Wzgorze Mlynarza.pdf

(207 KB) Pobierz
Krzysztof Piotr Łabenda
„Wzgórze Młynarza”
Copyright © by Krzysztof Piotr Łabenda, 2015
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o., 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Jacek Antoniewski
Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
Korekta: Paweł Markowski
Ilustracje na okładce: @ scaliger; Marcin Krzyzak – Fotolia.com
ISBN: 978‒83‒7900‒357‒0
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Chopina 9, pok. 23, 62‑510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 665 955 131
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e‑mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Kup książkę
Spis rozdziałów
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
4
69
102
119
142
171
185
209
225
3
Kup książkę
Rozdział I
L
istopadowy, dość rzęsisty, choć krótkotrwały deszcz,
zdążył nieźle zmoczyć Piotra, nim ten dotarł do bramy
budynku przy rue Taitbout Torby z porannymi zakupa‑
mi, zawierające wszystko, co było potrzebne do czekającego go
śniadania z Małgorzatą, wyraźnie przeszkadzały mu w szyb‑
kim wydobyciu kluczy, bo te, zgodnie ze znaną właściwością
wszystkich rzeczy martwych, tkwiły złośliwie ukryte gdzieś
w zakamarkach kieszeni Wziąwszy w zęby tę z toreb, która
skrywała w swym wnętrzu ciepłe jeszcze rogaliki kupione
w pobliskiej piekarni, na tyle uwolnił prawą rękę, że mógł,
mimo iż inną z toreb trzymał pod pachą, zanurzyć ją w kie‑
szeni dość obcisłych dżinsów w poszukiwaniu tych nieszczę‑
snych kluczy Jego irytacja sięgnęła zenitu, kiedy uświadomił
sobie, że ich tam nie ma Zepchnięte przez portmonetkę w dół
drugiej kieszeni, uciskały mu przecież dość boleśnie lewe
udo Z opresji wybawiła go konsjerżka Zauważywszy jego
zmagania, otworzyła ciężkie, przeszkolone drzwi, osadzone
w misternie kutej kratownicy żelaznej bramy
– Trzeba było zadzwonić, profesorze, a nie bezsensownie
gmerać po kieszeniach, podskakując przy tym śmiesznie na
jednej nodze niczym jakiś kaleki wróbel Wystarczyłoby tylko
użyć głowy Choćby po to, by przycisnąć czołem dzwonek
– gderała Wyszłabym przecież, tak jak teraz
4
Kup książkę
– Dziękuję, madame Leduc, nie chciałem pani fatygować
– Przemókł pan okropnie Nie zabrał pan parasola?
– Wie pani, myślałem, że skoro to, czego potrzebuję mogę
kupić tu niedaleko, w Monoprix i piekarni pani Duchamps,
to tak bardzo nie zmoknę, a zresztą gdybym jeszcze musiał
trzymać parasol, to już byłaby zupełna katastrofa Nie mam
aż tylu rąk
– Fakt Nie przypomina pan zupełnie hinduskiej Kali
– Miło słyszeć, że dobry humor towarzyszy pani od rana
Nadjechała przywołana przez Piotra piękna, secesyjna
w swoim wystroju, winda Zasunąwszy kratownicę pierw‑
szych i zamknąwszy drewniane skrzydła drugich drzwi,
Bonerski wcisnął guzik, ekspediując stalową, wyłożoną
wewnątrz mahoniowym drewnem, pachnącą nieco prze‑
pracowaną oliwą i płynem do czyszczenia luster klatkę, na
ostatnie piętro kamienicy
Ustawiwszy pod ścianą swoje zakupy, już bez trudu wydobył
z kieszeni klucze i wszedł cichutko do kupionego stosunkowo
niedawno mieszkania, z gatunku tych, o których paryżanie
mówią „apartament”, starając się nie zbudzić śpiącej jeszcze,
miał taką nadzieję, Małgorzaty Wniósłszy torby do kuchni,
zajrzał do sypialni Spała, i to, sądząc z równego, regularnego
oddechu – dość głęboko Z niewypowiedzianą czułością pa‑
trzył na jej rude włosy doskonale kontrastujące z bielą atła‑
sowej pościeli, ramiona pokryte drobniutkimi piegami, szyję
zaatakowaną już przez delikatne zmarszczki Tak mało czasu
spędzili ze sobą w przeszłości, nim zostali na długie dziesię‑
ciolecia rozdzieleni i nim los – profesor Bonerski wierzył w to
całym sercem – zwrócił mu przedwczoraj jego ukochaną Gosię
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin