Słodkie wspomnienia.doc

(81 KB) Pobierz
Słodkie wspomnienia

Słodkie wspomnienia   

 

Blok czekoladowy

20 dag masła

1/2 szklanki wody

2 szklanki cukru

5 łyżek kakao

50 dag mleka w proszku (NIE GRANULKI)

5 dag rodzynek

5 dag orzechów włoskich

2 paczki herbatników

Orzechy namoczyć w ciepłym mleku i odstawić do wystygnięcia. Odsączyć, drobno posiekać. Rodzynki sparzyć. Mleko w proszku wymieszać z kakao. Herbatniki pokruszyć. Zagotować wodę z cukrem i masłem, stopniowo, nie przerywając mieszania, wsypać mleko z całą resztą. Do gładkiej masy dodać bakalie i herbatniki. Keksówkę wyłożyć folią, przełożyć masę, wyrównać powierzchnię i wstawić do lodówki, żeby zastygła.

 

Szyszki ryżowe

25 dag cukierkow toffi (ciągliwych) 8 kostek gorzkiej czekolady

2 łyżki mleka

10 dag ryżu preparowanego

ew.10 kropli aromatu rumowego (lub innego)

papierowe foremki (dla estetów)

Cukierki i czekoladę podgrzać w rondlu razem z mlekiem, ciagle mieszając, na bardzo małym ogniu aż składniki dokładnie się połączą.

Odstawić do lekkiego przestudzenia. Następnie do masy wsypać ryż i dodać aromat, wymieszać delikatnie. Formować szyszki w zwilżonych dłoniach.

 

Kulki owsiane 

pół kostki masła

3 szklanki płatków owsianych

pół szklanki cukru (wersja bardziej zdrowotna, uwspółcześniona - 3 łyżki miodu)

3 łyżki kakao

3-4 łyżki mleka (wody)

Masło roztopić, wlać mleko, wsypać cukier (miód). Można dodać szczyptę soli. Wsypać kakao. Mieszając, połączyć wszystkie składniki na płynną masę. Dorzucić płatki owsiane. Lekko podgotować, cały czas mieszając. Po przestudzeniu lepić kulki. Zostawić na talerzu do zastygnięcia – można włożyć do lodówki.

 

Pleśniak, zwany tarkowańcem

kostka margaryny

1 szklanka cukru

2 szklanki mąki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

2 łyżki kakao

4 jajka

pół słoika powideł śliwkowych lub innego (niezbyt słodkiego) dżemu

Żółtka oddzielamy od białek.

Z mąki, cukru (zostawiamy 2 łyżki), margaryny, proszku i żółtek zagniatamy ciasto jak w przepisie na szarlotkę. Dzielimy na 3 części, do jednej dodajemy kakao. Rozgrzewamy piecyk, przygotowujemy tortownicę.

Wkładamy do niej jedną warstwę ciasta, smarujemy ją powidłami. Na to z drugiej (jasnej) części ciasta wykładamy kruszonkę. Robi się to urywając małe kawałeczki ciasta, z których formuje się kulkę w dłoniach i rzuca na warstwę powideł. Kiedy ta część ciasta się nam skończy i kulki kruszonki pokryją całą warstwę powideł, ubijamy pianę z białek i cukru i wykładamy ją na warstwę jasnej kruszonki. Następnie bierzemy ostatnią (ciemną) część ciasta i robimy z niego kruszonkę na warstwę piany. Całość wstawiamy do pieca, aż się przyrumieni (około 1 godziny). Wygląda to bardzo efektownie, zwłaszcza w przekroju.

 

Pączuszki z serka homo

2 serki homogenizowane waniliowe

1,5 szklanki mąki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

3 łyżki cukru

3 jajka

sól

olej do smażenia

Serki plus żółtka plus mąka plus cukier plus proszek do pieczenia plus szczyptę soli wymieszać.

Białka ubić na sztywną pianę, dodać do masy serowej i delikatnie wymieszać.

Olej rozgrzać w garnku i łyżeczką do herbaty maczaną w rozgrzanym oleju wkładać porcje ciasta na olej. Smażyć z obu stron do zbrązowienia. Osączyć na papierowym ręczniku i obsypać cukrem pudrem.

Proste do zrobienia i pyszne, bardzo często jadaliśmy je jako dzieci.

 

Ciasto ptysiowe:

1 szklanka wody

1/2 kostki margaryny (250 g)

1 szklanka mąki

3-4 jajka (jak małe, to można dodać jeszcze jedno)

W rondelku gotujemy wodę z margaryną, na gotującą się wodę wsypujemy mąkę i cały czas energicznie mieszamy, uważając aby mąka się nie przypaliła. Ciasto jest dobre, gdy ma lekko szklisty wygląd (początkującym radzę spróbować, czy nie czuć smaku surowej mąki – później odpowiedni stan ciasta rozpoznaje się na oko) i odchodzi od garnka. Ciasto zostawiamy do ostygnięcia.

Jeżeli ktoś nie grzeszy cierpliwością, może poczekać, aż ciasto będzie lekko ciepłe (chodzi o to, żeby jajka nam się nie ścięły) – wtedy na scenę wchodzą jajka. Jajka wbijamy po jednym i energicznie ucieramy (możemy też użyć do tego  miksera ze spiralnymi końcówkami, o ile ma dość mocy, by "uciągnąć" to ciasto).

Jajka wkręcone, to teraz pozostaje nam zastanowić się, co z tego ciasta chcemy zrobić:  karpatkę, ptysie, eklery, a może jeszcze coś innego. Ciasto ptysiowe pieczemy w dość wysokiej temperaturze, od 180 do 210 stopni i od 10 do jakichś 40 minut w niektórych przypadkach.

 

Karpatka

Ciasto rozsmarowujemy cieniutką warstwą na dwóch jednakowej wielkości blaszkach (albo na jednej, jak nie mamy termoobiegu i musimy piec pojedynczo), oczywiście blaszki wykładamy papierem do pieczenia. Ciasto ptysiowe ma to do siebie, że lubi się do wszystkiego lepić – szczególnie do palców, łyżeczki (wtedy potrzebujemy troszeczkę wody do pomoczenia palców czy łyżeczki i powinno pójść z górki), ale niekoniecznie do papieru. Ciasto w piekarniku siedzi sobie około 20 minut, na pewno wierzch musi być porządnie zrumieniony, a papier w miarę swobodnie odchodzić od ciasta. Jeszcze jedno – przez ok. 10 pierwszych minut nie otwieramy piekarnika, żeby ciasto nie opadło.

Placki wyjmujemy z piekarnika i studzimy, jak są już w miarę zimne to bierzemy się za przygotowywanie masy.

Składniki masy:

3 szklanki mleka (jakieś pół szklanki odlewamy)

1/2 kostki margaryny (pozostałej od robienia ciasta)

3/4 szklanki cukru

1 cukier waniliowy (ja zawsze daję duży)

Powyższe składniki musimy zagotować, a w tak zwanym międzyczasie przygotowujemy resztę – co chwila mieszając składniki w garnku.

1 jajko

2 żółtka (ja daję na odwrót, 2 jajka i 1 żółtko, i czy tak, czy tak wychodzi równie dobre)

7 łyżek mąki pszennej

Te składniki musimy wymieszać z odstawionym wcześniej mlekiem. Całość, dobrze wymieszaną, wylewamy na gotujące się mleko i gotujemy jeszcze chwilę (podobnie jak budyń), aż do osiągnięcia gęstej konsystencji (czasami może się zdarzyć, że sypniemy za mało mąki i wtedy trzeba chwilkę dłużej pogotować masę).

Jeszcze ciepłą masę wylewamy na jeden placek i przykrywamy drugim, przyciskając niezbyt mocno, ale tak, by oba placki się ze soba skleiły. Proponuję pokroić ciasto póki jest jeszcze ciepłe i miękkie, wtedy nie bedzie problemów z późniejszym dzieleniem karpatki. Wierzch, zgodnie z nazwą ciasta, posypujemy cukrem pudrem, który zgrabnie bedzie imitował śnieg w górach.

Jeżeli dbacie o dietę rodziny to proponuję zrobić karpatkę z połowy porcji ciasta i w tortownicy, ale wątpię, by rodzina dziękowała wam za to.

 

Eklery

Ciasto jak wyżej, można dodać do niego łyżkę cukru waniliowego. Wyrobione ciasto wkładamy do szprycy z końcówką w kształcie gwiazdki i wyciskamy na spłukaną zimną wodą blaszkę 12 eklerów o długości mniej więcej 10 centymetrów. Pamiętajmy o tym, by ciastka znajdowały się w sporej odległości od siebie, bo przecież jeszcze urosną. Pieczemy je w 200 stopniach (choć oryginalny przepis mówi o 225, ja je piekłam w 200 i też wyszły) około 20-30 minut. Eklery jeszcze ciepłe należy przekroić wzdłuż na pół i ostudzić.

Najtrudniejsza część zadania za nami, teraz tylko jakiś krem.

Moje ulubione eklerki to te z masą budyniową, więc tradycyjnie robię je z masą do karpatki. Możemy również nadziać je bitą śmietaną, wzmocnioną odrobiną śmietan-fixu, gdyby miały dłużej postać. Śmietanę wyciskamy dekoracyjnie szprycą na dolną część eklera i przykrywamy. Wierzch oczywiście polewamy stopioną czekoladą.

Jeżeli sama bita śmietana wydaje nam się mdła, to możemy do niej dodać ze dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej i wtedy mamy masę kawową.

Zresztą, pomysłów na masę może być tysiące i czy to ptysie, czy eklery możecie robić z taką, jaka wam najbardziej smakuje.

 

A pamiętacie z dzieciństwa ptysie z bardzo słodką i bardzo różową piankową masą? Ja, jak każdy dzieciak, trawiłam tylko takie. Jakoś nigdy nie mogłam trafić na przepis na tę masę, aż kiedyś wpadł mi w ręce przepis na ciasto pod tytułem Arab, i tam jedna masa ma smak i konsystencję à la niegdysiejsze ptysie.

Przepis znacie – kto chce, może mlekiem zastąpić wodę – porcje ciasta wielkości orzecha włoskiego wyciskamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, szprycą z gładką końcówką. Pieczemy około 10 minut w 200 stopniach. Po upieczeniu, zaraz przecinamy ptysie na pół i zostawiamy do ostygnięcia. No, teraz dopiero czas na masę:

4 białka

pół szklanki cukru

opakowanie galaretki wiśniowej

szklanka wody

Białka z cukrem ubić nad parą na sztywną pianę. Galaretkę rozpuścić w szklance wody i odstawić do wystygnięcia. Gdy galaretka zacznie lekko tężeć, dodać ją do ubitych białek i delikatnie wymieszać.

Masą tą nadziewamy nasze ptysie, robimy sobie mocną kawę i zajadamy się naszym dziełem.

 

Oczywiście ciasto ptysiowe to nie tylko słodkości, równie dobrze ptysie na przykład możemy nadziać jakimś pikantnym nadzieniem:

1/2 średniej cebuli

10 dag serka śmietankowego

1 łyżka posiekanego szczypiorku

sól, pieprz

Cebulę obieramy i drobno siekamy, mieszamy z serkiem i szczypiorem, dosmaczamy solą i pieprzem.

To najprostsza wersja nadzienia pikantnego, na podstawie którego możemy tworzyć inne. Możemy dodać innych ziół do serka, możemy dodać sera pleśnowego, pokrojoną wędlinę, ugotowane na twardo i posiekane jajko, wędzonego łososia. A już bez serka na przykład podsmażone z cebulką pieczarki. Możemy też podsmażyc na patelni drobno posiekaną cebulkę, do tego dodać świeży (lub mrożony), pokrojony szpinak, do tego trochę twarożku i fety, przy zdjęciu z ognia dodajemy posiekany czosnek. No i nie zapomnijmy o doprawieniu nadzienia solą, pieprzem może być też bazylia, oregano czy jakieś inne zioła.

 

Ale to jeszcze nie wszystko co mozna zrobic z ciasta ptysiowego. To ciasto można równiez usmażyć w głębokim oleju.

Pączki ptysiowe ze śliwkami

1/4 litra mleka

7 dag masła

szczypta soli

25 dag mąki

5-6 jajek

5 dag rodzynek

25 dag śliwek węgierek

5-6 łyżek cukru pudru do posypania

2 litry oleju (czy ile tam nam się zmieści w odpowiedni garnek czy frytownicę)

W rondelku gotujemy mleko z solą i masłem, po czym zdejmujemy z ognia i wsypujemy całą mąke. Ponownie stawiamy garnek na gaz i energicznie mieszamy do czasu, aż mąka stanie się szklista. Gdy ciasto przestygnie, wbijamy po jednym jajku i ucieramy.

