Margit Sandemo - Zęby smoka.doc

(857 KB) Pobierz

Margit Sandemo

 

 

 

Zęby smoka

 

 

Saga o Ludziach Lodu

Tom XIX

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I

 

Zęby smoka, rzekł pewnego dnia Ulvhedin w chwili rozżalenia. Ludzie Lodu są niczym smocze zęby.

Miał na myśli bohatera z greckiego mitu, który unicestwił smoka, a potem zasiał jego zęby. Wkrótce wyrósł z ziemi cały zastęp wojowników.

Wszyscy sądzili, że po niezwykłym czynie młodziutkiej Shiry Ludzie Lodu uwolnili się od przekleństwa. Żadne z dzieci, które w kolejnym pokoleniu przyszły, na świat, nie było dotknięte. Elisabet, Solve, Ingela i Arv... Czy to nie wspaniała młodzież?

Ale Ulvhedin wiedział swoje.

Wiedział, że Shira dała jedynie podstawy do pokonania przekleństwa. Odnalazła jasną wodę życia, która mogła złagodzić działanie wody zła, zakopanej w ziemi przez Tengela Złego. Teraz należało jedynie odnaleźć miejsce, w którym ukrył naczynie z wodą, i to zanim znów przebudzi się do życia.

Świadomość ta działała paraliżująco na Ulvhedina.

Nikt inny w rodzinie nie przejmował się tym aż tak bardzo, wszyscy sądzili bowiem, że przekleństwo zostało z nich zdjęte.

Jedynie Ulvhedin wiedział, że zęby smoka już zakiełkowały.

Opowieść ta będzie o dotkniętym, którego losy najbardziej przypominały historię Tronda, syna Arego, żyjącego dawno, dawno temu. Trond nie nosił żadnych zewnętrznych oznak obciążenia przekleństwem. Był zwykłym chłopakiem, z początku nawet niczego nieświadomym. Ale Tengel Dobry, jego dziad, wiedział. Dostrzegał żółty blask zapalający się czasami w oczach Tronda, spoglądał w duszę, w której tkwiły odpryski złego dziedzictwa Ludzi Lodu.

Świadomość spłynęła na Tronda nagle; przekleństwo wybuchło w ciągu kilku dni, eksplodując podczas próby zgładzenia brata, Tarjeia. Zapragnął za wszelką cenę zdobyć najświętszy skarb Ludzi Lodu, czarodziejskie, lecznicze środki, które uznał za swoje. Złe dziedzictwo odezwało się w Trondzie pod wpływem wojny, zabijania
i rozlewu krwi.

Historia jego krewniaka, żyjącego wiele lat później, przedstawiała się nieco inaczej, ale łączyło ich jedno: nikt z rodziny i otoczenia nie wiedział, co kryje się w ich duszach.

Rodzeństwo Solve i Ingela, dzieci Daniela, było bardzo ładne. Ciemni, o interesującej karnacji i brunatnych oczach. Bystrzy, weseli, mili dla otoczenia. Babcia Ingrid miała wszelkie podstawy, by być dumna z wnuków.

Już we wczesnym dzieciństwie poznali historię Ludzi Lodu i ciążącego na nich przekleństwa. Niewielkie jednak wywarła na nich wrażenie. Mieszkali bowiem
w bezpiecznym domu wraz z matką i ojcem w pobliżu pięknego dworu Skenas
w Vingaker w Szwecji, gdzie na stare lata przeniósł się Goran Oxenstierna. Wszystko wokół nich było spokojne i harmonijne.

Goran Oxenstierna, który wraz z Danem i Danielem brał udział w bitwie pod Villmanstrand w Finlandii i tam został ranny, dożył późnej starości. Poślubił o dwadzieścia siedem lat młodszą hrabiankę Sarę Gyllenborg, córkę członka Rady Królewskiej. Mieli czworo dzieci, lecz tylko dwoje z nich odegrało jakąkolwiek rolę w życiu Daniela Linda z Ludzi Lodu, Solvego i Ingeli. Jeden z nich, Axel Fredrik, w czasie gdy zaczyna się ta historia był zbyt młody, by mieć wpływ na bieg wydarzeń. Drugi to najstarszy brat, Johan Gabriel, który wcześnie objawił swój niezwykły talent.

Johan Gabriel Oxenstierna, którego imię do dzisiaj cieszy się dobrą sławą
w historii literatury szwedzkiej, był marzycielem, człowiekiem niezwykle utalentowanym i wrażliwym. Wcześnie zaczął układać krótkie wierszyki, które odczytywał swym przyjaciołom, Solvemu i Ingeli, ale poza nimi nikt jeszcze wtedy o jego poezji nie słyszał.

Prowadził też dziennik, utrzymany w stylu równie romantycznym co wiersze. Dość wcześnie bohaterką jego dzieł stała się niejaka Themira, w rzeczywistości szafarka na Skenas, Anna Kinvall. Johan Gabriel miał piętnaście lat, ona - dwadzieścia trzy. W tym czasie z pamiętnika i jego wierszy wprost biło miłosne uniesienie i błogie szczęście. Johan Gabriel powierzał dziennikowi tajemnice, którymi dzielił się tylko ze starszym o rok przyjacielem, Solvem.

Ingela, młodsza od Johana Gabriela o dwa lata, była urażona jego fascynacją, sama bowiem troszeczkę się w nim podkochiwała. Za nic w świecie jednak nie zdradziłaby się z tym uczuciem! Ingela była bardzo dumną dziewczyną, a wiedziała, że nie będąc szlachcianką, nigdy nie dostanie Johana Gabriela Oxenstierny za męża. Jej uczucie było słodko-gorzkim zadurzeniem na odległość i wcale nie chciała wiedzieć, czy romantyczne zaloty Johana Gabriela do Anny Kinvall przerodziły się w coś więcej.

Solve był zupełnie innym typem. Pogodny, szczery, otwarty i bezpośredni, łatwo zjednywał sobie przyjaciół.

Ale w jego duszy kryły się także zalążki innych cech charakteru...

Po raz pierwszy odkrył je w wieku dwunastu lat.

Poszli wtedy z Ingelą na Skenas, by bawić się z chłopcami Oxenstiernów. Zaproszono ich na przyjęcie, Johan Gabriel kończył wówczas jedenaście lat i zebrało się wiele osób, młodszych i starszych, by uczcić jego święto.

Solve po raz pierwszy ujrzał wtedy zbiór broni Gorana Oxenstierny. Zobaczył tam między innymi pistolet wykładany srebrem, który zafascynował go wprost niewiarygodnie. „Chciałoby się taki mieć”, westchnął, aż obecni przy tym uśmiechnęli się, rozbawieni zachwytem dwunastolatka.

Nie tylko wieczorem nieustannie myślał o pistolecie, ale i śnił o nim przez całą noc. A kiedy zbudził się następnego ranka, ku wielkiemu przerażeniu ujrzał przedmiot swych marzeń na stole w sypialni.

Wiedział, że nigdy nic otrzymałby go w prezencie, na to pistolet był Goranowi Oxenstiernie zbyt drogi, zbyt wiele wiązało się z nim wspomnień.

Policzki Solvego pałały. Kto? I dlaczego?

Wprawdzie okno było otwarte, ale któż dobrowolnie chciałby przedzierać się przez gąszcz rosnących pod nim pokrzyw? A zresztą tam wcale nie widać żadnych śladów.

Solve był uczciwym chłopcem, w każdym razie wówczas jako dziecko. Bez wahania chwycił więc pistolet i pobiegł z nim na Skenas.

Nie mógł ot tak, po prostu, odłożyć go na miejsce, nie miał prawa wchodzić do środka bez zaproszenia. Nieco drżącym głosem poprosił więc o rozmowę z generałem majorem Goranem Oxenstierną, ojcem Johana Gabriela.

Został przyjęty i podniecony opowiedział, jak to przed chwilą właśnie znalazł pistolet u siebie na stole, choć poprzedniego wieczoru wcale go tam nie było.

- Nie mogę tego pojąć - rzekł oszołomiony Goran Oxenstierna. - Nikt nie wchodził tutaj po tym, jak zamknąłem pistolet w skrzyni. Okno, co prawda, jest otwarte, ale przecież to piętro!

- Ja także tego nie rozumiem - stwierdził Solve. - Kto mógł wejść do mego pokoju nocą? W każdym razie chciałem go oddać od razu i prosić, byście sobie nic złego o mnie nie myśleli. Nie jestem złodziejem.

- Wiem o tym, Solve. Ktoś widocznie chciał spłatać ci figla lub też doprowadzić do tego, byś został oskarżony o kradzież. Zbadam tę sprawę.

Mimo wysiłków nie zdołali jednak niczego wyjaśnić.

Pewne światło padło na owo wydarzenie dopiero, gdy Solve skończył szesnaście lat, a zauroczenie Johana Gabriela Themirą, czyli Anną Kinvall, osiągnęło szczyt.

Zainspirowany historią miłości przyjaciela, także i Solve zaczął oglądać się za jedną ze służących na Skenas. Na imię miała Stina. Była dużą i krzepką dorosłą dziewczyną i z całą pewnością dawno już straciła wianek.

Solve, któremu spokoju nie dawała tętniąca w żyłach dojrzewająca krew, zaczął wieczorami snuć zakazane, roznamiętnione marzenia.

Pewnego dnia zobaczył Stinę przy pomoście do prania. Spódnicę miała podkasaną wysoko, w słońcu błyskały mocne uda. Wieczorem fantazje Solvego były jeszcze bardziej zmysłowe. Wyobrażał sobie te uda, na których lśniącej skórze strugi wody pozostawiły połyskujące krople. Wyobrażał sobie, że je gładzi, nie w dół, w stronę kolan, lecz w górę, ku nieznanym tajemnicom.

- Stino - szepnął. - Stino, przyjdź do mnie! Pragnę cię!

W chwilę później skrzypnęły drzwi do jego pokoju. Ktoś wszedł do środka. Solve zdumiony usiadł na łóżku.

Była to Stina.

W półmroku jasnej letniej nocy uśmiechnęła się do niego niepewnie. Niezdarnie zaczęła rozwiązywać fartuch.

Solve, który do tej pory tylko się w nią wpatrywał, naraz ocknął się i zerwał na równe nogi.

- Miałam jakby wrażenie, że młody panicz chciał, żebym przyszła - odezwała się, pokrywając zawstydzenie chichotem.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał uszczęśliwiony. - Skąd mogłaś o tym wiedzieć?

Umysł jego jednak w tej chwili nie był w stanie skupić się na rozmyślaniu,
w jaki sposób mogło dojść do takiego cudu. Teraz Solve składał się wyłącznie z pobudzonych aż do wibracji, rozedrganych zmysłów. Ponieważ Stina wydawała się taka chętna, zebrał się na odwagę i ostrożnie uniósł grubą, najpewniej własnoręcznie utkaną spódnicę. Ujrzał jej stopy i kostki... O, niebiosa, cóż mnie w takiej chwili obchodzicie? pomyślał bluźnierczo. Nie ma nic cudowniejszego ponad ten widok!

Wzorował się zawsze na Johanie Gabrielu, ale nie wiedział, na ile ziemskie było uczucie przyjaciela dla Anny Kinvall. Co prawda przypuszczał, że związek ten, choć tak pełen uniesień, nadal nie przekraczał dozwolonych granic, ale pewności nie miał. Anna, Themira Johana Gabriela, prawdopodobnie uczyniła pierwszy krok, wszak była o wiele starsza i bardziej doświadczona. Solve chciał robić to samo co Johan Gabriel, a wyobrażał sobie, że Anna Kinvall zwabiła już młodego szlachcica na zakazane ścieżki. Wiedział, że spotykają się od czasu do czasu - bądź nad rzeką, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, bądź w parku czy lesie. Akurat w tym momencie wolał nie dopuszczać myśli, że Johan Gabriel prawdopodobnie nigdy nie pohańbiłby cnoty żadnej kobiety, a jego schadzki najpewniej wypełniały przepojone egzaltacją rozmowy, podczas których on, obrazowo mówiąc, nosił wybrankę swego serca na rękach i okazywał jej uwielbienie niczym bogini.

Nie, w tym momencie Solve pragnął wierzyć, że przyjaciel uczynił decyducy krok z pełnym przyzwoleniem Anny.

Solve mógł zatem pójść za jego przykładem!

Ostrożnie więc podciągnął spódnicę jeszcze wyżej. O, Stina miała piękne nogi, nawet jeśli zbyt mocne i z nadto chropawą skórą. Ale to pewnie jego dotyk sprawił, że pokryły się gęsią skórką. Jakże wspaniale było móc otoczyć dłońmi jej kolana! Ogarnęło go drżenie, tak cudownie przyjemne...

Stina w milczeniu siedziała na skraju łóżka, uśmiechnięta oddychała ciężko.

- Ach, więc panicz zapragnął wkroczyć w dorosłe życie - szepnęła w końcu, gdy odważył się położyć dłoń na jej udzie.

Solve nie był w stanie odpowiedzieć. Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach,
a w głowie aż szumi. Ciało płonęło, tętniło w nim i wi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin