czarna kompania 7 - ponure lata_kr33.doc

(1474 KB) Pobierz
czarna kompania 7 - ponure lata

 

Glen Cook

 

Ponure lata

 

 

 

 

 

Czarna kompania

Tom VII

 

 

Przekład:

Grażyna Sudoł

 


Dla Trish i Kim - bezcennych przyjaciół od ponad dziesięciu lat.

 

 

Nieustanne podmuchy wiatru omiatają równinę. Szum niesie się poprzez szare połacie rozciągające się od horyzontu po horyzont. Wiatr zawodzi wokół potrzaskanych czarnych kolumn niczym chór duchów. Przychodzi z oddali, targając liście i unosząc tumany kurzu. Wichrzy włosy zmumifikowanego nieboszczyka, który spoczywa spokojnie od pokoleń. Psotny poryw rzuca liść w usta trupa otwarte w niemym krzyku, po czym porywa go dalej. Wiatr niesie ze sobą tchnienie zimy.

Błyskawica przeskoczyła z jednej hebanowoczarnej kolumny na drugą niczym dziecko grające w berka i przez jedną chwilę widmowa równina nabrała barwy.

Kolumny mogłyby się wydawać pozostałościami zburzonego miasta. Tak jednak nie jest. Jest ich zbyt wiele, a ich rozmieszczenie nazbyt przypadkowe. Żadna z nich także nie upadła, chociaż większość głęboko nadgryzł wygłodzony wiatr.

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

...szczątki...

...jedynie poczerniałe szczątki, rozsypujące się pomiędzy moimi palcami.

Pożółkłe rogi stron, na których widnieje parę słów spisanych niewprawną dłonią. Wyrwane z dawno zapomnianego kontekstu.

To wszystko, co pozostało z dwóch tomów Kronik. Tysiące godzin pracy. Cztery lata historii. Przepadły na zawsze.

A może nie?

Nie chcę wracać. Nie chcę na nowo przeżywać tego koszmaru. Nie chcę na nowo odczuwać tego bólu. Zbyt wiele go, aby wytrzymać tu i teraz. Jakkolwiek nie ma sposobu, aby się wydobyć z całego tamtego okropieństwa. Umysł i serce po bezpiecznym wydostaniu się na drugi brzeg odmówiły po prostu ogarnięcia ogromu tej podróży.

Poza tym nie ma na to czasu. Toczy się wojna.

Zawsze toczy się jakaś wojna.

Wujek Doj chce czegoś. Równie dobrze mogę przerwać w tym miejscu. Łzy sprawiają, że atrament spływa ze stronic.

Chce, żebym wypił jakiś dziwny napój.

Szczątki...

Wszędzie wokół okruchy mojej pracy, mego życia, mojej miłości i mojego bólu - porozrzucane w tych ponurych latach...

A w ciemności widać tylko skorupy czasu.


ROZDZIAŁ 2

 

Hej tam! Witajcie w mieście śmierci. Nie zwracajcie uwagi na tych gapiów. Duchy nie widują wielu obcych, a przynajmniej niewielu przyjaznych obcych. Macie rację. Naprawdę wyglądają na głodnych. Tak to bywa podczas oblężenia.

Staraj się nie wyglądać za bardzo jak pieczone jagnię.

Myślisz, że to żart? Trzymaj się z daleka od Nara.

Witajcie w Dejagore - tak Taglianie nazywają to przeklęte miejsce. Maleńcy, brązowi mieszkańcy Krainy Cienia, których ograbiła Czarna Kompania, nazywają je Stormgard. Ludzie, którzy obecnie tu żyją, zawsze nazywali to miejsce Jaicur - nawet w czasach, kiedy było to przestępstwem. Nikt nie wie, jaką nazwę nadali mu Nyueng Bao i nikogo to nie obchodzi. Nic nie mówią i nie są tematem tych rozważań.

Oto jeden z nich. Ten wychudzony gałgan z twarzą jak trupia czaszka. Każdy tutaj ma brązowy odcień skóry, ale ich jest inny. Szarawy, prawie trupi. Nie pomylisz Nyueng Bao z nikim innym.

Ich oczy są jak wypolerowany węgiel, którego ogień nigdy nie obdarzy cię ciepłem.

Ten hałas?

Brzmi, jakby Mogaba, Narowie i Pierwszy Legion znowu wyrzucali Cieniarzy. Każdej nocy kilku dostaje się do środka. Są jak polne myszy. Nie można się ich nigdy całkowicie pozbyć.

Ukrywają się, od kiedy Kompania zajęła miasto, i codziennie paru się znajduje.

Jak ci się podoba ten zapach? Zanim Cieniarze zaczęli grzebać ciała, było znacznie gorzej. Być może łopata była dla nich zbyt skomplikowanym narzędziem.

Te długie hałdy wychodzące z miasta jak słoneczne promienie kryją ciała upchane jak drewno na opał. Czasami nie zagrzebują tego truchła wystarczająco głęboko i gazy rozsadzają usypiska. Na ogół w momencie, kiedy masz nadzieję, że wiatr je rozwieje.

Widzisz te ciągle nie zapełnione rowy, które kopią? To przejaw pozytywnego myślenia. Mnóstwo gleby potrzeba na rampy.

Najgorsze są słonie. Wieki mijają, zanim zgniją. Raz próbowali je spalić, ale tylko zirytowali myszołowy. Tak więc tam, gdzie tylko mogą, zaciągają ciała i robią z nich część swoich ramp.

Kto? Ten paskudny mały facet w jeszcze paskudniejszym kapeluszu? To Jednooki. Musisz na niego uważać.

Dlaczego Jednooki? Z powodu klapki na oku. Dobre, co?

Ten drugi karzeł to Goblin. Na niego także powinieneś uważać. Nie? No cóż, lepiej schodź im z drogi. Cały czas, zwłaszcza kiedy się kłócą, a już szczególnie kiedy piją. Jako czarodzieje nie wymyślą prochu, ale i tak mają do pokazania więcej, niż mógłbyś znieść.

Mimo że tacy niepozorni, to oni właśnie są główną przyczyną, dla której Cieniarze musieli się stąd wynieść, pozostawiając bandom Taglian i Czarnej Kompanii tarzanie się w luksusach tego miasta.

A teraz uważajcie. Goblin to ten biały. W porządku, masz rację, od dawna zalega ze swą coroczną kąpielą. Goblin to ten, który wygląda jak ropucha. Jednooki to ten w kapeluszu i z klapką na oku.

Ci faceci w tunikach, które dawno dawno temu były białe, to tagliańscy żołnierze. Codziennie każdy z nich zadaje sobie pytanie, co za cholernie głupi kaprys kazał im się zaciągnąć do legionów.

Wieśniacy odziani w kolorowe płachty i sprawiający wrażenie nieszczęśliwych to miejscowi. Jaicuri.

To zabawne. Kiedy Kompania wraz z legionami runęła z północy i zaskoczyła Cień Burzy, przyjęli nowo przybyłych jak oswobodzicieli. Usłali ulice płatkami róż i swoimi ukochanymi córkami.

A teraz jedyną przyczyną, dla której nie pakują swoim wyzwolicielom noża w plecy jest to, że alternatywa jest jeszcze gorsza. Teraz jest w nich wystarczająco dużo życia, aby mogli głodować i być wykorzystywani.

Wirujący Cień nie słynie z uprzejmości i całowania dziatek w czółko.

Te dzieciaki tutaj? Te niemal szczęśliwe i tłuste łobuziaki? Nyueng Bao. Wszystkie to Nyueng Bao.

Po przybyciu Władców Cienia Jaicuri prawie przestali płodzić dzieci. Większość z tych niewielu, które się urodziły, nie przeżyła ciężkich czasów, a garstka, która jeszcze dycha, chroniona jest niczym najcenniejszy skarb. Nie można zobaczyć, jak biegają nago po ulicach, piszczą i kompletnie nie zwracają uwagi na obcych.

Kim są Nyueng Bao? Nigdy o nich nie słyszałeś?

To dobre pytanie. Tyle że trudno na nie odpowiedzieć.

Nyueng Bao rozmawiają z obcymi tylko przez swojego Mówcę, ale mówi się, że są religijnymi pielgrzymami, którzy w drodze do kraju swych przodków wpadli w pułapkę, prowadzeni przez swego hadżiego. Tagliańscy żołnierze twierdzą, że pochodzą oni z bagiennej delty wielkiej rzeki na zachód od Taglios. Stanowią prymitywną mniejszość znienawidzoną przez większość wyznawców Gunni, Vehdna i Shadar.

Cała ludność Nyueng Bao odbywa pielgrzymkę. I wszyscy oni wpadli w to całe gówno w Dejagore.

Teraz muszą popracować nad swoją synchronizacją w czasie lub też udoskonalić umiejętności łagodzenia gniewu swoich bogów.

Czarna Kompania dobiła targu z Nyueng Bao. Przez pół godziny Goblin trajkotał z ich Mówcą i dogadali się. Nyueng Bao nie będą zwracali uwagi na obecność Czarnej Kompanii i Taglian, za których Kompania odpowiada, a w zamian za to ich obecność także będzie ignorowana.

Udaje się. W większości wypadków.

Nie chciałbyś ich zdenerwować. Nikomu nie pozwalają z siebie żartować.

Oni nigdy nie zaczynają. Są tylko, jak twierdzą Taglianie, tacy cholernie uparci, kiedy każe im się coś zrobić.

Wygląda na to, że był tutaj w robocie sposób rozumowania Jednookiego.

Po prostu kopnij te wrony. Są coraz bardziej bezczelne! Wydaje im się, że są u siebie... Hej! Łap ją! Nie są najlepsze w smaku, ale zawsze to lepsze niż nic.

Cholera. Zmiatamy stąd. Zaczyna się. Kierujcie się w stronę cytadeli. Stamtąd jest najlepszy widok.


ROZDZIAŁ 3

 

Tamci faceci? Są z Kompanii. Nigdy byś nie zgadł, co? Ci biali na dole? Ten z kołtunem na łbie to Wielki Kubeł. Zrobił się z niego niezły sierżant. Jest na to wystarczająco szalony. Koło niego stoją Otto i Hagop. Są w Kompanii dłużej niż ktokolwiek inny, z wyjątkiem Goblina i Jednookiego. Ci dwaj są ze Starą Gwardią od wieków. Jednooki ma już pewnie ze dwieście lat.

Ta banda to także Kompania. Migają się od roboty. Ten stary suchotnik to Astmatyk. Nie jest z nim najlepiej. Nikt nie wie, w jaki sposób przetrwał tę wielką bijatykę. Mówią, że rozwalał łby najtęższym z nich.

Dwaj czarni to Świrus i Czubek. Nie pytajcie, dlaczego tak się nazywają. Są w porządku. Wyglądają jak dwie wypolerowane, hebanowe figurki, prawda?

Nie myślcie, że te imiona pojawiły się przypadkiem. Ciężko sobie na nie zapracowali. Co prawda zazwyczaj wymyśla je Jednooki. Tak, zapewne mają jakieś prawdziwe imiona, ale tak długo używają przydomków, że sami mieliby kłopoty, żeby je sobie przypomnieć.

Przede wszystkim zapamiętajcie Goblina i Jednookiego i nie wchodźcie im w drogę. Nie umieją oprzeć się pokusie.

A oto Ulica Lśniąca Kroplami Rosy. Nikt nie wie, skąd ta nazwa. Można sobie język połamać, co? Powinniście usłyszeć, jak to brzmi w Jaicuri. Nikt tego nie wymówi. Tędy właśnie nadeszła Kompania, aby przechwycić wieżę. Może powinni raczej przemianować ją na Ulicę Potoków Płynącej Krwi.

Tak, Kompania zaatakowała tutaj w samym środku nocy, mordując wszystko, co się ruszało; wpadli tu, zanim ktokolwiek się zorientował, co się dzieje. Z pomocą Zmiennokształtnego wdarli się do wieży niczym huragan i tam pomogli mu wykończyć Cieniarzy, zanim sami go wykończyli.

Mieli do niego żal jeszcze z dawnych czasów, kiedy to Zmienny, pomagając Duszołap zdusić rebelię w mieście, zamordował brata Jednookiego, Tam-Tama. Kompania była wtedy na służbie Syndyka Berylu. Konował, Jednooki, Goblin, Otto i Hagop są jedynimi, którzy pozostali z tamtych czasów. Do diabła, nie ma już Konowała. Nierób i wielbiciel historii został pogrzebany w jednym z tych kopców i użyźnia równinę. Mogaba jest teraz Starym. Przynajmniej uważa się za kogoś w tym rodzaju.

Ci, którzy ją stworzyli, przychodzą i odchodzą, ale Kompania jest wieczna. Każdy z braci, duży czy mały, jest tylko drobnym kąskiem, którego nie pochwyciła jeszcze zachłanna paszcza czasu.

Te czarne potwory pilnujące bramy to Narowie. Są z Czarną Kompanią od wieków. Straszliwe bestie, co? Mogaba z całym stadem swoich kolesiów dołączył do Kompanii w Gea-Xle. Stara Gwardia nie przepadała za nimi.

Gdybyś zmieszał tę całą hałastrę i wycisnął ich jak cytrynę, to nie wydusiłbyś z nich ani kropli poczucia humoru.

Było ich o wiele więcej niż teraz, ale nie przestają mordować się nawzajem. Są kompletnie szurnięci. Cała banda. Dla nich Kompania to świętość. Tyle że ich Kompania nie jest Czarną Kompanią Starej Gwardii. Z każdą chwilą staje się to coraz bardziej widoczne.

Wszyscy Narowie mają ponad sześć stóp wzrostu. Wszyscy biegają jak wiatr i skaczą jak gazele. Na poszukiwania Khatovaru Mogaba wybrał tylko najbardziej krzepkich i walecznych. Wszyscy Narowie są szybcy niczym koty i silni jak goryle. Wszyscy posługują się swoją bronią, jakby się z nią urodzili.

A reszta? Ci, którzy sami siebie nazywają Starą Gwardią? Tak, to prawda. Kompania to coś więcej niż zwykłe zajęcie. Gdyby sprzedawała miecze każdemu, kto zapłaci, nie byłoby jej w tej części świata. Jest mnóstwo takiej roboty na północy. Na świecie nigdy nie brakuje bogaczy, którzy mają ochotę obić swoich podwładnych czy sąsiadów.

Dla tych, którzy do niej należą, Kompania jest rodziną. Jest domem. Kompania to państwo wyrzutków, samotnych i zbuntowanych przeciwko całemu światu.

Teraz próbuje dopełnić cykl swojego żywota. Poszukuje miejsca swoich narodzin, legendarnego Khatovaru. Wygląda jednak na to, że cały świat się sprzysiągł, aby Khatovar pozostał nieosiągalny niczym wieczna dziewica ukryta za zasłoną mroku.

Kompania jest domem, to jasne, ale jedynie Konował połknął ten przeklęty haczyk i nigdy nie spadły mu łuski z oczu. Dla niego Czarna Kompania była tajemnym kultem, chociaż nigdy nie zaszedł tak daleko jak Mogaba i nie uczynił jej świętym powołaniem.

Patrz, gdzie idziesz. Ciągle jeszcze nie uprzątnęli bałaganu po ostatnim ataku. Czuć to zresztą. Jaicuri już nie pomagają. Może to brak obywatelskiej dumy.

Nyueng Bao? Są tutaj. Nie wchodzą w drogę. Wydaje im się, że mogą pozostać neutralni. Jeszcze się nauczą. Cieniarze przekonają ich, że na tym świecie nikt nie może być neutralny. Możesz jedynie wybrać sobie kłopoty, w które chcesz się wpakować.

Brak kondycji? Przywykniesz. Parę tygodni biegania tam i z powrotem, śledzenia Cieniarzy i popychanki na bandyckich wypadach Mogaby uczyni cię ostrym jak miecz Nyueng Bao.

Myślałeś, że oblężenie polega na leżeniu, byczeniu się i czekaniu aż ten gość stamtąd wyjdzie?

Człowieku, to szaleniec z pianą na ustach.

I nie tylko szaleniec. Jest czarownikiem. To poważny gracz, chociaż nie pokazał jeszcze wiele. Zanim Stary dał się wykończyć w tym bajzlu, w wyniku którego wszyscy zostali tu uwięzieni, poważnie zranił Wirującego. Stary diabeł nie może przyjść do siebie od tamtej pory. Biedaczek.

To jest to. Szczyt wieży. Widać stąd całe to cuchnące miasteczko rozłożone na jednej z piaszczystych połaci, które Pani tak zawsze lubiła.

O tak. Te pogłoski też tu dotarły. Zaczęli z jakimiś jeńcami Cieniarzy. Może to była Kina na północy. Nie wiem. Ale nie mogła to być Pani. Akurat wtedy zginęła i widziało to pięćdziesięciu ludzi. Połowa z nich także zginęła, próbując ją ratować.

Co ty wygadujesz? Nie można być tego pewnym? Ilu naocznych świadków potrzebujesz? Ona nie żyje. Stary nie żyje. Nie żyją wszyscy, którzy nie dostali się do środka, zanim Mogaba zamknął bramy.

Cały ten motłoch nie żyje. Wszyscy z wyjątkiem tych tutaj. A i oni wpadli między szaleńców. Pytanie tylko, kto jest bardziej szalony - Mogaba czy Wirujący.

Widzisz to wszystko? To jest to. Dejagore znosi oblężenie Władców Cienia. Niezbyt imponujące, co? Lecz każdy kawałek tej wypalonej powierzchni to pamiątka zawziętych negocjacji z Cieniarzami. Dom po domu.

W Dejagore łatwo wybuchają pożary.

Lecz czyż piekło nie powinno być gorące?


ROZDZIAŁ 4

 

...kim jestem, w razie gdyby moja pisanina przetrwała, choć marne są tego szanse. Jestem Murgen, Chorąży Czarnej Kompanii, ale teraz, zamiast sztandaru, noszę jedynie wstyd, ponieważ utraciłem go w czasie bitwy. Przechowuję też nieoficjalnie Kroniki, bo Konował nie żyje, Jednooki ich nie chce, a nikt inny nie umie pisać ani czytać. Konował wyszkolił mnie na swego zastępcę i robiłbym to nawet bez oficjalnego nakazu.

Będę twoim przewodnikiem przez tych parę miesięcy, tygodni, dni, czy ile tam zajmie Cieniarzom doprowadzenie naszej kłopotliwej sytuacji do nieuniknionego końca.

Nikt nie opuści tych murów. Ich jest za dużo, a nas za mało. Jedyną naszą przewagę stanowi to, iż nasz dowódca jest równie szalony jak ich. To sprawia, że jesteśmy nieprzewidywalni, aczkolwiek nie daje wielkiej nadziei.

Mogaba nie podda się, dopóki będzie zdolny trzymać się czegoś jedną ręką, a drugą rzucać kamieniami.

Spodziewam się, że mroczny wicher porwie moje zapiski i żadne oko nigdy ich nie ujrzy lub też posłużą Wirującemu za podpałkę do stosu pod ostatnim zamordowanym po zdobyciu Dejagore.

Tak czy inaczej, bracie, zaczynamy. Oto Księga Murgena, ostatnia z Kronik Czarnej Kompanii.

Niech płynie długa opowieść.

* * *

Zagubiony i przerażony umrę w świecie tak obcym, że nie pojmuję z niego ani jednej dziesiątej, choćbym starał się z całej duszy. Jest taki stary.

Wszędzie odczuwa się ciężar czasu Dwa tysiące lat tradycji podpiera niewiarygodne absurdy uważane za zupełnie naturalne Kilkanaście ras, kultur i religii tworzy mieszankę, która powinna wybuchnąć, ale istnieje już tak długo, że wszelkie konflikty są jedynie drobnymi zmarszczkami na prastarym ciele, zbyt umęczonym, aby zwracać na nie uwagę.

Jedynym wielkim księstwem jest Taglios. Są ich jeszcze dziesiątki, w większości w Krainie Cienia, a wszystkie podobne do siebie.

Większość ludności stanowią Gunni, Shadar i Vehdna. Nazwy te definiują jednocześnie religię, rasę i kulturę. Najwięcej jest Gunni. Ich świątynie, z oszałamiająco szerokim panteonem, są tak liczne, że gdziekolwiek spojrzysz, trafiasz na jakąś wzrokiem.

Z wyglądu Gunni są mali i ciemni, ale nie tak czarni jak Narowie. Ich mężczyźni noszą szaty na podobieństwo togi, zależnie od pogody. Jasne kolory określają kastę, wyznanie i zawód. Kobiety także ubierają się jaskrawo, ale ich ubrania składają się z kilku warstw materii, którą się owijają. Niezamężne zasłaniają twarze, chociaż małżeństwa zawierane są bardzo wcześnie. Biżuteria, którą noszą na sobie, stanowi ich posag. Przed wyjściem z domu rysują na czole znak określający kastę, wyznanie i zawód zarówno swego męża, jak i ojca. Nigdy nie uda mi się rozszyfrować tych hieroglifów.

Shadarowie są jaśniejsi. Wyglądają jak bardzo opaleni biali z północy. Są wysocy i zazwyczaj mierzą ponad sześć stóp. Nie golą ani nie wyskubują swoich bród, w przeciwieństwie do Gunni. Niektóre sekty nigdy nie obcinają włosów. Kąpiel nie jest zabroniona, ale bardzo rzadko nią grzeszą. Wszyscy Shadarowie ubierają się na szaro i noszą turbany określające ich pozycję. Jedzą mięso, a Gunni nie. Nigdy nie widziałem ich kobiet. Być może znajdują swoje dzieci w kapuście.

Yehdna są najmniej liczni spośród tagliańskich grup etnicznych. Mają taką samą karnację jak Shadarowie, ale są mniejsi i nie tak mocno zbudowani. Rysy ich twarzy są surowe. Nie posiadają żadnej ze spartańskich cnót Shadarów. Ich religia zabrania niemal wszystkiego, ale dość często łamią uświęcone zasady. Lubią kolorowe ubiory, choć nie tak jaskrawe jak Gunni. Noszą pantalony i prawdziwe buty. Nawet najubożsi okrywają swoje ciała i noszą coś na głowach. Niskie kasty ubierają się tylko w przepaski na biodra...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin