Ann Cleeves - Martwa woda(1).pdf

(1300 KB) Pobierz
Ann Cleeves
Martwa woda
Dla Bena Clarke’a i Isli Raymor
2
ROZDZIAŁ 1
Jimmy Perez zatrzymał się, by złapać oddech, i spojrzał na morze. Spokojny,
bezwietrzny dzień. Światło przenikało przez wiszące wysoko chmury i szara
woda lśniła jak metal. Na horyzoncie ławica mgły. W głębokich kieszeniach
długiego sztormiaka należącego kiedyś do jego dziadka tkwiły otoczaki
wielkości jajek. Były okrągłe, gładkie i tak ciężkie, że czuł, jak pod wpływem
ich masy sztormiak opina mu ramiona. Zbierał kamienie na plaży w
Ravenswick, selekcjonując je starannie – tylko najokrąglejsze, tylko białe jak
kość. Dalej, w pewnej odległości od brzegu, widniała sterta skał
przypominających surowy, pochylony krzyż. Gdy woda była spokojna, fale
prawie się o niego nie rozbijały.
Perez znowu zaczął iść, licząc w myślach kroki. Od śmierci Fran niemal
codziennie odprawiał ten sam rytuał: zbierał otoczaki na brzegu koło jej domu i
zanosił tutaj, do miejsca na wyspach, które lubiła najbardziej. Trochę pokuta, a
trochę pielgrzymka. A częściowo obsesja. Potarł kamyki kciukiem i poczuł, że
ten dotyk dziwnie podnosi go na duchu.
Na wzgórzu widać było owce z jagniętami wciąż niepewnie utrzymującymi
się na nogach. Tak daleko na północy jagnienie się miało miejsce później i
młode nie pojawiały się przed kwietniem. Nowe życie.
Ławica mgły nadciągała coraz bliżej, ale w oddali, w najwyższym punkcie
cypla, wciąż widział kopiec ułożony przez niego z kamieni z Ravenswick.
Upamiętniał kobietę, którą kochał i której śmierć wciąż obciążała jego sumienie,
osłabiała go.
Idąc dalej, wspominał etapy ich związku, czasy ich namiętności. To także
był rytuał odprawiany podczas każdych odwiedzin. Poznał ją zimą, kiedy śnieg
leżał na ziemi, a głodne kruki krążyły po mroźnym niebie. Kochał się z nią w
środku lata, gdy na klifach roiło się od rozwrzeszczanego ptactwa morskiego, a
łąka poniżej jej domu przypominała dywan z polnych kwiatów. Wczesną wiosną
zaproponowała mu małżeństwo.
Zatrzymał się na chwilę. Poczuł zawrót głowy, wywołany tym
wspomnieniem. Miał wrażenie, że niebo przechyla się i wiruje wokół niego i nie
potrafił odróżnić, gdzie kończy się morze, a zaczyna niebo. Jej prowokujący
uśmiech. „No i jak, Jimmy? Co o tym myślisz?” A zginęła na jesieni, w czasie
sztormu, który smagał jego dom na Fair Isle, wyrzucając wysoko w powietrze
3
pióropusze piany, i całkowicie odciął ich od reszty świata.
Zwariowałem , pomyślał. Już nigdy nie odzyskam zdrowych zmysłów .
Spod kopca mógł dostrzec North Mainland. Fran kochała ten widok,
ponieważ jej zdaniem jedno spojrzenie stąd pozwalało uchwycić kwintesencję
Szetlandów, posępność i piękno, morze dające bogactwo i surowy, jałowy ląd.
Przeszłość i przyszłość. W oddali, w zagłębieniu terenu, terminal naftowy nad
Sullom Voe w tym dziwnym srebrzystym świetle wyglądał niemal jak magiczne,
zaginione miasto. Wszędzie ląd i woda oraz ląd odbijający się w wodzie. Na
południu szereg gigantycznych, teraz nieruchomych, turbin wiatrowych. Pod
nimi osada Hvidahus, trzy domki jak zabawki i pomost, a także niemal
zasłonięte przez drzewa muzeum osadnictwa w Vatnagarth, gdzie zostawił
samochód.
Minęło sześć miesięcy od śmierci Fran. Sądził, że nie wróci tu, dopóki
Cassie, jej córka, nie dorośnie na tyle, aby móc zrozumieć. Albo on sam poczuje
się na siłach, aby ją tu przyprowadzić. Miał nadzieję, że wtedy kopiec będzie tu
nadal.
Zszedł ze wzgórza w mgłę. Leżała jak jezioro na położonym niżej gruncie i
pochłonęła go tak, że poczuł się, jakby tonął. Parking przy muzeum, pusty, gdy
zostawiał na nim samochód, teraz był pełen. Z jednej ze stodół dobiegała
muzyka, a okna się świeciły – prostokątne księżyce przenikające mrok. Muzyka
przyciągała go i przypominała mu zasłyszane w młodości ludowe legendy o
trowach, gnomach wabiących śmiertelników grą na skrzypcach i kradnących im
sto lat życia. Pomyślał, że sam nieogolony, o długich czarnych włosach i w
długim czarnym płaszczu musi wyglądać jak stwór z tych opowieści. Zajrzał
przez okno i zobaczył tańczącą grupę starszych osób. Poznał melodię i przez
chwilę kusiło go, żeby ująć dłoń jednej z leciwych kobiet siedzących pod ścianą
i zakręcić się z nią, tańczyć wokół sali tak, aby znowu poczuła się młodo.
Odwrócił się jednak. Dawny Jimmy Perez mógłby to zrobić, zwłaszcza
gdyby była przy nim Fran. Ale był już innym człowiekiem.
4
ROZDZIAŁ 2
Jerry Markham spojrzał nad wąską zatoczką ciągnącą się od morza w głąb
lądu. Za nim znajdowało się wzgórze pokryte torfowiskiem i zbrązowiałym po
długiej zimie wrzosem. Przed sobą miał terminal naftowy. Cztery holowniki,
wielkie jak trawlery, dwa przy burtach, jeden przy dziobie i jeden przy rufie
„Lorda Rannocha”, popychały go do tyłu w kierunku nabrzeża. Zbiornikowce
zawsze cumowano dziobem do pełnego morza, aby w razie jakiegoś wypadku
mogły łatwo uciec. Za nieruchomą wodą widać było przemysłowy krajobraz ze
zbiornikami ropy, budynkami biurowymi oraz elektrownią dostarczającą energię
terminalowi i podłączoną do szetlandzkiej sieci energetycznej. Pochodnia
spalała wydobywający się gaz ziemny. Cały teren otoczony był wysokim płotem
zwieńczonym drutem żyletkowym. Od 11 września 2001 roku nawet na
Szetlandach więcej dbano o bezpieczeństwo obiektów. Swego czasu, żeby wejść
do terminalu, potrzebna była tylko laminowana przepustka. Teraz każdy
podwykonawca był prześwietlany, przechodził kurs procedur bezpieczeństwa, a
każda ciężarówka była sprawdzana i znakowana. Nawet jeżeli bramy były
otwarte, drogę zagradzała betonowa zapora.
Jerry zrobił zdjęcie.
Nad jego głową samolot Eastern Airways schodził do lądowania w porcie
lotniczym Scatsta. W czasie wojny z pasa startowego korzystała baza RAF-u.
Teraz ruch był tu większy niż w Sumburgh, chociaż nie lądowały tu rozkładowe
rejsy. Z samolotów nie wysiadali turyści czy dzieciaki wracające do domu z
koledżu. Wszystkie loty związane były z ropą naftową. Markham obserwował
grupę mężczyzn schodzących na pas. Sprawni fizycznie, mogliby być członkami
drużyny rugby albo plutonu wojska, cechowało ich takie samo poczucie
koleżeństwa. Taka męska więź jakoś nigdy go nie objęła. Z miejsca, w którym
stał, Markham nie słyszał ich głosów, ale czuł, że ci ludzie się przekomarzają.
Wkrótce śmigłowce zabiorą ich, aby zaczęli nową kolejkę pracy na platformach
lub przy szybach wiertniczych.
Kiedyś ponad osiemset zbiornikowców rocznie zabierało z Sullom Voe ropę
naftową. Teraz do nabrzeża przybywało zaledwie dwieście, a „Lord Rannoch”
dostarczał ropę średnią z Schiehallionu, atlantyckiego pola na zachodzie. Na
Morzu Północnym złoża roponośne były już prawie wyeksploatowane.
Markham znał fakty i liczby. Przeprowadził badania, ale poza tym urodził się i
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin