Fenix_Antologia_3_2018_s_007o.pdf

(164 KB) Pobierz
Radek Rak: „Czarne światy”.
SWÓJ ŚWIAT NOSIMY W SOBIE
Babcia jest młoda i to jej cały świat. Tutaj pole Matejów, tu Błaszczyków, tam sad Foksów, tam
miasto, tam pański las. Wtedy spoglądam na świat jej oczami, patrzę na horyzont ze wszystkich
stron zamknięty wzgórzami, w niskie spękane niebo i zastanawiam się, czy poza tymi smętnymi
górami jest jakiś świat. Może niebo spada na świat kilka, kilkanaście kilometrów stąd i nie ma
innych miast, innych wsi, innych ludzi, nie ma nic prócz tego, co widać? Żadnych Tarnowów czy
Krakowów, żadnych Wiedniów czy Rzymów. Wszystko to wymyślili sobie ludzie. Tak stoimy
we dwoje, babcia i ja, na tej górze, wielkiej górze, z której widać cały świat.
Dominika Węcławek: „Reportaż z pierwszej misji statku rozpoznawczego F300”.
KOSMOS KAŻDY NOSI W SOBIE.
- Pani patrzy, piąty zderzacz pięknie nam tutaj wszystko napędza. O taką technologię
walczyliśmy - rzuca Wiess, po czym dodaje teatralnie: - Chociaż... Chociaż...! - zaczyna
wymachiwać palcem wskazującym tak, jakby chciał zganić dziecko i konkluduje: - Ja tam
technologiom nie ufam. No co? Bawi to panią... Jasne. Siedzimy w jamie nafutrowanej
komputerowym szpejem, ale ja pani coś powiem, tak od serca, my tu pozyskujemy,
przetwarzamy, magazynujemy tę energię, ale ja, to, proszę pani, ja to bym wszystko zamienił na
motyczkę. I uprawiał pomidorki.
Adam Pietrasiewicz: „Ostatnie zlecenie”.
PODRÓŻE W CZASIE. TAK PO PROSTU.
Ja wolę mojego TANFOGLIO STOCK III. Umiem z niego strzelać. Umiem strzelać od dziecka,
gdyż tata był zwariowany na punkcie broni palnej (jak się okazało, nie tylko), a mama nie miała
nic przeciwko temu. Uważała, że przynajmniej ma jakieś zajęcie. Jedni chodzą na ryby, inni
chodzą na strzelnicę i czyszczą broń w piwnicy – mówiła. Tylko że z wędki nie da się zabić
żony, jak człowiekowi odbije. Ale pewnie gdyby mama miała coś przeciwko temu, to by i tak
niczego nie zmieniło, bo tata broń kochał chyba tak samo jak mamę. Znaczy się dopóki nie
zwariował i jej nie zastrzelił. Potem strzelił sobie w łeb, a mnie zostawił kartkę, na której napisał,
że mu przykro, ale czasami tak bywa, i żebym dobrze schował pistolety, bo jak przyjdzie policja,
to wszystko zarekwirują, a byłoby żal. Schowałem. Policja przyszła, pistolet, z którego tata zabił
mamę i strzelił sobie w łeb, zarekwirowała. Rzeczywiście nigdy mi go nie oddali. Powiedzieli, że
nie mam pozwolenia, a poza tym jest dowodem w sprawie. Nie nalegałem. I tak miałem resztę
arsenału taty.
Jan Maszczyszyn: „Wnetwstąpienie”
INWAZJA
– Ja żyję moją miłością. – Froyl ciągle nie potrafił wyrównać oddechu. – Znalazłem ją. – Słowa
ciągle posiadały odległe brzmienie. Jakby produkowało je dno brzucha albo
brudna powierzchnia ściany. – Jest cztery kilometry stąd – dodał wreszcie normalnie.
– Ta twoja dziwka? Na polach Broomville?
Skinął głową. Słowo „dziwka” nie było obraźliwe, raczej zabrzmiało odświętnie, szczególnie
dzisiaj.
Radek Rak: „Oswoić noc”.
MAGIA W STANIE CZYSTYM.
I wtedy usłyszał Szalej jej śpiew – niski i ciemny jak pieśń ziemi i kamieni. Słowa wplątywały
się weń jak w pajęczą sieć, a melodia otaczała je szczelnym kokonem, jakby pani nie
potrzebowała ich wcale, by śpiewać. Jej głos wznosił się i opadał jak śpiew kosa, drżał jak liść
osiki, jak rozchwiany płomień ogniska w czerwcową noc. Szaleja trwał i trwał zasłuchany.
Słońce zaszło, niebo przesunęło się, przegwieździło. A gdy wzeszedł księżyc, pani wyszła z
wody i odgarnęła z ramion nenufary; w bladej poświacie jej ciało lśniło srebrem.
Szalej nie spał wiele tej nocy. Dopiero świtem zapadł w krótki sen; śniło mu się, że jest
kamieniem uśpionym w łonie ziemi, a wkoło nie dzieje się nic. Taki miał sen.
Magda Kładź-Kocot: „Wyspa okrutnych snów”.
SEN WE ŚNIE, TĘSKNOTA W TĘSKNOCIE.
– Nie broniliśmy im – ciągnęła. – Ale zanim wyruszyli, mój Arre prowadził ich do wsi, żeby
zobaczyli starego Sklajara. On jeden był na Torrenbergu. Dawno temu. Ci przybysze zwykle
próbują z nim pogwarzyć. Wypytać. A potem bez słowa zawracają konia i odjeżdżają, tylko
opada za nimi piasek i kurz.
To był ten moment, jeden jedyny właściwy moment, kiedy mogłem zadać pytanie.
– Ale on nie zawrócił, prawda?
Kup książkę
Dave Hutchinson: „Wyniosłe maszyny”. (tekst dostępny jest tylko w wydaniu elektronicznym)
BYĆ CZŁOWIEKIEM W OSZALAŁYM ŚWIECIE
To Peter był w kuchni, grzebiąc w szafkach i szufladach w poszukiwaniu zguby. Ale to był Peter
o gęstej brązowej czuprynie, Peter takim jakim zapamiętała go z czasów, gdy się poznali, znowu
młody.
- Pete…? – zapytała tak cicho, że sama ledwo usłyszała.
Peter spojrzał na nią i uśmiechnął się, a powietrze nagle wypełniła muzyka, skoczna, na wpół
znajoma melodia, zaś Peter otworzył usta i zaczął śpiewać przepięknym barytonem, tak bardzo
niepodobnym do jego zwykłego zgrzytliwego głosu.
- Don’t worry be happy…
Rae nie usłyszała reszty piosenki, bo zaczęła wrzeszczeć i wrzeszczała, i potem przez dłuższy
czas świat musiał obywać się bez niej.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin