Mojej Babci,
Florence May Kiernan
1.
Nawet brak więźniów nie sprowadza ciszy. Ich krzyki żyją w murach niczym duchy, odzywając się echem pomiędzy odgłosami kroków. Wystarczy zejść do trzewi zamku, poniżej koszar i Komnaty Zwierzeń, by usłyszeć je pośród panującej tam ciszy.
Kiedy strażnicy przyprowadzili mnie tu po raz pierwszy, zapytałam, jakimi uczynkami więźniowie zasłużyli na karę, która zmusiła ich do podobnych krzyków. Jeden ze strażników, Dorin, spojrzał na mnie tylko i zacisnął wargi aż pobielały, a potem przyspieszył kroku, by szybciej pokonać drogę do Komnaty Zwierzeń. Pamiętam, że poczułam wówczas dreszcz strachu na myśl o czynach, które były zbyt przerażające nawet dla silnego, milczącego strażnika. Obiecałam sobie, że poznam mroczną, ukrytą głęboko pod ziemią tajemnicę. Miałam wtedy trzynaście żniw i byłam beznadziejnie, ślepo naiwna.
* * *
Kiedy przed wieloma miesiącami przybyłam do zamku, jego przepych i piękno wzbudziły we mnie zachwyt. Kamiennych pałacowych posadzek nie pokrywa sitowie ani słoma z dodatkiem słodko pachnącej lawendy i bazylii. Zamiast tego pokryto je, tkanymi specjalnie dla królowej, dywanami, chodnikami i kobiercami, które tłumią odgłos kroków.
Mury zamku, pod bogatymi gobelinami w barwach czerwieni i błękitu, wykonane są z szarego kamienia z plamkami lśniącej miki. Kandelabry ze zwierzęcych poroży są złocone, a stosy aksamitnych poduszek z frędzlami utrzymywane w nienagannym porządku. Wszystko tutaj jest uporządkowane, nieskazitelne i idealnie piękne. Cięte róże w kryształowych wazonach mają identyczną wysokość i kolor, a każdy bukiet zaaranżowany jest dokładnie tak samo. W zamku nie ma miejsca dla niczego, co nie byłoby doskonałe.
Moi strażnicy idą sztywno wyprostowani i przezornie zachowują dystans. Gdybym podniosła rękę by dotknąć któregoś z nich, zareagowaliby przerażeniem. Gdybym się potknęła lub zemdlała, gdyby instynktownie spróbowali mnie podtrzymać, podpisaliby tym samym na siebie wyrok śmierci. Nagrodą za chęć pomocy byłoby dla nich natychmiastowe poderżniecie gardła. Kontakt z moją trującą skórą oznaczałby powolne konanie i każdy zatruty mógłby mówić o szczęściu, gdyby poderżnięto mu gardło.
Tyrek nie miał szczęścia.
W Komnacie Zwierzeń moi strażnicy zajmują pozycje u drzwi. Konsyliarz królowej, Rulf, ruchem głowy ...
renfri73