Padura Leonardo MC_02 Wichura w Hawanie A5.pdf

(1754 KB) Pobierz
Leonardo Padura
Wichura w Hawanie
Cykl: Mario Conde Tom 2
Przekład Danuta Rycerz
Tytuł oryginału Vientos de cuaresma
Rok pierwszego wydania: 1994
Rok pierwszego wydania polskiego: 2009
Posępny porucznik Mario Conde, nie stroniący od cygar i
alkoholu, wyjaśnia zagadkę zabójstwa młodziutkiej nauczycielki
chemii z hawańskiego liceum. Okrutne morderstwo nie ma
podłoża rabunkowego, dziewczyna wydaje się mieć nienaganny
Życiorys i zaplecze finansowo partyjne ze strony wysoko
postawionego ojczyma. Kolejne poszlaki nie dają jednak
jednoznacznych odpowiedzi na stawiane pytania, co gorsza
odkrywają coraz mniej wiarygodną prawdę.
Akcja rozgrywa się w zniszczonej rewolucją Hawanie, gdzie w
prowadzeniu
śledztwa
przeszkadza
niestandardowo
postępującemu porucznikowi tropikalna wichura oraz zauroczenie
seksowną panią inżynier grającą na saksofonie. Związek z Kariną
okaże się wprawdzie niemożliwy, ale dostarczy pikantnych
opisów scen erotycznych.
-2-
Dla Palomy i Paco Taibo II.
I raz jeszcze, jak zawsze, dla ciebie, Lucia
-3-
Wiosna 1989
On jest tym, który zna tajemnicę i świadectwo.
Koran
Była Środa Popielcowa. Z regularnością, właściwą zjawiskom
ponadczasowym, suchy i duszący wiatr, pewnie wysłany wprost z
pustyni, żeby przypominać o ofierze Mesjasza, wtargnął do
dzielnicy miasta i zawirował wśród nieczystości i niepokojów.
Leżący na ulicach piasek i zadawnione urazy pomieszały się z
obsesjami, strachem i stosami śmieci zalegającymi metalowe
zbiorniki, ostatnie suche zimowe liście fruwały wśród martwych
zapachów garbarni, znikły gdzieś wiosenne ptaki, jakby
przeczuwały trzęsienie ziemi.
Popołudnie zmarszczyło się pod chmurą kurzu, oddychanie
stało się trudne i bolesne.
Mario Conde stał w drzwiach i obserwował skutki huraganowej
wichury: opustoszałe ulice, pozamykane drzwi, połamane drzewa,
dzielnica wyglądała na zniszczoną przez jakąś okrutną i skuteczną
wojnę. Przyszło mu na myśl, że za zamkniętymi drzwiami mogą
szaleć huragany namiętności równie niszczycielskie jak uliczny
wiatr. Wtedy poczuł, że zaczyna w nim narastać fala
niezaspokojonych pragnień i melancholii, która wzmaga się pod
wpływem ciepłej bryzy. Rozpiął koszulę i wyszedł na chodnik.
Wiedział, że jałowe czekanie na zbliżającą się noc i suchość w
gardle mogły być dziełem jakiejś siły wyższej, zdolnej do
kształtowania jego losu zawieszonego gdzieś między
wysychającym gardłem a trudną do zniesienia samotnością. Z
twarzą zwróconą w kierunku wiatru i obsypaną piaskiem, który
drażnił skórę, utwierdził się w przekonaniu, że jakieś zło musi
-4-
tkwić w tej wichurze Armagedonu szalejącej co roku na wiosnę,
żeby przypominać zwykłym śmiertelnikom, że tam, w
Jerozolimie, Syn Człowieczy padł ofiarą najbardziej
dramatycznego holocaustu.
Wziął głęboki oddech i poczuł, jak ciężar pyłu i duchoty spada
mu na płuca, a kiedy uznał, że dosyć się nacierpiał z powodu
Męki Pańskiej, wrócił, by schronić się w drzwiach swego domu, i
zdecydował się zdjąć koszulę. Suchość w gardle była coraz
większa, a poczucie osamotnienia słabło i coraz trudniej było
umiejscowić je w jakimkolwiek zakamarku ciała. Wędrowało
nieustannie, jakby razem z obiegiem krwi. „Jesteś, skurwielu,
skłonny do wspomnień” - mówił mu zawsze przyjaciel Carlos
Chudzielec, a przecież to było nieuniknione, że Wielki Post i
samotność skłaniały go do wspominania. Wichura wprawiała w
ruch ciemny piasek i strzępy pamięci, suche liście jego wygasłych
uczuć i gorzką woń grzechów, przy czym wszystko unosiło się w
powietrzu z większą bezwzględnością niż ta, która daje się we
znaki człowiekowi pozostającemu przez czterdzieści dni bez
wody na pustyni. Mam w nosie tę całą wichurę, powiedział wtedy
do siebie i przyszło mu na myśl, że nie powinien dłużej
rozpamiętywać swoich smutków, bo przecież zna skuteczne
antidotum: butelka rumu i kobieta - im większa kurwa, tym lepiej
- to natychmiastowe i doskonałe lekarstwo na mistyczną i
wszechogarniającą depresję.
Jeżeli chodzi o rum, sprawa była do załatwienia, nawet w
granicach legalności, pomyślał. Gorzej rzecz się miała z kobietą,
którą poznał przed trzema dniami i która zburzyła mu wewnętrzny
spokój, splatając nadzieję z frustracją. Wszystko zaczęło się w
niedzielę po zjedzeniu obiadu w domu u Chudzielca, który teraz
już nie był chudy, i po tym jak doszli do wniosku, że Josefina
musi mieć konszachty z diabłem. Tylko ten drań, który nosi
wywodzące się z piekła przezwisko, może prowokować do
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin