Rozwadowski J. My a Ruś i Litwa (1917).pdf

(755 KB) Pobierz
JAN
ROZWADOWSKI.
MY
A
RUŚ
I
LITWA
KRAKÓW
NAKŁAD
KSIĘGARNI
J.
CZERNECKIEGO
Niewiadomo,
jak
się
ułożą
po
wojnie
nasze
stosunki
prawno-państwowe
na
obszarach
Rusi
i
Litwy.
Niewiadomo,
czy
tam,
choćby
na
małej
przestrzeni,
będziemy
się
sami
rządzić,
czy
też
nas
będą
wszędzie
tylko
cierpieć.
Jedno
jest
pe­
wne,
że
jeszcze
długo
będziemy
żyć
obok
i
wśród
Rusinów
i
Litwinów
i
że
ta
nasza
spuścizna
ru-
sko-litewska,
odziedziczona
po
przodkach,
nie
jest
zanadto
wesoła.
Bo
stan
jest
taki,
że
na
ogrom­
nych
obszarach
siedzi
ludność
litewska
i
ruska,
przeważnie
wiejska,
a
wśród
niej
polska,
prze­
ważnie
właściciele
ziemscy
i
miejska
inteligencya.
I
teraz
zarówno
Polacy
jak
Rusini
i
Litwini
uwa­
żają
się
na
tych
ziemiach
za
tubylców,
uważają
ziemię
za
swoją
ściślejszą
ojczyznę
i
oczywi­
ście
słusznie.
Co
do
strony
litewskiej
i
ruskiej,
to
nie
potrzeba
tego
bliżej
wywodzić,
rzecz
jest
jasna.
Ale
i
co
do
Polaków
nie
może
być
wątpliwości.
Bo
jakież
inne
stanowisko
ma
zajmować,
jakież
inne
uczucia
ma
żywić
Polak,
który
tam
się
uro­
dził
i
wychował,
który
siedzi
od
pokoleń
na
tej
ziemi,
którego
ojców
i
pradziadów
prochy
w
niej
spoczywają?
Jakie?
2
To,
że
obie
strony
uważają
odnośny
kraj
za
swój,
toby
jeszcze
nic nie
było,
ale
bieda w
tein,
że
obie
strony'
przeważnie,
głośno
lub
po
cichu,
wyłączne
i
mówią
lub
myślą:
to
jest
tylko
nasz
kraj,
do
czego
dodają
albo:
więc
wy
tam
siedźcie
cicho,
bo
panami
jesteśmy
my,
albo
też:
więc
się
wynoście
wy,
którzy
nie
chcecie
się
przyznawać
do
naszej
narodowości.
Ale
oczywiście
nie
wszyscy
tak
myślą
i
obok
tego
skrajnego
stanowiska
jeszcze
różne
inne,
a
bardzo
wiele
jest
też
braku
wszelkiego
jasnego
zapatrywania
A
jeżeli
tak
jest,
to
niezachwianie
pewną
jest
także
rzecz
druga.
Mianowicie,
że
wobec
tych
zło­
żonych
i
trudnych,
a
zaognionych
stosunków
trze­
ba
sobie
koniecznie
zdawać
jasno,
uczciwie
i
od­
ważnie
sprawę
z
położenia
i
że
trzeba
mieć
jakąś
ogólną,
słuszną
i
mocną
zasadę
postępowania,
ja­
kiś
drogowskaz
czy
linię
wytyczną.
Jak
bardzo
tego
potrzeba,
o
tern
pouczy
nas
krótki
rzut
oka
na
stosunki
i
zapatrywania
Polaków
na
sprawę
ruską
w
samej
tylko
Galicyi.
Otóż
bardzo
wielu
Polaków,
zwłaszcza
we
wscho­
dniej
Galicyi,
jest
tego
zdania,
że
kraj
był
i
jest
polski
i
takim
musi
pozostać.
„Cała
jego
kultura,
mówią,
jest
polska;
Rusini
nie
mają
jako
naród
żadnej
przyszłości,
byli
zawsze
elementem
niekul­
turalnym
i
trzeba
ich
energicznie
zwalczać
jako
przedstawicieli
kłamstwa
i
barbarzyństwa
bizan­
tyńskiego.
Trzeba
się
stanowczo
wystrzegać
senty­
mentalizmu
polskiego:
czasem
to
może
być
przy­
3
kro,
ale
trudno!
nad
nami
też
się
nikt
nie
roz­
czula.
Trzeba
i
nam,
za
przykładem
drugich,
być
egoistami
i
w
swych
dążeniach
bezwzględnymi“.
Skrajnym,
prawda,
czysto
osobistym
i
ordynar­
nym,
ale
za
to
dobitnym
i
jasnym
wyrazem
tego
stanowiska
jest
zasada
pewnego
pana
ze
wscho­
dniej
Galicyi,
który,
ile
razy
słyszał
o
jakich­
kolwiek
żądaniach
Rusinów,
wołał:
„Co?
gimna­
zjum?!
Rusinowi
pałką
między
oczy!“
Drudzy,
także
bardzo
liczni
przedstawiciele
pol­
skości
w
całym
kraju,
powiedzieli
sobie,
że
wscho­
dnia
Galicya
jest
dla
nas
nieodwołalnie
stracona.
Jak
u
tamtych
ton
nadawał
krewki
szowinizm,
tak
tu
niedołężny
pesymizm,
chociaż
sami
ci
lu­
dzie,
wypowiadający
takie
przekonanie,
widzieli
w
niein
t\
łko
trafną
ocenę
rzeczy
w
istycli
stosunków.
Powoływali
się
bowiem
na
to,
że
Polacy
tworzą
tam
przeważnie
tylko
cienką
warstwę,
która
się
nie
oprze
żywiołowemu
parciu
mas
ruskich,
tak,
jak
się
nie
oparło
tyle
dawniejszych
polskich
osad:
stwierdzali,
że
w
szczególności
miasta
mają
na­
prawdę
tylko
pokost
polski,
a
pozory
przewagi
i
większości
dają
nam
tylko
żydzi
oczywiście
tylko
dopóki
im
wypada
uważać
się
i
podawać
za
Polaków.
Dodawano,
że
brak
nam
tak
ważne­
go
rozsadnika
inteligencyi,
jakim
jest
ducho­
wieństwo
ruskie,
tworzące
rodziny;
wskazywano
na
silny
rozwój
ekonomiczny
i
kooperatywny
Ru­
sinów
i
tak
konkludowano:
„sprytni
ludzie
widzą
to
wszystko,
widzą
koniec
„panowania
polskiego
na
Rusi“,
a
że
czują
za
tein
potężne
poparcie
1*
4
Austryi
i
Niemiec,
więc
zawczasu
mysią
o
zysko­
wnych
i
wybitnych
stanowiskach,
jakie
się
w
nie­
dalekiej
przyszłości
wśród
Rusinów
otworzą,
i
po­
czynają
odnajdywać
w
sobie
prądy
narodowe
ru­
skie.
Cicha
woda
ruska
zaczyna
w
nich
rwać
polskie
brzegi,
zjawiają
się
jak
z
pod
ziemi
ma­
gnaci
i
szlachta
świętej
Rusi,
obudziwszy
się
z
wiekowego
polskiego
uśpienia“.
A
między
tymi
biegunami
faluje
wielka
masa,
nie
łamiąca
sobie
zbytecznie
głowy
nad
sprawą
polsko-ruską
i
odnosząca
się
do
niej
w
razie
po­
trzeby
czysto
uczuciowo.
Wyróżnić
trzeba
tutaj
je­
dnak
grupę
praktycznie
ważną,
mianowicie
szlachtę
wiejską,
z
dawien
dawna
osiadłą
na
Rusi,
która,
zwłaszcza
w
okolicach
mniej
rozagitowanych,
często
tak
się
odzywała:
„Żyjemy
od
wieków
na
jednej
ziemi
zgodnie
i
po
bratersku,
obecne
sto­
sunki
przykre,
ale
chwilowe
i
sztucznie
wywo­
łane;
agitacya
jest
przeważnie
z
zewnątrz
narzu­
cona
i
musi
ostatecznie
upaść
przed
rzeczywistością
życia,
a
jest
wspólne
pożycie“.
W
tych
kołach
można
było
nieraz
zauważyć
szczery
sentyment
dla
Rusi,
wyrażający
się
w
zamiłowaniu
do
języka
i
życzliwości
dla
ludu
ruskiego.
Takie
były
mniej
więcej
do
ostatnicli
czasów
zapatrywania
i
nastroje
ogółu
polskiego
w
Ga-
licyi.
„No,
powie
ktoś,
to
ogół,
nic
więc
dziwnego,
że
miał
zapatrywania
niejasne
lub
skrajne,
a
w
każdym
razie
rozbieżne“.
Otóż,
co
najsmutniejsze,
to
to
właśnie,
że
jeżeli
się
zwrócimy
do
zawodo­
Zgłoś jeśli naruszono regulamin