Rodzynki sparzamy wrzątkiem (najlepiej na sitku albo moczymy przez chwilę w gorącej wodzie, odlewamy i osuszamy), śliwki pozbawiamy pestek i kroimy na mniejsze kawałki. Zarówno śliwki, jak rodzynki mieszamy z ciastem.

Ciasto zrobione, bierzemy się za smażenie. Tłuszcz rozgrzewamy (do około 175-180 stopni, ale jak nie mamy odpowiedniego sprzętu do sprawdzenia temperatury, to też sobie poradzimy: kawałeczek ciasta rzucamy na tłuszcz i jeżeli zaraz zacznie skwierczeć i ładnie się rumienić, to jest OK) w garnku lub frytownicy. W oleju na moment zanurzamy łyżkę i odcinając nią niewielkie porcje ciasta, wrzucamy po kilka do oleju. Smażymy na złotobrązowy kolor. Po wyjęciu z oleju odsączamy na bibule i jeszcze gorące obficie posypujemy cukrem pudrem.

To całe przygotowanie ciasta wydaje się być dość długotrwałe i pracochłonne, ale wierzcie mi, tylko się wydaje. Tak naprawdę robi się je dość szybko i jaka satysfakcja potem, że wszystko zniknęło za jednym posiedzeniem. Smacznego wam życzę.

 

Surówka z marchwi i jabłka

3 średniej wielkości marchewki

1 duże jabłko

3 łyżki gęstej śmietany lub jogurtu naturalnego

łyżeczka cukru

Marchew i jabłko zetrzeć na tarce o dużych oczkach,dodać cukier i śmietanę (albo jogurt).

Wszystko wymieszać, podawać  lekko schłodzoną.

 

Placki ziemniaczane z marchewką

1 kg ziemniaków

1 średniej wielkości marchew

1 średnia cebula

1 jajko

2 łyżki mąki pszennej

sól i pieprz

olej do smażenia

Ziemniaki, marchew, cebulę umyć, obrać i zetrzeć. Ja do tego celu używam sokowirówki, szybko, czysto no i manikurzystki nie muszę odwiedzać zaraz po obiedzie. Do gotowej masy ziemniaczano-marchewkowo-cebulowej dodajemy jajko, mąkę, doprawiamy solą i pieprzem dokładnie mieszając.

Na patelni rozgrzewamy olej i nakładamy placki, smażąc je z obu stron na złoty kolor.

Dzięki marchewce będą mieć rzeczywiście złoty kolor i chrupiącą skórkę. Moje dzieci najchętniej jedzą posypane cukrem lub z gęstą śmietaną (tu się przyznam bez bicia, placki ziemniaczane ze śmietaną to moja słabość).

 

Jeśli chcielibyśmy mieć z placków pełnowartościowe drugie danie proponuję podać je z bardzo dobrą i zdrową surówką z rzodkwi białej.

Będziemy potrzebowali:

1 białą rzodkiew (są dość spore, ale taka średnia wystarczy)

4 średnie ogórki kiszone

2 łyżki majonezu

2 łyżki posiekanej natki petruszki

Ogórki obieramy ze skórki, rzodkiew myjemy, obieramy również i trzemy składniki na tarce o grubych oczkach. Dodajemy majonez i natkę pietruszki, wszystko dokładnie mieszamy.

Z plackami ziemniaczanymi smakuje wybornie.

 

Marchewka smażona z ananasem

80 dag marchewki

mały kawałek imbiru

6 plastrów ananasa z puszki

2 łyżki masła lub margaryny

2 łyżki sosu sojowego

2 łyzki posiekanej natki pietruszki

pieprz,sól

Oskrobaną marchewke pokroić w dość cienkie plasterki, wrzucić do wrzącej wody, gotować 2 minuty, odcedzić.

Plastry ananasa pokroić na niewielkie kawałki. Na patelni rozgrzać tluszcz i podsmażyć na nim starty imbir, po czym dodać marchewkę.

Smażyć 5-7 minut, cały czas mieszając. Wlać 2 łyżki gorącej wody, sos sojowy, wrzucić ananasa i smażyć jeszcze  5-6 minut.

Doprawić solą i pieprzem, posypać natką.

Podawać można z jarskimi kotletami lub jako dodatek do pieczonego i smażonego drobiu oraz wieprzowiny.

 

Duszona marchewka  z papryką

3-4 marchewki

żółta papryka

dwie łyżki masła

Myjemy warzywa, obieramy marchewki, pozbywamy się gniazda nasiennego z papryki. Kroimy warzywa: marchewki w talarki, paprykę w kwadraty ok. 1 x 1 cm. Rozgrzewamy w rondelku masło, wkładamy marchewkę, dusimy 5-6 minut. Nastepnie dodajemy paprykę i przykrywamy garnek. Można całość skropić sokiem z cytryny. Pilnujemy ognia, by nie był zbyt duży. Dusimy, aż składniki uzyskają pożądaną miękkość. W osobnym garnku gotujemy ryż lub kalafior – z tymi dodatkami nasza żółto-pomarańczowa potrawa komponuje się bardzo dobrze.

 

A teraz moje ulubione ciasto marchewkowe

Składniki:

4 jajka

półtorej szklanki cukru (daję 3/4 szklanki i też jest słodkie)

2 szklanki utartej marchwi(musi być mocno upchana,czyli będą potrzebne 4 spore marchewki)

2 szklanki mąki

3/4 kostki masła lub margaryny (używam zawsze Kasi)

2 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej

2 płaskie lyżeczki proszku do pieczenia

2 łyżeczki cukru waniliowego

4 łyżeczki cynamonu

Jajka ubić z cukrem, dodać marchew, mąkę i pozostałe sypkie składnki. (Najlepiej wcześniej wymieszać mąkę z sypkimi składnikami). Masło rozpusić, przestudzić i wlać do masy. Dokładnie wymieszać.

Przełożyć ciasto do wyłożonej papierem do pieczenia keksówki - ja używam blaszki o wymiarach 11cm x 35 cm, ale można użyć zwykłej, o wymiarach 20 cm x 30 cm.

Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C i piec ok. 50 minut, ale nie mniej.

Masa:

10 dag serka topionego śmietankowego (polecam firmy Hochland)

10 dag masła lub margaryny

1 szklanka cukru pudru (zdecydowanie polecam zmniejszyć o połowę, a i tak polewa jest słodka)

2 łyżeczki cukru waniliowego

10 dag orzechów włoskich

Masło i serek rozpuścić w rondlu, wymieszać z cukrem pudrem i cukrem waniliowym, dodać posiekane orzechy. Przestudzoną polewą smarować ciasto. Pychota!!!

 

W wielkim skrócie muffiny robi się tak: mieszamy składniki suche, składniki płynne, a następnie wszystkie razem, masą wypełniamy foremki i wstawiamy do dobrze nagrzanego piekarnika na 25-30 minut.

 

Wszystkie przepisy są na 12 sztuk. Dzisiaj słodkie muffiny, a za miesiąc – pikantne.

 

Sprawą absolutnie dla mnie niezbędną są papierowe foremki (fachowo - papilotki), które wkłada się w babeczkowe otwory w blasze przed wypełnieniem ich ciastem (oczywiście można je posmarować masłem, ale moim zdaniem bez "ubranka" muffin traci połowę swojego uroku). 

 

Podstawa, czyli muffiny waniliowe, na które potrzeba:

2 szklanki mąki

2 jajka

3 czubate łyżki cukru

pół kostki masła

3/4 szklanki mleka

płaska łyżeczka proszku do pieczenia

łyżeczka cukru waniliowego (najlepiej z prawdziwą wanilią)

szczypta soli

gruboziarnisty cukier do posypania

Najpierw włączamy piekarnik i nagrzewamy go do temperatury 200 stopni. W międzyczasie w garnku rozpuszczamy masło. Jajka roztrzepujemy z mlekiem. Do miski przesiewamy mąkę. Dodajemy cukier, cukier waniliowy, proszek do pieczenia i sól. Wszystko to mieszamy, robimy dołek i wlewamy jajka z mlekiem oraz przestudzone, ale wciąż jeszcze płynne masło. Wszystko mieszamy krótko i energicznie, ale niezbyt dokładnie, bo ciasto ma być grudkowate. Ciastem wypełniamy foremki do ¾ ich wysokości. Posypujemy gruboziarnistym cukrem i pieczemy przez 20-25 minut (robimy test patyczka, który po wyjęciu powinien być suchy). Po wyjęciu z piekarnika czekamy 10 minut i dopiero potem wyjmujemy je z formy.

Do tego podstawowego ciasta możemy dorzucać jagody, maliny, czarne porzeczki, kawałki truskawek czy posiekaną czekoladę. Wierzch zaś można posypywać cukrem pudrem, słupkami lub płatkami migdałowymi, kruszonką...

 

Na muffiny bananowe z czekoladową niespodzianką – dla łakomczuchów – musimy mieć:

2-3 bardzo dojrzałe banany

tabliczka czekolady lub Nutella

2 i ½ szklanki mąki

pół kostki masła

2 jajka

2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

4-5 łyżek cukru pudru (lub ewentualnie zwykłego)

1 szklanka mleka

kilka kropli soku z cytryny

szczypta soli

cukier puder do posypania

Piekarnik nagrzewamy do 210 stopni. Roztapiamy masło. Jajka roztrzepujemy z mlekiem. W misce mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia, solą i cukrem. Banany rozgniatamy widelcem i skrapiamy odrobiną soku z cytryny, żeby nie ściemniały. Dodajemy do mąki i mieszamy, a następnie wlewamy mleko z jajkami i przestudzone masło. Dokładnie i delikatnie mieszamy.

Do otworów w formie wkładamy papierowe foremki. W każdy otwór nakładamy łyżkę ciasta. Następnie na środku układamy kostkę czekolady lub łyżeczkę Nutelli. Przykrywamy ciastem, by wypełniło ono ¾ foremki. Pieczemy 20-25 minut, a po wyjęciu i lekkim przestudzeniu posypujemy cukrem pudrem.

 

Muffiny piernikowe, które może pojawią się na gwiazdkowych stołach... 

2 i ½ szklanki mąki

pół kostki masła

2 jajka

2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

2-3 łyżki cukru

1 szklanka mleka

2-3 łyżki miodu

1 łyżka przyprawy do pierników

1 łyżeczka cynamonu

garść rodzynek

szczypta soli

50 g + 2 łyżki słupków migdałowych do posypania na wierzchu

Postępujemy jak w poprzednich przypadkach czyli nagrzewamy piekarnik, a jajka roztrzepujemy z mlekiem. Roztapiamy masło, dodajemy do niego miód i czekamy aż się rozpuści, a następnie mieszamy wszystko z mlekiem i jajkami. W misce mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia, przyprawami, solą i cukrem. Dla lepszego koloru można dodać trochę kakao. Wsypujemy rodzynki i słupki migdałowe. Płyny łączymy z mąką i dokładnie mieszamy. Ciastem wypełniamy foremki, wierzch posypujemy słupkami migdałowymi. Pieczemy 20-25 minut.

 

Właściwie tolerowałam jedynie grzanki z serem lub kanapki pod nazwą grilled cheese. Właśnie ów ser z grilla zmienił raz na zawsze moją opinię na temat kanapek.

Pewnego sobotniego popołudnia moja towarzyszka zakupów w domu towarowym NORDSTROM, nieświadoma moich koszmarów z dzieciństwa, zamówiła mi ( gdy dokonywałam ablucji w toalecie) kanapkę pt.: wegetariański ser z grilla. Było za późno, żeby zmienić zamówienie. Postanowiłam zachować się grzecznie i zjeść, cokolwiek zostanie mi podane. Po skonsumowaniu pierwszej trójkątnej połówki, zabrałam się do robienia sekcji drugiej części.

To nie była kanapka, to było kulinarne dzieło sztuki.

 

Chleb krojony, najlepiej z ziarnami słonecznika

pasta z czarnych oliwek (krótka rozprawa na końcu artykułu)

kiełki np. rzodkiewki lub alfalfa (czyli lucerny)

kilka listków młodego szpinaku (niekoniecznie)

świeży ogórek

ser żółty w plasterkach (najlepszy byłby havarti z koperkiem lub provolone)

masło

tarty ser typu parmezan, regiano czy Old Amsterdamer

awokado (należy kupić raczej zbyt twarde, niż zbyt miękkie, które może być już przejrzałe i ciemne. Jeżeli jest twarde, wkładamy je do papierowej torebki z dojrzałym bananem i kładziemy na nasłonecznionym parapecie na 24-48 godzin. Powoli dojrzeje i wykorzystamy je u szczytu gotowości smakowej)

Dwie kromki chleba posmarować pastą oliwkową, następnie na jedną położyć plastry awokado, ogórka, warstwę kiełków, kilka listki szpinaku i na koniec ser. Przykryć drugą kromką chleba. Posmarować masłem zewnętrzną stronę chleba i obtoczyć w tartym serze. Smażyć na patelni na średnim ogniu, aż kanapka stanie się złoto-brązowa, a ser utworzy chrupiącą skorupkę. Przekroić na pół i podać z kieliszkiem delikatnego, białego wina o lekko kwiatowym zapachu, np. viognier. Spodziewać się, że po konsumpcji pierwszej połówki, druga stanie się przedmiotem dociekliwych badań.

Moda na kanapki wegetariańskie dosięgła nawet bardzo modnych panini, czyli kanapek przygotowywanych na sposób włoski. Grillowane lub zapiekane na patelni domowym sposobem, lekko zamerykanizowane panini, to ferrari wśród kanapek i przeciwieństwo tego, co poniewierało się niegdyś w moim worku na juniorki. Popularnością cieszą się bardzo oryginalne panini z prosciutto, gruszką i serem fontina czy też z figami w plasterkach i z serem mascarpone.

Moje ulubione to panino melanzana, czyli kanapka z bakłażanem z grilla:

1 chleb wiejski cienko pokrojony 

pasta z czarnych oliwek

1 bakłażan w plastrach z grilla (przepis poniżej)

2 czerwone papryki pieczone

1 czerwona cebula w plasterkach z grilla (niekoniecznie)

ser mozzarella di buffala w cienkich plasterkach (lub patrz niżej)

oliwa

zioła

Bakłażana pokroić na cienkie podłużne plasterki, obficie posolić, ułożyć na dnie dużego sita, przykryć torebką typu zip-lock, napełnioną wodą. Sito zostawić w zlewie lub w dużej misce. Po 30 minutach plastry bakłażana dobrze opłukać i osuszyć. Teraz nie będą miały w sobie goryczy, która wielu smakoszy powstrzymuje przed obdarzeniem oberżyny bezgraniczną miłością, na jaką zasługuje.

Plastry bakłażana posmarować oliwą i smażyć, bądź grillować. Przechowywać w lodówce, w oliwie, razem z upieczoną i obraną ze skórki papryką, pokrojoną na ćwiartki. W ten sam sposób można przygotować czerwoną cebulę w plasterkach.

Chleb posmarować pastą z oliwek, pokryć plastrami bakłażana, papryki, cebuli i mozzarelli. Można dodać też kilka listków bazylii. Grillować na patelni lub w prasce do robienia panini (lub zwykłym opiekaczu do kanapek).

Bakłażany można zastąpić cukinią, a mozzarellę kozim serem. Jeżeli ktoś nie jest wielkim fanem oliwek, z pozostałymi składnikami równie dobrze komponuje się pasta z suszonych pomidorów. Podawać z kieliszkiem frascatti, najlepiej na sobotni lunch w ogródku lub na balkonie.

 

Po modzie na panini, nastała moda na tramezzini, włoskie odpowiedniki kanapeczek, którymi kiedyś zajadał się Lord Sandwich. Właściwie jest to zwykły sandwich, a nazwa tramezzini od włoskiego "pomiędzy" pochodzi z czasów Mussoliniego, kiedy to wszystko, co niewłoskie, miało być tępione. Wiele sztucznych nazw odeszło do lamusa, tramezzini się przyjęło i 50 lat później stało się artykułem eksportowym.

Tramezzini przygotowuje się z kromek miękkiego, gąbczastego chleba i nadziewa typowo włoskimi składnikami, takimi jak gorgonzola z braseolą, czy prosciutto z cukinią. Podaję przepis na tramezzini z tuńczykiem. Ta kanapka ma niewiele wspólnego z nieszczęsną biurową tuna salad sandwich, kanapką z sałatką z tuńczyka pełną zmumifikowanych ogórków kiszonych nazywanych świętokradczo "Polish dill pickles". Tramezzini z tuńczykiem zawiera prawdziwego tuńczyka, ze słoiczka z wykaligrafowanym napisem tonno rosso.

 

1 słoiczek tuńczyka (180 g)

3 filety anchois, niezbyt słone, najlepiej włoskie

4 łyżki masła o temperaturze pokojowej

2 łyżeczki pasty z czarnych oliwek

Powyższe składniki zmiksować w blenderze na jednolitą masę. Masą przekładać kanapki. Od kanapek odkroić skórkę i pokroić je na cztery małe trójkąciki. Podawać z wytrawnym białym winem.

Tramezzini można podać wraz z angielskimi kanapkami zwanymi w Ameryce finger sandwich, w końcu z zewnątrz wyglądają identycznie. Wtedy za...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin