Toscano
– Avanti!
Głośna komenda rozległa się na placu ćwiczebnym; trzy szeregi zbrojnych ruszyły naprzód. Za każdym krokiem podkute żelaznymi ćwiekami sandały uderzały o ziemię jednocześnie, miarowym rytmem, któremu towarzyszył szczęk broni i wyposażenia. Już po pierwszych stąpnięciach uniosła się chmura kurzu.
– Z daleka rzucają się w oczy – mruknął Halt.
Will zerknął na niego z ukosa. Uśmiechnął się.
– Może o to właśnie idzie.
Generał Sapristi, który zaaranżował dla nich ten pokaz toscańskiej musztry bojowej, skinął z uznaniem głową.
– Młody dżentelmen się nie myli – stwierdził.
Halt uniósł brew.
– Może i się nie myli, bez wątpienia jest młody. Tylko co z niego za dżentelmen?
Sapristi zmieszał się lekko. Nawet po dziesięciu dniach przebywania w ich towarzystwie wciąż jeszcze nie zdołał przywyknąć do nieustannej wymiany wesołych docinków, wypowiadanych bezustannie przez obydwu dziwnych Aralueńczyków. Nie zawsze potrafił się rozeznać, kiedy mówią poważnie, a kiedy tylko żartują. Niektóre słowa, gdyby padły między Toscanami, doprowadziłyby niechybnie do bójki i rozlewu krwi, bowiem przedstawiciele jego nacji słynęli z przerośniętej miłości własnej... A w każdym razie przerastającej ich poczucie humoru. Tymczasem młody zwiadowca najwyraźniej nie poczuł się nawet urażony.
– Aha, signor Halt – rzekł niepewnie generał. – To zapewne żart, tak?
– Żart? Nie – odparł Will. – Natomiast jemu się wydaje, że to śmieszne. Więc poniekąd tak, to żart.
Sapristi uznał, że prościej będzie, jeśli wróci do kwestii omawianej przez zwiadowców chwilę wcześniej.
– W każdym razie – oświadczył – stwierdziliśmy, że wznoszący się podczas przemarszu naszych żołnierzy kurz często wystarcza, by skłonić nieprzyjaciela do ucieczki. Niewielu ma odwagę stawić czoło naszym legionom w otwartej bitwie.
– Maszerują ładnie, to muszę przyznać – rzucił niedbałym tonem Halt.
Sapristi zerknął na niego; zdawał sobie sprawę, że jak dotąd pokaz nie uczynił na siwobrodym Aralueńczyku większego wrażenia. Uśmiechnął się w duchu. Nie wątpił, że za parę minut wszystko się zmieni.
– O, idzie Selethen – wtrącił Will; obaj pozostali spojrzeli w dół.
Ujrzeli łatwo rozpoznawalną ze względu na wysoki wzrost ...
renfri73