Krzysztof Beśka - Cień na piasku.pdf

(1418 KB) Pobierz
Karta tytułowa
*
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Karta redakcyjna
Spis treści
 
 
ywa, że wściekam się z byle powodu. W oczekiwaniu
na zmianę świateł na skrzyżowaniu. Albo gdy autobus
nie przyjeżdża na przystanek, choć według rozkładu powinny
być już dwa. Klnę wtedy pod nosem, zgrzytam zębami,
zaciskam pięści, choć przecież pomóc to może tyle, co nic. Nie,
cierpliwość nie jest i nigdy nie była moją najmocniejszą stroną.
I pewnie nie będzie.
Stoję przed drzwiami. Już dwa razy dotykałem przycisku
dzwonka i dwa razy wyraźnie usłyszałem jego dźwięk, wysoki,
chroboczący, co oznacza, że wszystko działa doskonale. Tylko że
nikt mi nie otwiera.
– Co się dzieje, do kurwy nędzy? – pytam sam siebie.
Szybko ganię się za to w  duchu. Wiem dobrze, że muszę
trzymać nerwy na wodzy. Język też. Szczególnie teraz. Nie dam
się wyprowadzić z równowagi, zniosę to z pokorą.
Stoję więc w  bezruchu obiema stopami na słomiance,
w  którą chwilę wcześniej wytarłem dokładnie buty, choć na
dworze nie pada deszcz. Stoję i wpatruję się w jasny prostokąt
na drzwiach, na wysokości oczu, kilka centymetrów pod
numerem mieszkania. Przy dwóch końcach prostokąta czernią
się otwory po śrubkach, a  może gwoździkach. Nie mogę sobie
przypomnieć, kiedy właściwie zdjęto tabliczkę z  nazwiskiem
i pierwszymi literami imion lokatorów. I czy zrobiłem to ja, gdy
jeszcze tu mieszkałem, czy stało się to później, kiedy już…
Dobrze, jeszcze jedna próba. Jak to mówią, do trzech razy
sztuka – postanawiam.
B
Wyciągam rękę w  stronę przycisku, gdy do moich uszu
dobiega dziwny dźwięk. Zza drzwi, to pewne. Coś jak pisk. Pisk
psa. Albo dziecka.
– Dorota?
Naciskam klamkę. Drzwi ustępują. Pcham je lekko. Przez
szparę między ich krawędzią a  futryną nasłuchuję przez
chwilę. Cisza.
– Jesteście tam? – rzucam niegłośno.
Brak odpowiedzi.
– To ja. Umawialiśmy się, że wpadnę…
Zakłopotany przestępuję z  nogi na nogę, wreszcie wchodzę
do środka. Wciągam przez nos dobrze znajomy zapach. I wtedy
znów słyszę ten pisk, tym razem głośniejszy. Nie mam już
wątpliwości, że dochodzi z kuchni.
Siedzą sztywno na taboretach przy stole. Obie mają usta
zaklejone szeroką taśmą. Drżą, a po ich policzkach spływają łzy.
Nad nimi stoi łysy mężczyzna w  czarnej, skórzanej kurtce.
Mierzy z pistoletu w skroń kobiety, ale patrzy na mnie.
– No i jest nasza zguba – rozlega się męski, nieco schrypnięty
głos.
Oto drugi mężczyzna wychodzi zza załomu ściany. Jest
bardzo podobny do tego, który trzyma broń, ale trochę starszy
i  niższy. Też ma na sobie skórę, choć ta wydaje się bardziej
elegancka.
– Czego chcecie? – głos z  trudem przechodzi mi przez
ściśnięte gardło.
– Porozmawiać – odpowiada tamten.
– O czym?
– O  tym, co się stało. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek,
ostrzegam z góry. Aleks jest nerwowy. – Mężczyzna spogląda na
uzbrojonego kamrata.
– W  porządku. – Unoszę ręce do góry. – Masz mnie, więc
zostaw moją rodzinę. Porozmawiajmy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin