Bajki krasnoludzkie.pdf

(1444 KB) Pobierz
Marcinowi, bo we mnie uwierzył
Kup książkę
Spis treści
Rozbójnicy
Syndrom Śnieżki
Złoty smok z Itru
Syndrom Kopciuszka
Prawdziwa historia kryształowego pantofelka
Syreni śpiew
Ziarno
Werdeański czajniczek
Kto nie słucha ojca, matki…
Kanikuła w Zielonych Borach
Obudzić królewnę
4
48
74
109
134
163
194
216
237
263
290
Kup książkę
Rozbójnicy
Panny z dobrego domu nie klną, nie piją, nie pusz-
czają się i nie szlajają nocami po szemranych szynkach.
Beneria rzadko żałowała, że nie jest panną z dobrego
domu. Generalnie lubiła swoje życie. Przygody, szaleń-
stwo i zmienność. Lubiła niepewność jutra i to, że ni-
czego nigdy nie planowała. Nie musiała się martwić
o przyszłość, a świadomość tego, co nadejdzie, nie spę-
dzała jej snu z powiek. Zawsze trafiły się jakiś dach nad
głową, jakaś przyjazna karczma i nieszpetny fundator.
Taaa… Beneria rzadko żałowała, że nie jest panną
z dobrego domu. Tego ranka jednak, gdy obudziła się
w śmierdzącej stajni okryta brudną derką, z koszmar-
nym kacem, kompletnie nie pamiętając, jak się tam zna-
lazła… Tego ranka, nim jeszcze otworzyła oczy, zatę-
skniła do bycia córką szlachetnej rodziny, z wpojonymi
nudnymi zasadami. Miała niejasne wrażenie, że wte-
dy jakiś szalony królik nie buszowałby w jej trzewiach,
a odzienie nie cuchnęłoby… Właśnie, co to za straszliwy
odór? Niechętnie, gdyż czuła hordę doboszów wygrywa-
jących marsza tuż pod obolałą czaszką, uniosła powieki.
Wielkie ciemne oczy patrzyły na nią z zainteresowa-
niem. Chrapy siwka drgnęły lekko, jakby ze zdziwie-
niem wyczuwając obecność gościa. Beneria krzyknęła,
odsuwając się od zwierzęcia. Uderzyła przy tym w cien-
ką drewnianą ściankę rozdzielającą boksy. Koń parsknął
cicho i pochylił łeb.
Kup książkę
– Fuj! Wynocha! A sio! – Krasnoludka nerwowo prze-
tarła rękawem oblizany przez czworonoga policzek. –
Czy ja, do jasnej cholery, cmokam cię nieproszona? Do-
bra, dobra, wiem, że wlazłam ci do łóżka, ale to jeszcze
nie powód do takiej poufałości! No, poszedł! Wszyst-
kie chłopy takie same! Bez względu na gatunek! Jesteś
mężczyzną, co? – Przekręciła głowę, żeby się upewnić.
– Jasne, że jesteś. Żadna baba nie wciskałaby się z czu-
łościami nieproszona. Poszedł wreszcie!
Koń jednak nie poszedł. Wręcz przeciwnie, z lubością
przytulił pysk do szopy rudych włosów dziewczyny. Be-
neria przewróciła oczyma, odsunęła gniewnie łeb zwie-
rzęcia i wstała. Świat zawirował w wesołym tańcu, przy-
pominając pannie o ilości miodu wypitego poprzedniego
wieczoru. Jęknęła cichuteńko, wspierając się o ściankę.
Deski ugięły się lekko. Przez nieprawdopodobnie długą
chwilę wspomniany miodzik podróżował to w górę, to
w dół krasnoludzkich trzewi i wreszcie postanowił nie
opuszczać tychże. Beneria odetchnęła głęboko.
– No i czego tak się wgapia, ha? – rzuciła do ogiera.
– Baby z kociokwikiem nie widział?
Koń zarżał, trącając ramię kobiety.
– Jasne, jasne. Pewnikiem nie zaglądają do ciebie za czę-
sto. Nic to, przyjacielu. – Ulga złagodziła nastawienie Be-
nerii, więc dziewczyna z namiastką czułości poklepała
biały pysk. – Się będę zbierać. Miło było, chociaż śmierdzi
w tym twoim wyrku… gorzej niż u jednej krasuli. Bywaj,
chłopcze. – Przesłała mu całusa i ruszyła do wyjścia.
Nie zrobiła nawet trzech kroków, gdy zobaczyła dwie
wchodzące postaci. Cofnęła się błyskawicznie. Nigdy
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin