0.Prolog.pdf

(26 KB) Pobierz
PROLOG
Rose podskoczyła delikatnie, czując na swoich ramionach ciężkie, lodowato zimne
krople deszczu, które schładzały teraz jej rozgrzaną skórę. To uczucie pomogło jej
otrząsnąć się z otępienia i wrócić do rzeczywistości. Pospiesznie omiotła wzrokiem
przestrzeń, w której się znajdowała. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie -
stała właśnie pośrodku swojego ogromnego ogrodu, tuż nad krawędzią oświetlonego
kolorowymi lampkami basenu. Znany jej doskonale zapach róż mieszał się teraz w jej
głowie z metalicznym zapachem krwi.
Bała się spojrzeć w dół, ale ostatecznie zrobiła to odruchowo, słysząc głuchy
dźwięk ciężkiego przedmiotu spadającego na grafitowe kafelki, którymi wyłożona była
przestrzeń pod leżakami. Wiedziała, co właśnie wypadło z jej dłoni, ale wypierała tę myśl
ze swojego umysłu. Obok jej stóp leżał teraz czarny, połyskujący rewolwer. Przynajmniej
nie został w nim
żaden
nabój, bo gdyby wystrzelił, chyba już do końca rozpadłaby się na
malutkie kawałeczki. O to,
że
zabłąkany pocisk mógłby zrobić komuś krzywdę się nie
bała, bo wokół niej nie było już
żywej
duszy. Trupów natomiast sporo, jak na drobną, choć
mierzącą metr siedemdziesiąt kobietę. Skurczyła się jeszcze bardziej, kiedy spojrzała w
odmęty oświetlonego basenu.
Na dnie zobaczyła ciała dwóch mężczyzn skąpanych w szkarłatnej wodzie. Jeden
z nich miał sporej wielkości ranę w klatce piersiowej, drugiemu przestrzeliła kolano.
Najprawdopodobniej
żył
jeszcze, kiedy wpadł do basenu, ale Rose była kompletnie
niezdolna do tego, by się ruszyć, spróbować mu pomóc albo chociażby zadzwonić po
policję. Teraz jednak musiała się wziąć w garść i to zrobić.
Obawiała się,
że
od razu zamkną ją w więzieniu, ale tak naprawdę nie miała
żadnej
alternatywy. Jedyną osobą, która jeszcze przy niej została był jej ojciec, ale nie zamierzała
mieć u niego długu wdzięczności. Wiedziała nie od dziś,
że
nalicza sobie spore odsetki.
Poza tym, zabiła ich w obronie własnej, będą musieli jej uwierzyć.
Zaczęła wybijać drżącymi palcami numer policji, a potem przyłożyła sobie telefon
do ucha. Nie zdążyła nawet usłyszeć pierwszego sygnału, kiedy ktoś wytrącił jej
smartfona z dłoni. Komórka odbiła się od krawędzi basenu i wpadła do wody. Rose
gwałtownie odwróciła się, chcąc zobaczyć, z kim jeszcze będzie musiała się dzisiaj
zmierzyć. Serce waliło jej jak szalone, bo wiedziała,
że
w pobliżu nie ma już
żadnego
przedmiotu, którym mogłaby się obronić.
- Coś ty, kurwa, narobiła? - usłyszała dobrze znany głos, zanim jeszcze jej oczy
zdążyły przyzwyczaić się do ciemności i dostrzec rysy twarzy potencjalnego napastnika. -
Mówiłem ci,
że
się nimi zajmę.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to oni do mnie przyszli. Jak niby miałam czekać aż
ty się nimi zajmiesz? - ostatnie słowa wypowiedziała dobitnie, kreśląc w powietrzu znak
cudzysłowiu.
- No nie wiem, trzeba było się zamknąć w
łazience,
a nie ich, kurwa, rozstrzelać -
chodził nerwowo po ogrodzie, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co ma teraz
zrobić. - Już załatwiłem gościa, to miała być czysta robota, potrzebowałem tylko jeszcze
kilku dni. A ty sobie tu urządzasz jakąś rzeź i ciekawe kto będzie to teraz sprzątał!
- Niczego nie trzeba sprzątać, właśnie dzwoniłam po policję - podniosła
podbródek do góry, jakby chcąc dodać sobie odwagi. - Nie mam nic do ukrycia.
- No cudnie sobie to wszystko przemyślałaś - warknął. - Szkoda tylko,
że
nie
pomyślałaś o tym,
że
policja jest twoim najmniejszym problemem. Przecież jak ich szef
się dowie,
że
ich sprzątnęłaś, to ty też długo nie pożyjesz. Trzeba coś wymyślić.
- Już mi wszystko obojętne. Serio. Jestem już zmęczona tym walczeniem,
uciekaniem i szukaniem jakichś diamentów - potarła czoło, ciężko wzdychając.
Naprawdę miała już dość. Od roku nie zaznała spokoju, a wszystko zaczęło się od
mężczyzny, który stał teraz naprzeciw niej i jeszcze miał czelność mieć do niej jakieś
pretensje. Gdyby nie pojawił się na jej drodze,
żyłaby
sobie teraz nadal spokojnie w tym
majestatycznym imperium kłamstw, które przez tyle lat pieczołowicie budował jej ojciec.
Mężczyzna zmarszczył brwi i właśnie miał coś powiedzieć, kiedy nagle usłyszeli
zbliżający się dźwięk syren policyjnych.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin