janusz_majer_gory_w_cieniu_zycia-sine_qua_non.pdf

(32575 KB) Pobierz
PROLOG
Baza pod Everestem, 27 maja 1989 roku. Czekamy na powrót
kolegów.
Przed trzema dniami Gienek Chrobak i  Andrzej Marciniak
weszli na szczyt zachodnią granią. Szykujemy wielką fetę.
Okazja do świętowania jest podwójna. Pierwszego czerwca
Gienek kończy pięćdziesiąt lat. Z  sielankowego nastroju
wyrywa nas sygnał radiotelefonu. A  właściwie nie tyle sam
sygnał, ile przygnębiający komunikat i  głos roztrzęsionego
kolegi.
Ścianą Khumbutse zeszła lawina.
Kilkadziesiąt godzin wcześniej na prośbę Gienka posłałem
z bazy na przełęcz Zygę Heinricha i Wacka Otrębę. Mieli pomóc
chłopakom w  zniesieniu sprzętu z  likwidowanych obozów. Do
jedynki na przełęczy Lho zmierzali też Falco Dąsal i  Mirek
Gardzielewski. Atakowali szczyt wcześniej, lecz bez
powodzenia.
Warunki do zejścia mieli kiepskie. Sypał śnieg, silny wiatr
miotał nimi na poręczówkach. Szli ostrożnie, uważając na
lawiny, momentami brodząc po pas w śniegu.
W  piątek 26 maja całą szóstką spotkali się na przełęczy. Od
bazy dzielił ich już tylko marsz przez śniegi przełęczy Lho
i  wspinaczka na grań Khumbutse. Formalność. Przechodzili tę
drogę wielokrotnie…
Po kilku godzinach snu zebrali się do drogi.
W  nocy pogoda jeszcze się pogorszyła. Ciągle przybywało
ciężkiego,
męczącego
śniegu.
W  takich
warunkach
błyskawicznie można opaść z  sił, a  wędrówka dłuży się
w  nieskończoność. Gdy dotarli pod ścianę Khumbutse,
dochodziło południe.
Pierwszy w  poręczówkę wpiął się Gienek, a  za nim gęsiego
podążyli Andrzej Marciniak, Falco Dąsal, Mirek Gardzielewski,
Wacek Otręba i Zyga Heinrich. Mozolnie pięli się w górę. Każdy
torował krótki, dziesięciometrowy odcinek, a  potem, dysząc ze
zmęczenia, oddawał prowadzenie koledze. Po Wacku Otrębie
przyszła pora na Gardziela.
Andrzej Marciniak zapamiętał*, że nagle śnieg uniósł się pod
jego stopami, tworząc falę, która błyskawicznie porwała
wszystko, co znalazło się na jej drodze.
„Pomyślałem: no to już koniec. Lawina.
Ocknąłem się na dole u  podstawy ściany. Starałem się
zorientować, kto gdzie leży zasypany w  śniegu i  ujrzałem
z  tyłu Gienka i  Falca, który był lekko uniesiony na linie.
Wyplułem kilka zębów. Krwawiłem. Bolała mnie szczęka.
Wszyscy trzej byliśmy na powierzchni śniegu. Nie widziałem
pozostałych. Z  lawiną przelecieliśmy 200–300 metrów.
Zobaczyłem ruszającą się rękę. Chciałem do niej dotrzeć, ale
nie mogłem ustać na nogach.
Mogłem tylko zsuwać się po śniegu.”
Bilans lawiny był katastrofalny.
Mirek Dąsal, Wacek Otręba, Zyga Heinrich i  Mirek
Gardzielewski zginęli.
Gienek Chrobak miał złamaną nogę, nie mógł się ruszać.
„Zostałem tylko z  Gienkiem. On wyciągnął z  plecaka śpiwór,
którym chciał się okryć. Zrobiłem w  śniegu platformę.
Wyciągnąłem karimatę i  pomogłem ułożyć mu się na niej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin