, człowiek powstał najzupełniej
przypadkowo i mogło go równie dobrze nie być.
A więc – w postaci aktualnej, tej, co tu się ziściła, mogło go i nie być,
to prawda. Lecz jakaś forma, pełzaniem poprzez gatunki, musiała Rozu-
mu dojść z prawdopodobieństwem tym bliższym jedności, im dłużej trwał
proces. Jakkolwiek bowiem nie zamierzył was, jakkolwiek wykonywał
indywidua ubocznie, spełnił warunki hipotezy ergodycznej, która twier-
dzi, że jeśli układ trwa przez czas dostatecznie długi, to przechodzi przez
wszystkie stany możliwe, bez względu na to, jak nikłe są szanse ziszczenia
BIBLIOTEKA NARODOWA
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin