Wszystko_albo_nic_wszyan.pdf

(3670 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci —
żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy
przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Redaktor prowadzący: Justyna Wydra
Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock
Helion SA
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://editio.pl/user/opinie/wszyan
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-283-5858-4
Copyright © Helion SA 2020
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
Rozdział 1.
Czasami nasze niedoskonałości sprawiają,
że
stajemy się wyjątkowi.
A
BBI
G
LINES
Trzasnęłam drzwiami, wybiegając na przystanek autobusu szkolnego.
Stało tu już kilka osób z mojej najbliższej okolicy, chodzących do tej
samej szkoły, co ja. Nie znałam ich, ale oni bez wątpienia znali
mnie. Czułam baczne spojrzenia plotkujących dziewczyn i obła-
piający wzrok chłopców. Zawsze tak było i nawet nie liczyłam na to,
że
niedługo się to zmieni.
Do Wariatka:
Znasz jakieś fajne miejsce na pochowanie zwłok?
Od Wariatka:
Co tym razem?
Wsiadłam do obskurnego autobusu szkolnego. Brudne siedzenia,
z których unosił się kurz za każdym razem, gdy ktoś z impetem się
na nie rzucił, przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Nie byłam pedantką,
a w moim pokoju roiłoby się od porozrzucanych wszędzie ubrań,
gdyby nie pracownice Pięknego, ale miałam granicę wytrzymało-
ści,
którą zdecydowanie przekraczał smród. Odór zapomnianych
kanapek, pleśniejących między niektórymi siedzeniami, mdłe wspo-
mnienia wycieczek, wciąż widoczne na niedopranych pokrowcach
foteli...
3
Kup książkę
Poleć książkę
Do Wariatka:
Piękny wyjeżdża dziś na szkolenie. Umrę…
Od Wariatka:
Zostawia cię samą z Bestią? Moje kondolencje.
Może i nie byłyśmy nigdy jakoś specjalnie miłe dla siebie, ale moja
macocha z premedytacją utrudniała mi
życie.
Mój biedny ojczulek
był w niej
ślepo
zakochany, a ja czasami czułam się jak jakiś cho-
lerny Kopciuszek. Na całe szczęście jędza nie miała dzieci. Gdy-
bym musiała znosić jeszcze jej mniejsze kopie, chyba skoczyłabym
z mostu. Już teraz, kiedy się puszyła, była ledwo do wytrzymania.
Do Wariatka:
Jakiś napaleniec siadł za mną.
Od Wariatka:
Zagląda ci w ekran?
Do Wariatka:
Gorzej. Usiłuje gapić mi się na cycki i myśli, że nie widzę.
Słyszałam, jak rudy grubas przełknął
ślinę
i oparł się o swoje sie-
dzenie. Czyli wiadomości też czytał. Zboczeniec i do tego prostak.
Może nie ubierałam się jak zakonnica, ale nie wyglądałam też jak
dziwka. Zazwyczaj zakładałam na siebie to, w czym było mi wygod-
nie. Dziś miałam na sobie szare dresy zwężane w dole
ściągaczem
i kremową koszulkę, która była trochę obcisła, ale to nie dawało
rudzielcowi prawa do gapienia się na moje piersi.
Z powodu mojego ojca ludzie mnie kojarzyli, ale nie sprawiało mi
to takiej przyjemności, jak wszyscy sądzili. Nie chciałam być zna-
na, nie marzyła mi się również fucha szkolnej królowej. Nie byłam
może kujonką jak Gen, ale nie byłam też na tyle głupia, by zostać
pustą lalą. Gdy byłam młodsza, a tato przeprowadzał się z miasta
do miasta i w związku z tym przepisywał mnie z jednej szkoły do dru-
giej, chciałam być jak inne dzieci. Czasami udawałam kogoś inne-
go, ale zawsze wychodziło to na jaw. I cóż teraz? Jestem tu od pięciu
lat i jakoś przyzwyczaiłam się do tego miejsca, a ludzie tutaj do nas.
Wysiadłam ze
śmierdzącego
pojazdu. Rudzielec tym razem wpa-
trywał się w mój tyłek. Czułam jego
świdrujące
spojrzenie i cieszy-
4
Kup książkę
Poleć książkę
łam
się,
że
miałam dresowe spodnie, które nie są na tyle obcisłe, by
grubas miał się na co pogapić. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego fa-
cetów tak pociąga widok kawałka wypukle uformowanego ciała.
— Następnym razem idę piechotą — rzuciłam zamiast powita-
nia w stronę Gen, a ona wybuchła
śmiechem.
— Za bardzo kochasz spanie,
żeby
wstać pół godziny wcześniej
i iść pieszo — powiedziała, a ja kiwnęłam głową, potwierdzając jej
słowa. Kochałam spać prawie tak bardzo, jak jeść i oglądać seriale.
— To prawda.
Łóżko
i ja
żyjemy
w dość osobliwym związku.
Gennifer wstała z murku i klepnęła mnie po ramieniu. Taki jej
dziwny zwyczaj, którego chyba nigdy nie pojmę. Mimo różnic za-
przyjaźniłyśmy się od razu, a ja od pięciu lat starałam się zrozumieć
jej dziwactwa. Miała ich sporo, ale cóż, za to ją kochałam.
— Na ile znika Piękny? — spytała Gen, a ja otworzyłam przed
nami drzwi.
— Dwa tygodnie. Rozumiesz to? Równie dobrze mógł mi od razu
zapewnić miejsce w więzieniu.
— Może nie będzie tak
źle
— Gen usiłowała mnie pocieszyć.
Prychnęłam na jej słowa.
Że
niby jędza sama skoczy z mostu? — zapytałam retorycz-
nie, a ona zaczęła się szczerzyć.
Szłyśmy korytarzem w stronę naszych szafek, które dzięki nasze-
mu uporowi są obok siebie. Dyrektor szkoły twierdził,
że
powinny
być uporządkowane alfabetycznie, tak aby każdy mógł szybko od-
naleźć swoją na początku roku. My jednak sądziłyśmy inaczej i kil-
ka wizyt dziennie w jego gabinecie zmusiło go do lekkiego nagięcia
zasad na naszą korzyść.
— Jeśli ta wiedźma zniszczy mi plany na weekend, to osobiście
wepchnę ją do pieca — burknęłam, wyciągając książki na angielski
(zaczynał się za chwilę) i algebrę (którą miałam chwilę po nim).
5
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin