Kate Hewitt, Bella Frances - Widok na Rzym, Sesja w willi Di Viscontich.pdf

(1804 KB) Pobierz
Kate Hewitt
Widok na Rzym
Tłumaczenie:
Katarzyna Berger-Kuźniar
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Laurel Forrester wystrzeliła z pokoju hotelowego niczym kula
z pistoletu i natychmiast popędziła w stronę windy, sapiąc przy
tym głośno i potykając się w szpilkach, do których zupełnie nie
była przyzwyczajona. To matka upierała się, by założyła
wysokie obcasy…
Za sobą słyszała otwierane gwałtownym szarpnięciem drzwi
i odgłosy ciężkich kroków.
– Wracaj tu, ty głupia, mała…!
Laurel, piszcząc histerycznie, przyśpieszyła kroku, na tyle, na
ile było to możliwe, i błyskawicznie pokonała zakręt, za którym
czarne lśniące drzwi windy połyskiwały na horyzoncie jak wrota
do wolności.
– Poczekaj no, ty… niech no tylko…!
Postanowiła pozostać głucha na groźby Rica Bavassa
i trzęsącą się dłonią wcisnęła guzik.
Wtedy zza rogu wytoczył się wielki Bavasso. Zrobił to
nadzwyczaj sprawnie jak na dżentelmena pod sześćdziesiątkę.
Laurel kątem oka widziała krople krwi na jego szczupłym
policzku w miejscu, gdzie podrapała go, wybiegając
z apartamentu.
Wolała nawet nie myśleć, co zrobi, jeśli drzwi windy nie
otworzą się na czas. Na pewno będzie uciekać! Na dół!
Krzycząc i wrzeszcząc, byleby się uratować przed silnym
i rozwścieczonym Bavassem!
Winda jednak nie zawiodła i wskoczyła do niej błyskawicznie,
wciskając przy okazji wszystkie guziki. Oby tylko jak najdalej od
piekła, w którym się znalazła, od Bavassa i jego żądań
dotyczących tego, za co ponoć zapłacił, a co podobno obiecała
mu… jej matka!
Laurel nie zamierzała się jednak nad tym zastanawiać akurat
teraz. Nie mogła sobie pozwolić na taki luksus, walczyła
przecież o przetrwanie. W obsesyjnym tempie wciskając po
tysiąckroć guzik zamykający drzwi, wpatrywała się
w zbliżającego się Bavassa z triumfalnym uśmiechem na
złowrogim obliczu, na jego przekrzywiony krawat i krzywo
zapięty smoking.
– Mam cię, ty mała dziwko!
Gdy wyciągnął rękę, by nie dopuścić do zamknięcia drzwi,
bez namysłu zerwała z nogi but i wycelowała nim prosto w dłoń
napastnika. Ostry, cienki obcas ugodził Bavassa, który
odskoczył, wydając z siebie okrzyk wściekłego zaskoczenia.
Drzwi zdążyły się jednak zamknąć i winda ruszyła w górę, być
może ratując zdrowie lub życie Laurel, która zaczęła głośno
szlochać, nie mogąc dłużej pohamować ani panicznego strachu,
ani poczucia ogromnej ulgi, w związku z tym, co się stało i co
na szczęście nie – ale było tak blisko… Poczuła, że uginają się
pod nią nogi i przykucnęła na podłodze windy, przyciągając do
siebie kolana i kuląc głowę w ramionach… O mały włos!
Niestety jej pech jeszcze się nie skończył, musiała przecież
wydostać się jakoś z tego przeklętego hotelu i w ogóle z Rzymu.
A Bavasso miał u siebie w apartamencie jej torebkę! I zawsze
towarzyszyli mu ponurzy goryle, których widziała, gdy grał
w bakarata, jak stali nad nim, jakby tylko czekali na okazję…
którą chwilowo stała się ona sama.
Co właściwie zrobi Bavasso? Przez dwa dni tej niedawnej
znajomości początkowo był szarmancki i czarujący, choć
bezspornie poświęcał jej więcej uwagi, niż powinien, biorąc pod
uwagę fakt, że podobno był oficjalnym obiektem westchnień jej
matki. Potem okazał się arogancki i przekonany o tym, że
zasługuje na specjalne traktowanie. Jakby się mu coś należało…
A co teraz z mamą? Czy jest bezpieczna? Czy Bavasso nie
zagrozi także jej? A może… Elizabeth jest częścią tej ponurej
historii, jak to sugerował? „Wyciągam rękę wyłącznie po to, co
obiecała mi twoja matka!” – powiedział. Jeżeli to prawda,
Bavasso nigdy tak tego nie zostawi!
Ale przecież mama… nie sprzedałaby chyba własnej córki, jak
sprzedaje się krowy na targu? Zresztą… wszystko już jedno, ten
dzień stał się po prostu trudny do zniesienia. Nie powinna była
w ogóle zgodzić się na przyjazd do Rzymu, wiedząc, że ma tu
do odegrania konkretną rolę, jeśli ma dostać to, czego chce.
A jednak zgodziła się. Bo uznała, że warto zaryzykować. Jeszcze
jeden raz i w końcu będzie wolna. Tyle że nie jest, i tym
bardziej nie czuje się teraz wolna.
Drzwi windy nareszcie się otworzyły. Uniosła głowę, jakby
podświadomie wypatrując Bavassa. Ale nie. Za drzwiami
ujrzała coś, co przypominało czyjś prywatny apartament.
Bardzo elegancki i przestronny. Co najmniej dwukrotnie
większy od tego, z którego właśnie uciekła.
Podniosła się z trudem, obciągając rąbek kusej błyszczącej
sukienki ze srebrnej satyny, która zresztą również, jak i szpilki,
została wybrana przez matkę. „Bavasso lubi patrzeć na śliczne
młode kobiety w rozkwicie, nie jakieś zaniedbane szare myszy,
który na dyskotekach podpierają ściany! To bardzo wykwintny
i wybredny mężczyzna, Laurel!”. Niestety, Laurel dopiero teraz
zrozumiała jednoznaczny komunikat matki…
Zgłoś jeśli naruszono regulamin