Polowanie_na_obloki_e_0s88.pdf
(
98 KB
)
Pobierz
Prolog
To jest taka zabawa. Leżenie na plecach na trawie. Gapienie
się w niebo. Każda chmura to jakieś zwierzę – morski konik,
krokodyl, narwal. Przy odrobinie szczęścia trafi się kontynent.
To jest ważne. Nie chmury i nie niebo. Leżenie. Polowanie. Prze-
czucie, że od tego się wychodzi i do tego wraca. To jest wtedy,
kiedy zamykają oczy w pełnym słońcu, a ono wdziera się pod
powieki i wnika do środka nich.
– Tak właśnie chciałbym umierać – mówi Tobi. – Gapiąc się
w słońce.
Ida patrzy na niego ukradkiem i ma wielką ochotę połaskotać
go po ustach źdźbłem trawy.
– Wyobrażam to sobie jako przejście z jasności w jasność –
mówi.
A potem otwiera oczy i przyłapuje ją na badawczym spoj-
rzeniu, skierowanym w jego stronę. Nie lubi tego. Nie lubi, gdy
ktoś przygląda się jego twarzy. Sam też zwykle omija lustra,
sklepowe witryny i wszystko, co tylko może pokazać mu samego
siebie tak, jak widzą go inni.
– Wyglądasz, jakby namalował cię El Greco – mówi ona
w dniu jego siedemnastych urodzin.
Tak jest lepiej. Wiedzieć, kim się jest i o czym się marzy.
Wiedzieć o sobie tyle, ile chce się wiedzieć. Narysować siebie do-
kładnie i wszystko dookoła i pilnować, by kontury nie zamazały
się, nie rozpłynęły.
Łatwo myśleć o tym, gdy świat wydaje się czymś tak bardzo
oczywistym, tak bardzo własnym. Ale to jest przedtem. To jest
wtedy, gdy nadają imiona miejscom, bo każde miejsce potrzebu-
je imienia, by naprawdę istnieć. I wtedy, gdy opowiadają sobie
historie różnych ludzi, spotykanych na ulicy. Bo każdy człowiek
4
nosi w sobie opowieść, ale jest ona czymś tak odległym, jak dale-
kie, egzotyczne kraje, które podobno istnieją, choć oni nie mogą
stwierdzić tego na pewno.
Świat jest jak film na ekranie okna, a ludzie są aktorami.
Można na nich patrzeć, myśleć o nich, czasem nawet wzruszyć
się lub przejąć ich historią. Ale nigdy nie dotykają naprawdę.
Nie wnikają w nich. Nienazwani, pojawiają się i odchodzą, nie
naruszając ich świata, zamkniętego w czterech ścianach domu
i we wszystkich tych miejscach, którym nadali imiona.
Dom jest morską latarnią
Dom wcale nie jest piękny. Ma szare, odrapane ściany i ponu-
ro króluje nad okolicą. Aby dojść do domu, trzeba wyjść z mia-
sta, uwolnić się od jego poplątanych ulic, kolorowych sklepo-
wych wystaw i ludzi pędzących nie wiadomo dokąd. Następnie
idzie się krzywą uliczką kocich łbów, przy której rosną małe lipy
i kasztanowce (najlepiej iść oczywiście jesienią, gdy można ko-
pać leżące wszędzie kasztany albo napełniać nimi kieszenie kur-
tek i płaszczy). Mija się różne domy – większe i mniejsze, ładne
i brzydkie. A potem zakręca nagle i podąża piaszczystą ścieżką
pod górę. Idzie się może kilka minut, najwyżej pięć. Przecho-
dzi przez furtkę, mija ogród, w którym rosną marchewki, dalie
i róże, w którym Ida i Tobi sfotografowali kiedyś ducha, i gdzie
dobrze jest położyć się na trawie, rozgryzać zieloną łodygę, gapić
się w niebo i mieć wszystko gdzieś.
Dom stoi tam od zawsze. Można trafić do niego nawet po
omacku, z zamkniętymi oczami, najciemniejszą nocą. Cytryno-
we światła okien są morską latarnią, a noc jest oceanem. Tak to
sobie wymyślili.
Do domu wchodzi się frontowym wejściem, prosto w wilgot-
ny, pachnący pleśnią, ciemny korytarz. Idąc wzdłuż korytarza,
trafia się do kuchni. Kuchnia jest duża i ma północne okna. Za-
5
Kup książkę
chodnia część domu należy do rodziców. Do nich należy piętro,
na które wiodą kręte schody, wzbudzające lęk wśród nielicznych
gości. Z okien na piętrze widać niemal całą Narcyzową Doli-
nę, która wiosną wypełnia się po brzegi dywanem biało-żółtych
kwiatów, wyglądających zupełnie jak motyle uwięzione na dłu-
gich, cienkich łodyżkach.
Małe okienko w korytarzu należy do kota Maurycego i więzi
w sobie widok na Aleję Kasztanów. Wieczorami Ida i Maury-
cy lubią siedzieć w tym oknie po ciemku i patrzeć, jak pada
deszcz, a światła latarni odbijają się w kałużach. Są wtedy biją-
cym sercem domu. I wyobrażają sobie, że dom to wielki okręt,
i że na pewno będzie tak padać i padać, czterdzieści dni jeszcze
i czterdzieści nocy. Ale nie pada.
Topole, gwiazda
Przymrozki przychodzą wcześnie i pokrywają wszystko szro-
nem. Północny wiatr obraca blaszaną, zieloną chorągiewką na
dachu, która skrzypi niemiłosiernie. Tata mówi, że to sam diabeł
rzęzi na swoich diabelskich skrzypkach, niczym jakiś opętańczy
Paganini, a drzewa ze strachu biją mu brawo Nie można wtedy
spać i budzi się kogokolwiek, kto jest w pobliżu, aby ten ktoś
wstał i zasłonił grube, ciemnoczerwone pluszowe zasłony, które
tak dobrze odgradzają wszystko od tego, co jest tam. Od złych
wiatrów, złych ulic i złych ludzi.
Przed domem rosną topole i są to strażnicy. Dobrze jest zasy-
piać słuchając ich kołysanek i myśląc o tym, że dzięki nim nikt
i nic nie wedrze się do środka. Z góry domu strzeże gwiazda,
którą najlepiej widzi się z kuchni.
Kup książkę
6
Przebyć wielką zimę, znowu
Dom pod topolami to najlepsze, co jest. Wszystkie pory ro-
ku w domu pod topolami. Nie ma żadnych nieszczęść, więc jest
szczęście. Jest bardzo dużo czasu, jeśli wybiec myślą do przodu.
Zawsze tam dużo miejsca. Wiele jeszcze spraw i możliwości. Jest
ogród, rzeka i miasto. Jest zasypianie w tykaniu zegara, z które-
go co noc wyfruwają rajskie ptaki. Są wędki zrobione z patyków
i sznurka, na które łapią się podłużne kiełbie z wąsikami i gru-
be karasie. Są latawce, które widziały, co jest po drugiej stronie
chmur. Jest zima, którą można przebyć na nowo. I zawsze.
Żeglarz
Poddasze należy do żeglarza. Żeglarz ma podłużną twarz, du-
że ciemnoszare oczy i długie włosy, które rozwiewa wiatr. Jest
ubrany w popielatą kapotę. Stoi na burcie zapatrzony w nie-
określoną dal. W dłoniach trzyma jaskółkę.
Nie wiadomo, skąd wziął się w domu ten obraz. Podobno
pozostał po poprzednich właścicielach, którzy wyjechali, zabie-
rając ze sobą wszystko, oprócz niego. Rodzice stwierdzili, że
pozostanie na swoim miejscu, mimo że farba dawno wyblakła
i popękała. Może przeczuwali, że pewne rzeczy powinny pozo-
stać takie, jakimi są.
Tobi często przychodzi na poddasze i wpatruje się w żegla-
rza. Czasem, gdy nikt nie patrzy, zdejmuje obraz ze ściany i kła-
dzie się z nim na podłodze, opierając ramy na swoim brzuchu.
Przygląda się mu tak uważnie, że wkrótce zna na pamięć każ-
dy fragment. Potrafi rozpoznać opuszkami palców jedynie, jakiej
części obrazu dotyka. Farba jest chropowata i gdzieniegdzie two-
7
Kup książkę
rzy małe zacieki. Ktoś chyba bardzo się spieszył malując go albo
robił to gwałtownie, pod wpływem jakiegoś nagłego impulsu czy
snu. Może bał się, że jeśli w porę nie uchwyci wszystkiego, to
zapomni i obraz widziany we śnie rozmyje się, rozpłynie i zu-
pełnie przestanie istnieć? Tobi dostrzega, że obraz się zmienia
w zależności od pory dnia. Najbardziej lubi go późnymi popo-
łudniami, kiedy słońce pęka i rozlewa się po niebie jak jakieś
wielkie żółtko, a stamtąd ścieka na okna, ściany i korony drzew.
Wówczas oczy żeglarza stają się ciemniejsze i jest w nich coś,
jak obietnica. Wtedy Tobi czuje mocne kołatanie w piersi, bo
nagle wydaje mu się, że to wszystko, co dotąd ukryte było za
czerwonymi pluszowymi zasłonami, poukładane w nim samym,
otwiera się, wypływa na powierzchnię, przeraża i fascynuje rów-
nocześnie. I widzi w sobie obce horyzonty, widzi w sobie ludzi,
którzy nie są ani nim, ani Idą, ani w ogóle nikim, kogo zna. I od-
krywa w sobie ogień, który pali jego podbrzusze i wypełnia od
wewnątrz. Nie znosi swojej bezradności wobec tego ognia, tak
samo jak nie znosi widoku ciemnych, szorstkich włosków, które
pojawiają się nieproszone nad jego wargami i na brodzie, i któ-
rych bardzo się wstydzi. Czuje, że nie potrafi siebie zatrzymać,
że wszystko dzieje się mu na przekór. Że może tylko przyglądać
się rzeczom i sobie bezradnie, a wszystko i tak będzie działo
się wbrew jego woli. Wtedy Tobi płacze. Bez żadnego powo-
du. A może tylko nie potrafi nazwać tego, co zmusza go do łez.
To dlatego zawsze pytany o przyczyny, odpowiada, że boli go
brzuch. Oni i tak by nie zrozumieli.
A potem zamyka się na poddaszu i myśli o morzu, dalekich
krajach i obcych ludziach. Leży na drewnianej podłodze i pozna-
je dobrze każdą deskę, każdą szczelinę. I to wszystko już zawsze
kojarzy mu się ze łzami, zapachem drewna i nagłym dreszczem
rozkoszy, który przebiega przez jego ciało, gdy nowo odkryty
ogień znajduje nareszcie swoje ujście.
Kup książkę
8
Plik z chomika:
Faficzek-10
Inne pliki z tego folderu:
Bosko_Nieidealna_s_00g2.pdf
(40274 KB)
Od_oswiecenia_ku_romantyzmowi_i_dalej_Autorzy_dziela_czytelnicy_Cz_6_e_0lk4.pdf
(73724 KB)
20_000_mil_podmorskiej_zeglugi_e_0cur.pdf
(483 KB)
666_do_mroku_e_c0fc.pdf
(1298 KB)
20_lat_Siedleckiego_Klubu_Kolekcjonerow_e_0f2d.pdf
(479 KB)
Inne foldery tego chomika:
Administracja
Afryka
After Effects
Agile - Programowanie
AJAX
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin