Gdzies_daleko_stad_e_08mf.pdf

(598 KB) Pobierz
Gdzieś daleko stąd RW2010
1
GDZIEŚ DALEKO STĄD
wędrowcy, włóczędzy, wagabundzi
antologia pod redakcją Dawida Juraszka
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2016
Redakcja: Joanna Ślużyńska
Korekta: Robert Wieczorek
Copyright © Oficyna wydawnicza RW2010
Okładka Copyright © Mateusz Ślużyński 2016
Copyright © for the Polish edition by RW2010, 2016
e-wydanie I
ISBN 978-83-7949-191-9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości albo fragmentu – z wyjątkiem cytatów
w artykułach i recenzjach – możliwe jest tylko za zgodą wydawcy.
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Dział handlowy: marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
Kup książkę
Gdzieś daleko stąd RW2010 Stanisław Truchan TAO ARIADNY
Stanisław Truchan
TAO ARIADNY
I. Locus phragmitis
Ada – według dowodu osobistego Ariadna Emma – machnęła niecierpliwie ręką.
– Nie zawracaj mi teraz głowy! Idź poszukaj słownika łacińsko-polskiego. Chy-
ba jeszcze nie oddałeś na makulaturę, co?
– No... Mam go gdzieś... Znaczy... Nie to, że mam go gdzieś, tylko... Powinien
leżeć na którejś półce...
– No to na co czekasz?!
Tymon zerknął na kartę tarota opartą o budzik – o ile dobrze rozpoznał, żona
miała przed sobą Asa Denarów – i na arkusz papieru zabazgrany kabalistycznymi
znakami, po czym westchnął i poszedł do swojego pokoju. Długo nie wracał; widocz-
nie szpargały z czasów, gdy był średnio wybitnym uczniem klasy humanistycznej
pewnego renomowanego liceum, tkwiły bardzo głęboko pod nowszymi warstwami
kulturowymi (tak przynajmniej powiedziałby jego kumpel z klasy, Michał zwany Cy-
bulkiem, obecnie początkujący archeolog). W końcu jednak zjawił się, dzierżąc
w dłoni kieszonkowy słowniczek w ceglastoczerwonych okładkach, z naklejoną
z tyłu ceną: 32,00 zł.
– Do dupy ten twój słownik! – usłyszał po chwili. – Nie ma w nim słowa
phrag-
mitis.
– A po co ci to słowo?
– Potem ci wytłumaczę. W każdym razie to jest ważna wskazówka. Muszę się
dowiedzieć, co to znaczy.
– No to może w necie znajdziesz? – podsunął jej Tymon.
– Może. Zaraz sprawdzę.
3
Kup książkę
Gdzieś daleko stąd RW2010 Stanisław Truchan TAO ARIADNY
Ada odpaliła komputer.
– Nie ma – stwierdziła po chwili. – Znalazłam tylko
phragmites.
To jest po pro-
stu trzcina.
Phragmites australis
albo
Phragmites vulgaris
to trzcina pospolita.
– Aduś, w łacinie rzeczowniki się odmieniają. Jest pięć deklinacji, a przypad-
ków sześć. Pewnie to twoje
phragmitis
jest dopełniaczem. Genetivus trzeciej deklina-
cji. Ale to mi wygląda na zapożyczenie z greki. Ja znałem słowo
calamus...
– Nieważne. Mnie tu wyszło LOCUS PHRAGMITIS. Czyli... To chyba będzie
jakieś „miejsce trzciny”?
– Na to wygląda – zgodził się Tymon.
Żona podrapała się po głowie.
– Ale co to za miejsce? Trzeba będzie kombinować dalej.
– No to kombinuj, kombinuj...
Tymon w ogóle nie wierzył w te wszystkie orientalne czary-mary – nieważne:
żydowskie, arabskie, indyjskie, tybetańskie czy chińskie – ale za nic w świecie nie
odważyłby się do tego przyznać. Sprzeciwianie się Adzie nie było rzeczą bezpieczną.
Od początku zresztą czuł, że nie ma wyjścia. Pozwolił się Ariadnie prowadzić
jak Tezeusz przez labirynt – choć inaczej niż on, nie za pomocą nici, ale za rączkę,
jak dziecko – nie zastanawiając się nawet nad celem.
***
Damian Kozicki gwałtownie odsunął talerzyk z niedojedzoną jajecznicą, omal nie
przewracając przy tym kubka kakao.
– Sandra, skończ już z tymi twoimi kaprysami! – burknął. – Nie ty pierwsza
w historii jesteś w ciąży! Powiem więcej: nie ty pierwsza w historii nie wiesz, z kim!
– Przede mną pewnie była Dorota z Leszna? Nie miała adresu, tak samo jak ja?
– odcięła się córka.
Kozicki rzucił łyżeczkę na talerzyk.
4
Kup książkę
Gdzieś daleko stąd RW2010 Stanisław Truchan TAO ARIADNY
– Miała! Ona nie była taka głupia jak ty! My w waszym wieku byliśmy trochę
inni! Czasami zdarzało się nam myśleć!
Ojciec niechętnie wspominał swój przedślubny romans z niejaką Dorotą Gizą,
trwający przez ładnych kilka miesięcy – kilka spośród blisko czterdziestu spędzonych
w Wuppertalu. Pan Damian, zapewne ku bezgranicznemu zgorszeniu swoich szla-
checkich antenatów (być może patrzących na to z nieba razem z Kościuszką, choć
Rajnold Suchodolski
1
o nich nie wspominał), woził taczkami cegły na budowie i mie-
szał zaprawę w betoniarce. Panna Dorota w tym czasie zmywała gary w jakiejś knaj-
pie. Ich znajomość zakończyła się na wuppertalskim dworcu, gdy ona wsiadła do po-
ciągu jadącego na wschód, a on postanowił jeszcze trochę popracować na niemieckiej
Bäustelle,
bo firma płaciła całkiem godziwe pieniądze, w Polsce nieosiągalne. Do
Trzcińca wrócił dopiero półtora roku później.
Dalszych losów Doroty Gizy nie znał. Teraz pewnie była poważną panią profe-
sor od niemieckiego, albo może tłumaczką...
Tak czy owak, zerwanie wynikło po prostu z banalnej niezgodności charakte-
rów.
– No przestańcie! – wtrącił się Andrzej, dziewiętnastoletni syn Kozickiego. – Ja
już się nie mogę doczekać tego siostrzeńca. Będzie dobrze.
– Ty lepiej myśl o tym, czy ci się uzbiera trzydzieści procent! – prychnął ojciec.
– Żebyś od przyszłego tygodnia nie musiał zakuwać do poprawki.
– Tato, ty dzisiaj wstałeś lewą nogą? Czy cię pchły pogryzły w nocy? Ja miał-
bym nie zdać matury? Nie wiem tylko, czy będzie osiemdziesiąt procent, czy dzie-
więćdziesiąt.
– Pewność siebie zgubiła już niejednego – mruknął Kozicki. Jak na potomka ry-
cerzy przystało, dodał jeszcze coś o powrozach w krzyżackich taborach pod Grun-
waldem, a potem w milczeniu zabrał się za stygnące resztki jajecznicy.
1
Rajnold Suchodolski – autor „Poloneza Kościuszki”, rozpoczynającego się słowami
Patrz Kościuszko na nas z nieba.
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin