Ramtha_-_Biala_Ksiega_ver.2.doc

(132815 KB) Pobierz

 

BIAŁA KSIĘGA
 

TŁUMACZYŁA: DANUTA TEODOROWICZ

Szata graficzna: Danuta Kościów

„You were born a knowing god,yet you were brought upto have it reasoned out of you.

I will yeach youHow to be Like a little child again.”

ROZDZIAŁ 1
 

POPRZEZ MIŁOŚĆDO TWEJ ISTOTY

Jestem Ramtha, jestem istotą wszechwładną, która dawno, dawno temu żyła na tej planecie zwanej Ziemią lub Terrą. W tamtym życiu ja nie umarłem; wniebowstąpiłem, ponieważ nauczyłem się kontrolować władzę mocą myśli i przenosić swe ciało do niewidzialnych wymiarów życia. Dokonując tego, urzeczywistniłem istnienie w nieograniczonej wolności, nieograniczonej radości, nieograniczonym życiu. Także inni, którzy żyli na Terze po mnie, również osiągnęli wniebowstąpienie.

Teraz jestem częścią niewidzialnego braterstwa, które bardzo kocha ludzkość. Jesteśmy waszymi braćmi, którzy słuchają, waszych modlitw, waszych medytacji i obserwują wasz ruch tam i z powrotem. Jesteśmy tymi , którzy żyli tutaj jako ludzie i doświadczali rozpaczy, smutku i radości, jakie wy znacie. Jednak my nauczyliśmy się kontrolować i przekraczać ludzkie doświadczenia by urzeczywistnić wyższy stan istnienia.

Przyszedłem tu by powiedzieć wam, że jesteście bardzo ważni i drogocenni dla nas, bo to życie, które przez was przepływa i ta myśl, która przychodzi do każdego z was -niezależnie od tego jak to przyjmujecie -jest umysłem i mocą życia, jest tym co wy nazywacie Bogiem. Jest tą esencją, która nas łączy, nie tylko z tym co jest w waszym poziomie ale i z tym co jest w niewypowiedzialnych wszechświatach, których wy nie możecie ujrzeć.

Jestem tu by przypomnieć wam, że istnieje dziedzictwo, o którym zapomnieliście dawno, dawno temu. Przyszedłem by dać wam inną perspektywę dzięki której możecie przekonać się i zrozumieć, że naprawdę, jesteście boskimi i nieśmiertelnymi istotami, które zawsze były kochane i wspierane przez esencję zwaną Bogiem.

Jestem tu by pomóc wam zrozumieć, że wy sami przez swój boski umysł i wolną wolę stworzyliście każdą rzeczywistość w swym życiu; że dzięki tej samej mocy macie możliwość tworzenia i doświadczania każdej rzeczywistości jakiej pragniecie.

Przez wiele wieków uczono was, że Bóg jest na zewnątrz waszego królestwa, gdzieś daleko w głębiach przestrzeni. Wielu z was uwierzyło i zaakceptowało to jako prawdę. Jednak Bóg, główna przyczyna wszelkiego życia, nigdy nie był na zewnątrz ciebie; to jesteś ty. To jest nieograniczony proces myślowy, najwyższa inteligencja, która tkwi w człowieku zapomniana ale zawsze obecna.

Nauczono was, że urodziliście się tylko po to by żyć przez pewien czas, zestarzeć się. i umrzeć. Ponieważ uwierzyliście w to, fakt ten stał się dla was rzeczywistością tego poziomu. Lecz jestem tu by pomóc wam zrozumieć, że od wieków jesteście istotami, które przetrwały biliony lat odkąd Bóg, wasz kochany Ojciec, będący całością Myśli, której częścią stał się każdy z was, rozmyślał o sobie w blasku Światła. Wtedy to, każdy z was stał się na wieki unikatową i nieograniczoną częścią tej inteligencji zwanej Umysłem Boga.

Nauczono was, że Bóg jest niezwykłą istotą, która własnymi rękami stworzyła niebo i ziemię a następnie żywą istotę zwaną człowiekiem. Lecz to wy jesteście tymi, którzy są wszelkimi twórcami wszelkiego życia. To wy stworzyliście poranne słońce, wieczorne niebo i urodę wszystkiego co istnieje. To wy jesteście tymi, którzy stworzyli tę godną uwagi istotę zwaną człowiekiem tak, byście wy, dotąd błyszczący światłem w pustej przestrzeni, mogli teraz doświadczać zdumiewających rzeczy w formach stworzonych przez was samych.

Moi kochani bracia, wasze pojecie o tym kim jesteście jest zbiorem iluzji, którym żyliście miliony lat. Kim jesteście? Jesteście czymś o wiele, wiele większym niż ta ograniczona istota zwana człowiekiem. Jesteście Bogiem. Jesteście bogami stworzonymi przez Boga, synami stworzonymi z Ojca -pierwszymi i jedynymi powołanymi do życia bezpośrednio ze źródła wszelkiego życia. W waszych przygodach w odkrywaniu Życia, każdy z was połączył swoją, najwyższą inteligencję z komórką materii by stać się bogiem-człowiekiem: częścią Umysłu Boga wyrażającą się w formie zwanej ludzkością; bogiem przeżywającym w zdumieniu swą własną kreację zwaną człowiekiem. Rodzaj ludzki, mężczyźni i kobiety -jesteście Bogiem, doprawdy, cudownie zamaskowanym jako ograniczone, żałosne istoty.

Większość z was powracała do tego miejsca zwanego Ziemią, inkarnując od dziesięciu milionów lat, by człowiek żył tutaj jako wcielony Bóg. Dlaczego? Dlatego, że pogrążyliście się, w iluzji tego planu, pogrążyliście się do tego stopnia, że zapomnieliście o straszliwej mocy, która przez was przepływa. I dziesięć milionów lat, przeszliście od nieograniczonych i wszechmocnych istot, do tego czym teraz jesteście -całkowicie zatraceni w materii; niewolnicy własnego stworzonego przez siebie dogmatu, prawa, mody i tradycji; rozdzieleni przez kraj, wiarę, seks i rasę; pogrążeni w zazdrości, goryczy, poczuciu winy i lęku. Przez upodlenie potrzebne by przeżyć, zapomnieliście o wielkości, którą jesteście.

Od początku waszych dziejów przychodziło do was wielu nauczycieli i my próbowaliśmy wielu dróg by przypomnieć wam kim jesteście. Byliśmy królem, zdobywcą, niewolnikiem, bohaterem, ukrzyżowanym Chrystusem, nauczycielem, przewodnikiem, przyjacielem, filozofem -każdym kto mógłby przynieść wiedzę temu światu. Czasami ingerowaliśmy w wasze sprawy abyście mogli uniknąć zniszczenia samych siebie, aby to życie tutaj mogło trwać stanowiąc miejsce dla waszych doświadczeń i waszej ewolucji w radości. Jednak wy prześladowaliście kolejno wszystkich, którzy próbowali wam pomóc. Tym, których nie prześladowaliście stawialiście pomniki, przekręcaliście i wypaczaliście znaczenie ich słów by mogły służyć waszym własnym zamiarom. Zamiast stosować ich nauki, wy zakończyliście na uwielbianiu nauczycieli.

Zapobiegając waszemu uwielbianiu mnie, ja nie przyszedłem do was w mym własnym wcieleniu. Zamiast tego, wolałem mówić do was poprzez istotę, która była mą kochaną córką, gdy żyłem na tym poziomie. Moja córka, która łaskawie pozwoliła mi użyć jej wcielenia, jest czystym kanałem dla esencji, którą jestem. Gdy mówię do was, ona nie pozostaje w jej ciele, ponieważ jej dusza i duch opuszczają, ją całkowicie.

Ja naprawdę jestem równy wam, bo w królestwie Boga, widzialnym czy niewidzialnym, nikt nigdy nie może być ani większym ani mniejszym od was. Nie jestem mesjaszem, zbawicielem czy wyzwolicielem. I nie jestem drabinę prowadzącą do miejsca, które wy nazywacie niebem. Chcę wskazać wam gdzie ono jest, lecz to zależy od was czy ogarniecie Tę wiedzę, która będzie was tam prowadzić.

Czy jestem rzeczywistością? Czy jesteś nią ty? Kim jesteś, że ukrywasz się w nędznym wcieleniu jakiego używasz? Czym jest ta niewidzialna esencja, która sprawia, że twe ciało funkcjonuje, która uśmiecha się w śmiechu dzieci, która raduje się gdy wschodzi słońce, która śni o tym, że jutro będzie rzeczywistością? Jeżeli usunąłbym twe ciało, nikt nie mógłby zobaczyć kim jesteś, a mimo tego ty mógłbyś stać tutaj. Twe ciało jest tylko iluzorycznym pojazdem, w którym poruszasz się by ta niewidzialna osobowość, którą jesteś, mogła doświadczać tego poziomu w trójwymiarowej materii.

Ja rozumiem, że trudno wam zaakceptować rzeczywistość, którą jestem, ale wy musicie słuchać poprzez wszelkie inne znaczenia. Więc ja będę was uczył jako niewidzialna zagadkowa istota, ukryty właśnie jak wy sami za maską, którą przybieracie. A wy nauczycie się wiele, chociaż będziecie się uczyć od istoty nie posiadającej ciała, którego moglibyście dotknąć lub do której możecie się modlić, Największą świątynią jest wasze własne ciało. Najbardziej wyjątkowy i najpiękniejszy ogród znajduje się wewnątrz waszej własnej duszy, a wy, którzy posiadacie moc tworzenia wieczności, sami jesteście swym własnym zbawieniem.

Nie przyszedłem tu by mówić wam o wspaniałości, która istnieje poza tym miejscem, ale by pomóc wam, abyście sami mogli ją zobaczyć - nie przez filozoficzne zrozumienie, lecz dzięki naukom, które zabrzmią jak krzyk prawdy wewnątrz was, która przynagli waszą duszę by stała się tą boską zasadą, o której zapomnieliście dawno, dawno temu. I abyście mogli pozostać jako rasa ludzkich istot w tej formie, najważniejsze jest abyście uczyli się swej własnej boskości tak dobrze jak każdy może.

Dzięki mocy mej istoty i poprzez miłość do twej istoty, będę cię uczył, tak jak sam się uczyłem, w jaki sposób powrócić do swej wielkości. Z twej radości będę się cieszyć wraz z tobą; kiedy zapłaczesz, wyślę, powiew wiatru by osuszył twe łzy.

Poprzez te nauki dowiecie się. jak być nieograniczonym bogiem, którym byliście przez całą waszą wieczność, zanim zaczęliście swą niezwykłą podróż. Będziecie uczyć się słuchać tylko głosu własnego wnętrza i podążać jedynie drogą radości. Będziecie uczyć się jak odczuwać, głęboko, w ten sposób zdobędziecie najprawdziwszy skarb tego poziomu: uczucie. I będziecie kochali siebie tak bardzo, że niezależnie od tego kto stanie przed wami, spotkacie w nim Boga i będziecie kochali go tak głęboko jak nauczono was kochać siebie. Wówczas wy, którzy uczyliście się w sposób tak wymowny, będziecie olśniewającym światłem dla tego świata -tylko dlatego, że będziecie promiennym przykładem tej miłości dla siebie.

Tak więc, to nauczanie nie jest religijnym rozumowaniem, ponieważ religia jest dogmatyczna, ograniczająca i bardzo osądzająca. Ta nauka jest po prostu wiedzą. Ona jest uczeniem się, jest doświadczeniem, jest miłością. Będę kochał was w rozpoznawaniu Boga i istnieniu nieograniczoności jaką jest Bóg.

Nauki te nie posiadają ustaw, ponieważ ustawa jest ograniczeniem, które utrudnia osiągnięcie wolności. Będę was uczył jedynie o Bogu i możliwości wyboru. Jestem tu by otworzyć drzwi do większej wiedzy, tak byście mogli zrozumieć, że dokonaliście wyboru żyjąc na tym poziomie; abyście zrozumieli, że wasze życie nie ogranicza się do tego poziomu, ponieważ życie istnieje w wielu innych miejscach.

Jestem tu by pomóc wam, którzy jesteście zniewoleni przez lęk i usidleni w swe własne procesy myślowe byście zaczęli dostrzegać nowe możliwości nieograniczonego myślenia, nieograniczonego przeznaczenia, nieograniczonego życia. Nie proszę was o nic więcej, tylko o to abyście byli sobą. Jednak większość z was wie sama kim jest. Będę uczył was jak odnaleźć to jeszcze raz. A gdy odnajdziecie, nigdy więcej nie zechcecie tego utracić. Wtedy nie będziecie potrzebowali nikogo by was uczył. Wówczas jesteście nieograniczeni w swej własnej prawdzie i wolni by żyć zgodnie z waszym własnym przeznaczeniem.

A wiec, wniosłem ze mną powiew zmian na wasz poziom. Ja łącze się z tymi, którzy pozostają ze mną przygotowując ludzkość do wielkiego wydarzenia, które już zostało wprawione w ruch. Dążymy do zjednoczenia wszystkich ludzi tego poziomu pozwalając człowiekowi być świadkiem czegoś wielkiego i olśniewającego, co sprawi, że się otworzy i pozwoli aby wiedza i miłość przepływała przez niego.

Dlaczego to się dokona? Dlatego, że jesteście kochani bardziej niż przypuszczacie. l dlatego, że nadszedł czas by człowiek żył większym zrozumieniem niż to, które było utrapieniem w wiekach ciemności, pozbawiło go wolności, rozdzieliło ludzi i stworzyło nienawiść między kochankami a także wojny między narodami.

**********Rozdział ten został zapożyczony i opracowany według książki pt. RAMTHA

ROZDZIAŁ 2
 

JESTEM RAMTHA

Jestem Ramtha. "Ram". W starożytnym języku moich czasów znaczyło to "bóg.". Jestem wielki Ram z ludu Hindu, bo jestem pierwszym człowiekiem zrodzonym z kobiecego łona i męskich lędźwi, który kiedyś wzniósł się do nieba z tego poziomu. Nauczyłem się wznosić nie dzięki ludzkim naukom, nie przez głębokie zrozumienie, że Bóg żyje we wszystkim.

Byłem więc człowiekiem, który nienawidził i pogardzał, który zabijał, pokonywał i rządził - dopóki nie osiągnąłem oświecenia.

Byłem pierwszym zdobywcą, którego poznał ten plan. Rozpocząłem marsz trwający 63 lata i zdobyłem trzy -czwarte znanego świata. Jednak największą moją zdobyczą było pokonanie siebie. Kiedy nauczyłem się kochać siebie i obejmować całość życia, wzniosłem się wraz z wiatrem w nieskończoność.

Wzniosłem się w obecności mojego ludu na północnej stronie góry zwanej Indus. Mój lud, który liczył ponad dwa miliony był mieszaniną Lemurian, ludu pochodzącego z Ionii i ludzi z plemion zbiegłych z Atlatii, z lądu, który wy

nazywacieBIAŁA KSIĘGA Atlantydą. Teraz obecna populacja Indii, Tybetu, Nepalu i południowej Mongolii wywodzi się z mojego ludu.

Przeżyłem tylko jedno życie na tym poziomie, zgodnie z waszym pojmowaniem czasu, 35.000 lat temu. Urodziłem się jako syn ludzi nieszczęśliwych, uchodźców z kraju zwanego Lemurią, mieszkających w slumsach Onai, największego miasta - portu na południu Atlantydy.

Przybyłem do Atlantydy w okresie zwanym "ostatnie stulecie" przed potopem, kiedy to wielkie wody pokryły jej ląd. W tym czasie Atlantyda była cywilizacją ludzi

o wielkim intelekcie, którzy posiadali nadzwyczajną zdolność naukowego rozumowania. Ich nauka stała na o wiele wyższym poziomie niż teraz, bo Atlantydzi zaczęli poznawać i używać źródeł światła. Oni wiedzieli jak przetworzyć światło w czystą energię. Posiadali nawet prymitywne statki powietrzne, które poruszały się przy pomocy światła, posiedli wiedzę, dzięki kontaktom z istotami z innego systemu gwiezdnego. Ponieważ istoty z Atlantydy były ogromnie związane z technologią, wielbiły intelekt do tego stopnia, że zaczął on być ich religią.

Lemurianie byli całkowicie różni od Atlantydów. Ich system społeczny był zbudowany na porozumiewaniu się. za pomocą myśli. Nie posiadali rozwiniętej technologii a jedynie wielkie duchowe zrozumienie, moi przodkowie bowiem, byli niezrównanymi w swej wiedzy o wartościach niewidzialnych. Czcili to, co było poza

księżycem i poza gwiazdami. Oni kochali pewną niezidentyfikowaną esencję,pewną moc, zwaną przez nich Nieznanym Bogiem.Ponieważ Lemurianie czcili tylko tego Boga, Atlantydzi pogardzali nimi, ale onipogardzali wszystkim, co nie było "postępowe".

Kiedy byłem małym chłopcem życie było ubogie i trudne. Dokładnie w tym czasie Atlantyda utraciła swą technologię, gdyż naukowe ośrodki na północy już wcześniej zostały zniszczone. Podczas eksperymentów z pojazdami świetlnymi Atlantydzi do tego stopnia rozdarli powłoki chmur, takie jak dziś oglądamy wokół Wenus, że przestały one chronić planetę. Po rozdarciu powłoki chmur wystąpiły ogromne opady wód i przyszło oziębienie, co spowodowało, że większa część Lemurii i północna cześć Atlantydy znalazły się w głębiach oceanu. W skutek tego, ludność Lemurii i północnej Atlantydy zbiegła, uciekając. na południowe obszary Atlantydy.

Gdy na północy technologia została zniszczona, życie w części południowej stopniowo stawało się coraz prymitywniejsze. Podczas stuleci, przed całkowitym zatopieniem Atlantydy, regiony wysunięte najbardziej na południe uległy degeneracji pod rządami tyranów, którzy poskramiali ludzi przy pomocy niekwestionowanego prawa. Pod odrażającymi rządami tych tyranów Lemurianie byli traktowani jak ziemskie łajno, gorzej niż bezpański pies.

Zastanówcie się przez chwilą i wyobraźcie sobie, że możecie zostać opluci, obsikani a liczyć możecie tylko na obmycie się własnymi łzami. Pomyślcie o tym, że wy wiecie, że bezdomne psy mają więcej od was, głodnych i pragnących czegokolwiek, co mogłoby zakończyć męczarnię waszego pustego brzucha.

Na ulicach Onai brutalne traktowanie dzieci czy bicie i gwałcenie kobiet było na porządku dziennym. Powszedni widok stanowili Atlantydzi, którzy przechodząc gościńcem obok przymierających głodem Lemurian kryli nosy w chusteczki z delikatnego płótna skropione różaną lub jaśminową woda, ponieważ uważali nas, Lemurian, za cuchnący, ohydny przedmiot. Byliśmy "niczym, bezduszne, bezrozumne odpadki intelektu", bo nie mieliśmy naukowego zrozumienia dla takich rzeczy jak gazy i światło. Ponieważ nie posiadaliśmy skłonności Intelektualnych, można było zmienić nas w niewolników pracujących na roli.

Takie było życie gdy urodziłem się na tym poziomie. Takie były moje czasy. W jakim koszmarnym śnie wtedy byłem? Był to początek ujawniania się ludzkiej arogancji i głupoty intelektu.

Nie winiłem mojej matki za to, że nie wiedziałem kto był moim ojcem. Nie czułem niechęci do brata przez to, że mieliśmy innych ojców. Jak również nie winiłem matki za to, że żyliśmy w skrajnej nędzy.

Jako mały chłopiec patrzyłem jak moja matka była brana na ulicach i pozbawiana swej czci. Po tym jak moja matka była brana, patrzyłem jak rośnie dziecko w jej brzuchu. l widziałem płacz matki, co będzie, gdy następne dziecko przyjdzie tu, by cierpieć, tak jak my cierpimy na tej "obiecanej ziemi"?

Ponieważ matka była zbyt słaba by rodzić sama, pomogłem jej urodzić moją, małą siostrę. Kradłem jedzenie na ulicach, zabijałem psy i dzikie sowy, a późnym wieczorem kradłem zboże gospodarzom, bo byłem bardzo zręczny i umiałem szybko uciekać. Karmiłem matkę a ona z kolei karmiła piersią moja siostrzyczkę.

Nie obwiniałem siostrzyczki za śmierć mej kochanej matki, mimo iż ta malutka dziewczynka wyssała z niej wszystkie siły. Moja siostra miała biegunkę i nie mogła utrzymać w ciele tego, co w nie wchodziło; a zatem nie mogła również utrzymać życia w swym ciele.

Zebrałem trochę drewna, przygotowałem stos i położyłem na nim matkę i siostrę. W nocy zakradłem się i podłożyłem ogień. Odmawiałem modlitwy za moją matkę i siostrę, bo bardzo je kochałem. Podpaliłem drewno tak chytrze aby smród palonych ciał nie zaniepokoił Atlantydów, bo gdyby dowiedzieli się co zaszło, mogliby wywieźć ciała i porzucić na pustyni, gdzie pożarłyby je hieny.

Kiedy patrzyłem na spalanie się matki i siostry, nienawiść do Atlantydów narastała we mnie, aż stała się podobna do jadu olbrzymiej żmii -a przecież byłem tylko małym chłopcem!

Dym i swąd spalenizny rozpływał się po dolinie a ja myślałem o nieznanym Bogu mojego ludu. Nie mogłem zrozumieć niesprawiedliwości tego wielkiego Boga, ani tego, że mógł stworzyć potwory, które tak bardzo nienawidziły mojego narodu. Co takiego zrobiły, moja natka i mała siostrzyczka żeby zasłużyć na tak nędzną śmierć jakiej doświadczyły?

Nie obwiniałem Nieznanego Boga o to, że mnie nie kocha. Nie obwiniałem go za brak miłości do mojego ludu. Nie obwiniałem go za śmierć mojej matki i siostry. Ja go nie obwiniałem - ja go nienawidziłem!

Teraz nie miałem już nikogo, bo mój brat został porwany i uprowadzony jako niewolnik, do kraju później nazwanego Persją, przez pewnego satrapę, który wykorzystywał go dla zaspokojenia swych potrzeb seksualnych.

Byłem czternastoletnim chłopcem, całkowicie pozbawionym mięśni, ale w zamian wypełnionym ogromną zawziętością. Zdecydowałem się wiec na walkę, z tym Nieznanym Bogiem moich przodków, czułem, że to jedyna sprawa, dla której warto umrzeć. Byłem gotów umrzeć, lecz umrzeć jako człowiek honoru, czułem też, że zginąć z ręki człowieka byłoby hańbą.

Przyglądając się wielkiej i tajemniczej górze widniejącej na horyzoncie myślałem, że jeżeli istnieje Bóg, to musi on mieszkać właśnie tam, ponad nami wszystkimi, podobnie jak ci, którzy rządzą, naszym krajem i są ponad nami. Pomyślałem, że gdybym mógł tam się wspiąć, mógłbym spotkać się z tym Nieznanym Bogiem i powiedzieć mu o mojej nienawiści do niego, i o jego niesprawiedliwości w stosunku do mego narodu.

Opuściłem mą norę i szedłem przez wiele dni chcąc dojść na wielką górę, po drodze pożerając szarańcze, mrówki i korzenie. Kiedy dotarłem na szczyt, wspiąłem się do chmur, które teraz otulały jej bielejący wierzchołek. Wołałem do Nieznanego Boga: "Jestem człowiekiem! dlaczego pozbawiono mnie ludzkiej godności?" i domagałem się żeby ukazał mi swą twarz...ale on zlekceważył mnie.

Runąłem na ziemię i płakałem całym sercem, pokąd łzy nie zmieniły się w bielejący lód. Kiedy ocknąłem się, ujrzałem przed sobą kogoś kto sprawiał wrażenie cudownej kobiety dzierżącej wielki miecz, która powiedziała do mnie: "O, Ram, ty, który jesteś doprowadzony do rozpaczy w duszy, twe modlitwy zostały wysłuchane. Weź ten miecz i pokonaj siebie." l nagle, w mgnieniu oka, znikła .

Pokonać siebie? Przecież nic mogłem obrócić ostrza tak abym mógł odciąć sobie głowę -moje ręce nie mogły objąć rękojeści miecza ! Pomimo togo odnalazłem honor w tym wspaniałym mieczu. W tym momencie przestałem dygotać z zimna, w zamian odczuwając ciepło. A kiedy rozejrzałem się ponownie zobaczyłem, że tam gdzie spadły moje łzy, teraz wyrósł kwiat o tak pięknym zapachu i kolorze, że pojąłem iż był to kwiat nadziei.

Zszedłem z góry dzierżąc w ręku wielki miecz; ten dzień został zapisany w historii ludu Hindu jako Straszny Dzień Ramy. Chłopiec poszedł na górę, lecz wrócił mężczyzna. Teraz nie byłem już słaby, byłem Ram w całym tego słowa znaczeniu. Byłem młodzieńcem ze straszliwym światłem wokół mnie i mieczem większym niż ja sam. Czasami myślę, że nie bardzo wtedy rozumiałem to co mi się przytrafiło, ponieważ nigdy naprawdę nie zadałem sobie pytania, dlaczego ten cudowny miecz mógł być tak lekki, że mogłem go nieść, a zarazem tak wielki, że dziewięć rak wspólnie nie mogło objąć jego rękojeści.

Powróciłem z góry do miasta Onai. Na polach przed miastem spostrzegłem starą kobietę, która zatrzymała się i przysłaniając oczy ręka patrzyła na mnie życzliwie. Wkrótce wszyscy przerwali pracę. Woły stanęły. Osły zaryczały. Po chwili wszystko ucichło. Gdy ludzie dostrzegli wyraz mej twarzy musieli być głęboko poruszeni, bo każdy natychmiast podniósł ubogie narzędzie i ruszył za mną do miasta .

Zburzyliśmy Onai, bo Atlantydzi napluli mi w twarz gdy zażądałem otwarcia spichlerzy ze zbożem by nakarmić mój lud. Zaskoczyliśmy ich z łatwością, gdyż nie umieli walczyć.

Otworzyłem spichlerze dla naszych biednych ludzi, po czym wymordowaliśmy Atlantydów i doszczętnie spaliliśmy Onai. Ani przez chwilą nie zastanawiałem się czy mogę tego dokonać, w tym momencie było mi wszystko jedno czy przeżyję, czy zginę, nie miałem nic do stracenia.

W czasie gdy masakra i pożar dobiegały końca, we mnie nadal tkwiła wielka gorycz, bo moja nienawiść nie została zaspokojona. Odłączyłem się od ludzi i ukryłem na wzgórzach, lecz podążali za mną -mino że odpędzałem ich lżąc, obrzucając kamieniami i opluwając.

"Ram, Ram, Ram, Ram," śpiewali niosąc swój sprzęt polowy i ziarno zawinięte

w płótno, pędząc owce i kozy przed sobą. Wrzeszczałem na ludzi aby pozostawili mnie samego i wrócili do domów; lecz oni nadal stali przy mnie bo nie mieli już domów! Ja byłem ich domem!

Wobec tego, że uparli się pójść za mną, gdziekolwiek pójdę, zgromadziłem wszystkie te "bezduszne" istoty różnego pochodzenia i one stały się moją armią, moim ludem. Doprawdy, byli wielkimi ludźmi. A żołnierzami? Z trudnością. Niemniej jednak, wtedy stanowili wielką armię Rama. .lej liczebność na początku wynosiła prawie dziesięć tysięcy.

Od tego czasu byłem skłonny zniszczyć tyranie, i zdobyć więcej szacunku dla koloru mojej skóry. Ludzie z oblężonych miast, ludzie biorący udział w walkach jakie prowadziliśmy i ludzie z ziem przez które przechodziliśmy po drodze, a także ci, którzy zostali uwolnieni w czasie naszego przemarszu; wszyscy oni powiększyli liczbę moich zwolenników... i tak powstała wielka legenda o Ramie i jego armii.

Przez następnych dziesięć lat byłem istotą popędliwą, barbarzyńcą, który pogardzał ludzką tyranią. Walczyłem w pełni przygotowany na śmierć. Nie bałem się umrzeć, podobnie jak wielu z moich ludzi -jednak chciałem umrzeć z honorem. Nigdy nie znałem lęku, znalem tylko nienawiść.

Kiedy dowodzisz szarżą i stoisz na czele nie mając nikogo obok siebie, musisz być szalony, wypełniony potężnym uczuciem zwanym nienawiścią. Tak więc, byłem prawdziwym widowiskiem prowokującym moich wrogów do zabicia mnie (gdyby zechcieli uczynić mi ten zaszczyt). Wybierałem najgodniejszych przeciwników na swoich zabójców. Ale wy wiecie, tam gdzie nie ma lęku, tam jest zwycięstwo. A zatem, stałem się wielkim zdobywcą. Przede mną nie istnieli zdobywcy, byli jedynie tyranii.

Ja stworzyłem wojnę. Byłem pierwszym znanym zdobywcą, jakiego poznał ten plan. Przez mój gniew i pragnienie nobilitacji, a także przez cześć dla tego co czułem, zacząłem stawać się tym, którego wy nazwalibyście wielką istotą. Czy wiecie kim jest bohater? No, ja na pewno nim byłem. Bohaterem, który ocala życie i kończy z niesprawiedliwością w życiu, nie rozumiejąc, że czyniąc to, zarazem tworzy zło. Chciałem walczyć przeciw wszystkim formom tyranii. l dokonałem tego tylko po to by samemu stać się przedmiotem mojej pogardy.

Byłem istotą nieświadomą, byłem głupcem, byłem błaznem. Podczas dziesięciu lat mojego przemarszu, wojowałem z niewinnymi, wycinałem i wypalałem swą drogę przez wiele lądów -dopóki nie zostałem przebity potężnym mieczem. Gdyby pozostawiono miecz w mym ciele, czułbym się lepiej, ale wyjęto go, by upewnić się, że umrę z upływu krwi.

Runąłem padając na twarz. Gdy leżałem na śnieżnobiałej marmurowej posadzce - która na pozór była doskonała - zauważyłem, że szkarłatna rzeka mojej krwi znalazła w niej pęknięcie.

Kiedy tak leżałem obserwując jak życie uchodzi z mej istoty, usłyszałem głos. Ten głos powiedział do mnie: "Wstań" i powtórzył "Wstań!"

Uniosłem głowę i wsparłem się na dłoniach. Potem podciągnąłem kolana. Kiedy już uniosłem swe ciało tak, by głowa była bardziej uniesiona, przyciągnąłem i ustawiłem lewą nogę. Wówczas, zebrałem wszystkie swe siły, wsparłem się na kolanie, przycisnąłem pięść do rany i ... wstałem.

Gdy tak stałem z krwią wypływającą mi z ust, wylewającą, się z rany i spływającą po nogach, moi wrogowie, którzy teraz upewnili się, że byłem nieśmiertelny, pierzchli. Moi żołnierze przystąpili do oblężenia miasta i spalili je doszczętnie.

Nigdy nie zapomną tego głosu, który kazał mi wstać, który nie pozwolił mi umrzeć. Przez następne lata poszukiwałem twarzy, do której mógłby należeć ten głos.

Kobiety, które towarzyszyły nam w marszach, zaopiekowały się mną. Doprawdy, było to najbardziej poniżające doświadczenie jakie przeżyłem, ponieważ one rozkazywały mi i widziały moją nagość. Sam nie byłem w stanie oddać moczu czy kału, wszystko musiałem robić w ich obecności. I musiałem znosić śmierdzące maści sporządzane z tłuszczu sępów, które przykładały mi na piersi (jestem pewien, że ten tłuszcz sępów nie był przykładany w celu uzdrowienia ale by ten ohydny odór podtrzymywał we mnie życie).

W czasie leczenia wiele z mojej próżności i nienawiści zostało zastąpione chęcią przeżycia.

Kiedy powracałem do zdrowia z odniesionych śmiertelnych ran, nie mogłem nic robić, zacząłem więc analizować w myślach wszystko, co mnie otaczało. Pewnego dnia obserwowałem starą kobietę odchodzącą z tego planu, przyciskającą do piersi bardzo prostą odzież, którą uszyła dla swego dawno zmarłego syna. Patrzyłem jak ona zaczyna się kurczyć w świetle południowego słońca, otwiera usta z wyrazem zdumienia , a oczy stają się zimne, nieruchome, nie reagujące na słoneczne światło. Wszystko było w bezruchu, poruszał się tylko wiatr i jej stare włosy.

Myślałem o wielkiej mądrości tej kobiety i jej syna którzy teraz oboje już umarli. Wówczas ponownie spojrzałem na słońce, które nigdy nie umiera. To było to samo słońce, które stara kobieta widziała przez szparę w suficie swej nory, kiedy otwierała oczy będąc niemowlęciem. . . i było ono ostatnią rzeczą jaką widziała gdy umarła.

Spojrzałem znów na słońce. Wiecie, ono nie było świadome jej śmierci. Obserwowałem także jak moi ludzie grzebali starą kobietę pod wysoką topolą nad rzeką.

Kiedy słońce zachodziło tego wieczoru, przekląłem je. Przyglądałem się jak zasiadało na opończy góry, niby wielki płomienny klejnot. Patrzyłem na purpurowe góry i dolinę, i widziałem jak promienie słonecznego światła złocąc je nadają im iluzoryczne piękno. Widziałem chmury, ich błękitny kolor stawał się intensywny z odcieniem szkarłatu, ognisty jak róża i różowy.

Obserwowałem grę wielkiego światła zachodzącego za góry, które teraz wynurzały się na horyzoncie jak ostre zęby. Gdy ostatnie promienie pięknego słońca ustąpiły miejsca nadchodzącej nocy, usłyszałem krzyk nocnego ptaka nad sobą, spojrzałem na niebo i zobaczyłem blady księżyc wschodzący na tle ciemniejącego nieba. Powiał lekki wiatr, dmuchał mi we włosy i osuszał moje łzy, i czułem straszną chorobę powstałą we mnie.

Zrozumcie, ja byłem wielkim wojownikiem. Mieczem w jednej chwili mogłem rozpłatać człowieka na dwoje. Ścinałem głowy, rąbałem i masakrowałem. Wąchałem krew i paliłem ludzi. Lecz dlaczego robiłem to wszystko? Przecież słońce i tak zaszłoby w swym majestacie. Przecież i tak krzyczałby nocny ptak. Przecież i tak księżyc będzie nadal wschodził.

Wtedy zacząłem zastanawiać się nad Nieznanym Bogiem. Jedyną rzeczą jakiej naprawdę pragnąłem to zrozumieć tę niewidzialna, esencję wzbudzającą zachwyt, tak tajemniczą, tak odległą człowiekowi. A kim był człowiek? Dlaczego nie był potężniejszy od słońca? Dlaczego właśnie człowiek -w całej gromadzie istot tego planu, tworzący siłę -był pozornie najbardziej podatny na ciosy, ze wszystkich stworzeń? Jeżeli człowiek był tak ważny jak mówili moi ludzie, dlaczego nie był on na tyle godny uwagi że gdy zmarł, słońce nie zatrzymało się aby pogrążyć się w smutku? Czemu księżyc nie stał się purpurowy, albo ptaki nie przestały fruwać? Widocznie człowiek nie wiele znaczył, jeśli wszystko pozostawało takie samo w momencie jego śmierci. Tego wszystkiego chciałem się dowiedzieć.

Nie miałem nauczyciela, który uczyłby mnie o tym nieznanym Bogu, bo nie ufałem nikomu. Przeżyłem i straciłem bardzo dużo przez ludzką niegodziwość. Widziałem człowieka gardzącego innymi ludźmi i myślącego, że oni są pozbawieni duszy. Widziałem niewinnych z rozprutymi brzuchami i wypalonych ogniem. Widziałem nagie dzieci na targach niewolników, oglądane przez zboczonych duchowo, którzy wyrywali owłosienie młodzieńcom by wyglądali jak dzieci kiedy będą gwałceni. Widziałem kapłanów i proroków popychanych przez swą nienawiść do ludzi, kreatury powodujące wielkie cierpienia i tak wynaturzone, że chciały rządzić i zniewalać ludzi przy pomocy ich religijnych reguł.

Nikt z żyjących nie mógł być moim nauczycielem, ponieważ ludzie żyjący mieli zmieniony umysł zebrali to, co było czyste i niewinne i wypaczyli przez ich własne, ograniczone rozumowanie. Tak wiec, nie chciałem mieć nic wspólnego z bogiem stworzonym przez ludzki rozum, bo jeśli człowiek stworzył boga, to bóg był omylny.

To różne postacie życia były tymi, które uczyły mnie o Nieznanym Bogu. Ja uczyłem się od dni. Uczyłem się od nocy. Uczyłem się od delikatnego, nieznanego życia, które było obfite nawet podczas zniszczeń i wojny.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin