Opowiadania historyczne.pdf

(44881 KB) Pobierz
DZIEŁA
KLEMENTYNY Z TAŃSKICH HOFIANOWlJ.
DZIEŁA
KLEMENTYNY Z TAŃSKICH
HOFMANOWM
WYDANIE NOWE
pod redakcyą
NARCYZY
ŻMIGBOWSKlIJ
a dodaniem
I
OBJAŚNIEŃ.
ŻYCIORYSU
T0!Vi IV.
WARSZAWA.
NAKŁADEM SPOŁK! WYDAWNICZEJ KSIĘGARZY:
GEBETHNER I WOLFF.
i
MAURYCY ORGELBRAND.
MICHAŁ GLUCKSBERG.
i
G. SENNÉWALD.
EDWARD WENDE.
1875.
POWIEŚCI HISTORYCZNE
PORZĄDKIEM CHRONOLOGICZNYM UŁOŻONE.
I.
,H03B0JteH0 IJeH3ypoE).
Bapiuaea, 5 Mapma 1875
Pielgrzymka do Sandomierza,
(E. 1398).
Warszawa.-Druk J. Ungra.—Nowolipki Nr. 2406 (3).
Długa, tęga zima, już blisko od czterech miesięcy pol­
ską, ziemię ostrém berłem cisnęła; rzeki, góry, łąki, pola, od­
łogi, przyrodzenie całe smutne i nieczynne, białym całunem
olryte, zmartwiało jakby w śmierci objęciach; nie było sły­
chać wdzięcznego śpiewu ptasząt, wesołego bydląt ryku,
ani też pastuszych fujarek: wron niemiłe krakanie, wilków
przeraźliwe wycie, jęczący świst wiatru, ta była jak zwykle
jéj harmonja ; nie miało oko przechodnia gdzie spocząć, w co
się wpatrzeć mile: najpiękniejsze okolice powab swój stra­
ciły. Ale wszelkie przejażdżki i podróże ułatwionemi zosta­
ły; a kiedy w innej porze kilkunastu koni, a często czte­
rech dni było potrzeba, do przebycia dwudziestu siedmiu
mil złej między Krakowem i Sandomierzem drogi, wtedy
na suwających się szybko za końmi saniach, tęż samą prze­
strzeń niemal we dwóch odbywano dobach. Me jeden prze­
to przedsiębrał długo odkładane w tę stronę odwiedziny
krewnych lub przyjaciela, albo uczynionego ślubu dopełniał.
Ą
W
W*>«L
6
Kończyła się też właśnie druga doba, jak w tym ostatnim,
w tym pobożnym celu, w malowanej węgierskiej budzie, na
kutych saniach ustawionej, futrami i kobiercami wysłanej,
jechały spiesznie dwie niewiasty; barczysty, z tęgim kar­
kiem, z długą brodą, w ciemnym kożuchu, czerwonym pa­
sem przewiązany, w rogatej czapce na głowie, woźnica, sam
jeden składał całą ich służbę; obie obwinięte były od stóp
do głowy w jednakie z szarego sukna habity, w białe we­
lony, obie kryły ręce w szerokie zakonne rękawy, ale obu-
dwóch postać, wiek, a nawet godność, nie zdawały się je­
dnakie. Starsza z nich lubo więcej otyła, mniej miała po­
wagi, mniej miejsca w budzie zabierała; kiedy wiatr mocny
wionął i odchylił niedźwiednią okrywającą nogi jéj towa­
rzyszki w buciki z sobolami obute, kiedy jeden z czterech
koni karych w poręcz zaprzężonych, zasypał ją odbitym
podkową stwardniałym śniegiem, zasłaniała ją skwapliwie,
strzepywała, ścierała ostrożnie odzież, a cały jéj obchód
i słowa, pełne były uszanowania i miłości.
„Wielki Boże! wyrzekła raz patrząc jéj w twarz — gdy-
bymci ja i one wieczne łzy, z tych cudnych lic zetrzeć śmiała,
a to nazawsze... Abyć na taki mróz nie płaczcie; rozbolą was
oczy!" „Jestże dla mnie ona życzliwa pora, kiedybym płakać
nie miała? — odpowiedziała młodsza niewiasta z ciężkiem
westchnieniem. „Czy zima, czy lato, brakłoż kiedy łez
w mych oczach? Wy to wiecie najlepiej, wy, których po
śmierci matki mojej, jakby drugą matkę kocham. Małożto
podobało się Bogu spuszczać na mnie niedoli? Jakiż był
dotąd cały żywot mój na téj ziemi? Wesołą i szczęśliwą
wtedy mnie ludzie widzieli, kiedy młodziuckna, nieświado­
ma dzieweczka, nie postało mi myśleć, co to wesołość i szczę­
ście? Wtedy zawsze obok tego, któregom z woli rodziców
kochała jak brata i szanowała jak męża, czy zima, czy lato,
śmiałam się, igrałam niewinnie i wesoło. Dwie stronnice
Biblii do odczytania, parę przypowieści mędrca do nauki
7
i do przepisu, kądziel lnu białego lub wełny do wyprzedze­
nia, albo kwiatek do wyszycia w krosnach, oto był cały
ciężar swobodnego umysłu. Łzy chyba wtedy zasuły oczy,
kiedy matka połajała, lub ojciec spojrzał surowo. Lecz
z jego śmiercią cała radość ziemska przerwała się jako nić
wątła, zwiędła jako kwiatek!... Musiałam porzucić miejsce
rodzinne, matkę i siostrę; co więcej, musiałam najszczerszą
miłość porzucić!... Ileżto dni, ileżto lat upłynęło, nim potra­
fiłam wyrwać z serca uczucie, które z tern sercem urosło!..."
„Jednak pomyślnie wam to się udało — przerwała
tu sędziwa niewiasta — i wielbili wszyscy wasze męztwo,"
„Wszechmocnego Boga łaska ów cud sprawiła-—odpowie­
działa tamta—Jego silnej pomocy wezwałam, bom znała
dobrze, iż nie podołam sama... Nikt jednak tego nie wie­
dział, jak długo to serce rozdarte było, jak długo nie mo­
gło przyjąć tego za pana, którego mu panem obrali... Kie­
dy nareszcie widok pomyślności, nadzieją przyszłego zba­
wienia tych licznych dziatek, których wola Nieba uczyniła
mnie matką; kiedy spełniona dla nich ofiara, różne wyrzą­
dzane im przysługi, miłość ich, zaufanie i miłość męża,
widoczna jego poprawa, słodkim pokojem, owém podobień­
stwem tego szczęścia, którego wybrani w drugiém życiu
używają, napełniać zaczęły duszę moje, złość ludzka, za­
zdrość, podejrzliwość, skłóciły tę błogą swobodę.... Zaiste,
była to zesłana od samego Boga kara i próba: bo nieraz
dawniej myślałam w sobie:
„Nikt bardziej doświadczanym
nie bywał nademnie!"
a dopiero gdy ten cios ugodził, po­
znałam, że dawne niczém były. Ani rozstanie się z matką
i z siostrą, po tyle razy zwlekane, ani odrzucenie szczerej
miłości, ani przysięga dozgonnej wiary niemiłemu małżon­
kowi, ani nawet wieść pewna, iż inna zajęła serce, które
tak długo mojém mieniłam, nic mi tak gorzkiém nie było,
jak owo powątpiewanie o mojej cnocie... W rzeczonych
przygodach, taż sama cnota osłodą mi była; wówczas i tę,
8
przynajmniej, w oczach ludzkich, wydrzeć mi chciano. O! wów­
czas byłam jak owi ludzie, o których Prorok mówi: szuka­
łam śmierci, a naleźć jéj nie mogłam; pragnęłam umrzeć,
a śmierć uciekała przedemną. Jakażto była straszliwa ga­
dzina, kiedy w obliczu ponuro patrzącego męża, w obec
panów radnych, uroczystą przysięgą cnotę moje stwierdzać
musiałam!... ale kiedy wasz poczciwy Jaśko przyświadczył
słowom moim, dobrowolną niespodziewaną przysięgą, zdało
mi się, że otwarło się Niebo i słyszę głos anioła powołu­
jącego mnie do wybranych rzędu."
„I nie jednoć mąż mój—odezwała się tamta—ale wszak­
że dwunastu powstało rycerzy, którzy dzielném zwycigztwem
przyświadczyli waszej cnocie, Pani; odszczekał i oszczerca
potwarz swoje..."
„Tak, wrócił mi niewinność w oczach ludzi — odpowie­
działa smutnie—ale pokój raz stracony już nie powrócił... Od
téj pory piąty rok mija, a mąż zawsze ponuro na mnie spoglą­
da; nie tak są miłe uszom jego jak niegdyś bywały słowa i ra­
dy moje, nie tak rychły próśb skutek; gdy sam ze mną,
milczy i wzdycha. Badałam go nieraz o przyczynę? długo
nie odpowiadał i słowa; nareszcie pięć dni temu wyrzekł:
„Potomstwa pragnę; poty szczęśliwym, pewnym nie będę,
póki mi nie powijesz dziecięcia." Skoro to powiedział, na­
tychmiast uczyniłam ślub wielki i rzekłam sama w sobie:
Z jednym pachołkiem, w zakonnej odzieży, ubogo jako piel­
grzymce przystało, pójdę pieszo do Sandomierza do kościo­
ła Panny Maryi; i Téj Matki Boskiej, której tam wnet zwia­
stowanie z odpustem obchodzą, błagać będę, żeby mi upro­
siła dziecię u Dzieciątka swego. Ale pan mój nie pozwolił
iść pieszo, ubogo i samej: kazał jechać i z wami; wiem ja
to z téj świętej księgi, którą od dzieciństwa czytuję, że oj­
ciec i mąż, mają prawo zmienić ślub niewiasty; usłuchałam
więc z pokorą, uprosiłam przynajmniej, aby nie jechać dwor­
no, i nigdzie nie wydać godności; a on jakby bojąc się
9
zawsze przeniewierzenia i zdrady z méj strony, w tak świę­
tej nawet podróży, widząc schadzkę z dawnym kochankiem,
dał mi za woźnicę zaufanego swego Litwina, zalecając mu
pod utratą życia, aby miał baczną straż nademną, i ścisły
z każdej sprawy mojej zdał mu rachunek. Gdym zaś na
wyjezdném do jego komnaty poszła i rękę pocałować chcia­
ła, wyrwał mi ją silnie... Już drugi dzień temu, a jeszcze
to wyrwanie czuję, jeszcze podejrzliwe jego wejrzenie wi­
dzę... i wy chcecie, żebym nie płakała?... Płakać, wynurzać
się przed Bogiem i przed wami, czytać w téj świętej księ­
dze, którą mądrzy i pobożni ludzie z umysłu dla mnie prze­
łożyli, to jedyne pociechy moje, i podobno innych do śmierci
już mieć nie będę..."
„A cóż nada w tak smutnej myśli odbyta pielgrzymka?—
zapytała sędziwa niewiasta—Tenże Bóg co stworzył człowieka
z niczego, nie byłżeby mocen pocieszyć go?" „Me wątpiłam
o téj mocy Jego ani na chwilę — odpowiedziała młoda — ale
wiecie dobrze, iż od czasu jak znikły jako sen nadzieje wieku
mego wiosny, ja tu ciągle jakoby pielgrzymka żyję; i odda-
wna powstał głos w méj duszy, który i we dnie i wnocy mi
powtarza:
„Nie długo ciebie na
tèj ziemi"
śpieszę więc ile tyl­
ko podołać mogę, z tern co wypełnić powinnam; a gdy mnie
Bóg miłosierny do chwały swojej przyjąć raczy, zaiste, to com
wycierpiała i cierpię, niczém mi się wyda... On sam widzi, że
jeślim ten ślub uczyniła, jeśli go wypełniam, to dla męża, nie
dla siebie; chciałabym żeby on w téj wierze świętej, którą naj­
więcej dla mojej przyjął miłości, wieczne i doczesne znalazł
szczęście. Wychowana od kolebki w Chrystusa nauce, ja
wiem dobrze, iż nie na ziemskich darach i powodzeniu całe
szczęście ludzkie zawisło, ale on dopiero lat dwanaście jak
chrześcianinem; mocarz co do wieku i rycerskiej siły, jeszcze
dzieciątkiem jest w wierze: łagodnego, słodkiego pokarmu
mu trzeba,.. O! gdybyć mnie wysłuchała ta Bogarodzica!
Powić dziecię mężowi, a potem umrzeć; przejść do tego ży-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin