Kraszewski Józef Ignacy - Pogrobek.pdf

(955 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dację Nowoczesna Polska.
JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI
Pogrobek
ść   ł
b
P
k
Pre e o
o e r ko k e
r o ke
o b e o r
o r e
or
. W dzień Zwiastowania N. Panny
Drezno.
TOM PIERWSZY
 ł 
Ze wszystkich dworów książęcych w Polsce w drugiej połowie XIII wieku, nie było mniej
wystawnego, skromniejszego nad kaliski, księcia Bolesława, zwanego Pobożnym. Wojak
zawołany a razem mąż bogobojny, za żonę miał, równie jak sam, zacną i świątobliwą
niewiastę Jolantę¹, siostrę Kingi, żony Bolesława, krakowskiego książęcia. Nieustanne
wojny go trapiły, to z napadającymi na granice jego Brandeburczykami, to z książęty ślą-
skimi, to z innymi powinowatymi chciwymi ziemi, a nie mogącymi usiedzieć spokojnie.
Nie mógł więc prawie wytchnąć dnia jednego, kręcąc się ciągle po rubieżach u Santo-
ka i Drdzenia, zakładając i zdobywając zameczki, później strzegąc już nie tylko swoich
posiadłości, ale i zdanego mu w opiekę młodego Przemysława Pogrobka, który się był
poznańskiemu Przemysławowi już po jego zgonie narodził. Losy tego sieroty obchodziły
go tym mocniej, że własnego syna nie miał, a trzy córki tylko, którym ziemi po sobie
oddać nie mógł, bo męskiej dłoni potrzebowała.
Było więc co robić i siąść pod dachem na wypoczynek nie mógł ani pomyśleć książę
Bolesław, ale to była krzepka i zdrowa natura, do pracy i znoju stworzona, nie przykrząca
sobie nimi, zawsze wesołej myśli, spokojnego oblicza, czystego serca, prostoty wielkiej.
Wśród tych mnogich dworów ówczesnych książęcych w Krakowie, Sieradzu, Poznaniu,
Wrocławiu, Lignicy, Opolu, Płocku, kaliski najmniej oczy ściągał i nie starał się błyszczeć.
Ludzi do wojny sposobnych Bolesław musiał mieć ciągle, bo mu odetchnąć nie da-
wano, ale to byli jakby bracia młodsi, jak prawa drużyna i dzieci. Wszyscy z nim żyli
na stopie poufałości z poszanowaniem połączonej, którą dobroduszność jego wyzywała
i cieszyła się nią. Kochali go bliżsi i dalsi, a choć czasy owe wymagały, aby wódz odznaczał
się, budził cześć dla siebie, Bolesław mało dbał o to, by się dumnie postawić. Chodził jak
prosty rycerz, nie dbając o piękne zbroje ani o drogie szkarłaty² i bisiory³; klejnotów nie
lubił, a gdy w domu siedział, nosił się w kożuszku prostym i skórzniach⁴, w czapce starej
i wytartej, że go nieraz obcy przybywający poseł wziął za urzędnika dworskiego, z czego
on śmiał się tylko.
Wpatrzywszy się w jego niepozorną twarz ogorzałą, z żywymi oczyma czarnymi, mógł
jednak każdy domyśleć się w nim szlachetnej krwi i pańskiego ducha. Wejrzenie miał
śmiałe a bystre, uśmiech przy łagodności pełen zaufania w sobie, czoło jasne a rozumne.
Ale postawą nie nadrabiał wcale, zdał się chrześcijańską pokorą chcieć pokryć swe po-
chodzenie, a ludzi lubił, gdy mu zamiast bić czołem, zbliżali się doń z zaufaniem jak do
ojca. Nie było litościwszego nadeń człowieka w powszednim życiu, bo dobry chrześci-
janin w każdym widział brata swojego w Chrystusie, choć na placu boju czy z pogany,
czy z Sasami a Brandeburczykami (bo ci razem chodzili), żołnierz był zuchwały, niemal
szalony.
Szedł do boju przeżegnawszy się, z modlitwą i ową starą pieśnią do Bogarodzicy,
niezapomnianą od czasów Chrobrego, ale wpadłszy w zamęt i wrzawę bojową, gdy się
w nim krew rycerska ocknęła i zakipiała, stawał się strasznym dla wrogów. Gdy potem,
ostygłszy, poszedł na pobojowisko z księżmi, bo miał ten zwyczaj, że do rannych i ko-
nających ich prowadził, łzy mu się toczyły patrząc⁵ na pokaleczonych i dogorywających.
Łamał ręce, narzekając na te nieuchronne a nieustanne wojny.
— Nie będzie temu końca — mawiał — aż jednego pana dostaną te ziemie, a nas,
drobnych, los albo wymorzy, lub wyżenie. Sami się my wypleniamy i niszczym ten kraj,
który Bóg opiece naszej poruczył⁶.
Ale daremne to były narzekania, gdyż zamiast jednoczyć się, dzieliły się ziemie polskie
na coraz drobniejsze cząstki. Mazowieccy się rozłamywali, śląscy rozradzali jak mrowie,
Kraków z Sandomierzem szedł osobno. Poznań z Gnieznem stały same przez się. Im więcej
przybywało dzieci, tym rosło więcej chciwych władzy nieprzyjaciół. Brat bratu, synowiec
¹
o
— córka króla węgierskiego Beli IV, siostra Kingi, żony Bolesława Wstydliwego.
²
k r
— kosztowna krwistoczerwona tkanina jedwabna lub wełniana.
³b
or
— cienka i kosztowna tkanina.
k r e
— wysokie buty skórzane.
r
— dziś popr.: gdy patrzył.
or
(daw.) — powierzyć.
Pokora
Władza, Bezpieczeństwo
 
 
Pogrobek
stryjowi wydzierał, nierzadko syn powstawał na ojca. Niektórzy, sami ku obronie i napaści
nie mając siły, przyzywali Prusaków i Litwę. Siedzieli już na karku Mazowsza i Pomorza
niemieccy panowie krzyżowi⁷ prawem i bezprawiem zawojowując ziemie.
Czasy były zaprawdę ciężkie. Nikt nikomu nie wierzył. Straszno było pojechać za-
proszonemu w gościnę, aby jak to się nieraz trafiało, nie zostać schwyconym, więzionym
w klatce i zmuszonym oddawać powiaty za życia. Wyruszyć do odleglejszego kościoła bał
się każdy bez silnego orszaku, bo i tam u ołtarza mógł nań czyhać brat, swat albo jaki
pokrewny. Nie pomagały na to ani małżeństwa, ani kumania się i krwi związki.
Namiętności były rozhukane. Pobożność posunięta do szału niemal, rozpusta do bez-
wstydu, a obok wstrzemięźliwość do klasztornego w małżeństwach odosobnienia. Gdy
Bolesław Wstydliwy z własną nie żył żoną, Mszczuj⁸ pomorski trzymał sobie mniszkę
ze słupskiego klasztoru wziętą. Działy się rzeczy straszne, dzikie, znamionujące natu-
rę namiętną, ludzi nieokiełznanych, równie gorąco goniących za złem i dobrem. Miary
w niczym nie było. Niewiasty ówczesne dawały przykład świątobliwości nadzwyczajnej,
a mężczyźni niektórzy szli pociągnięci za nimi.
Na Bolesława Pobożnego wpływała, choć łagodna i dobra, ale jak siostra⁹ świątobli-
wa, Jolanta, żona jego, która wzdychała przy mężu do klasztoru. Bolesław we wszystkim,
oprócz wojennego szału, umiarkowańszy, nie dał się jej jednak skłonić do naśladowa-
nia szwagra Pudyka¹⁰. Małżeństwo było przykładne, miłujące się, a Bolesław wymógł na
żonie, iż o Bogu nie zapominając, o dzieciach i o nim też pamiętała.
Siostra Kinga napominała ją ciągle do surowszego życia, do przygotowania się, aby
owdowiawszy, razem z nią poszła resztę życia w klasztorze poświęcić Bogu. Jolanta godziła
pobożność swą z obowiązkami. Trzy córki wyrosły u boku troskliwej matki wychowane
skromnie i pobożnie.
Książę Bolesław, gdy mu dawały spocząć Brandeburczyki, a mógł posiedzieć trochę
na kaliskim zamku, prawdziwie był szczęśliwy. Wojak nie stracił prostoty prawie dzie-
cięcej. Siedział z żoną i dziećmi u komina, bawił się rozmową z nimi i służbą, śmiał się
i rozkoszował życiem jakby prostego ziemianina.
Niejeden zamożny panek może więcej nad niego sadził się na przepych, na stół i suk-
nie. Książę kaliski drugim pozwalał się tym bawić, sam nie potrzebując żadnego zbytku.
Skarbiec był dostatni, ale też z niego córki trzeba było wyposażyć i rycerstwo opłacić;
dla siebie zaś oboje księstwo tak mało potrzebowali, iż go wcale nie trwonili. Każda zaś
wyprawa łupem zdobytym go pomnażała.
Księżna Jolanta, wyjąwszy dni świąteczne i gdy goście na dwór zjechali, nosiła szaty
wełniane, szare, klejnotów nigdy, zasłonę białą na głowie. Dziewczęta chadzały w bieliź-
nie¹¹ albo zimą w prostych sukniach wełnianych. Książę w swoim kożuszku, podpasany
rzemieniem, jedwabiu nie wkładał, chyba na wielkie święto do kościoła dla Boga, nie dla
siebie i ludzi. Rozumie się, że przy takim panu i dwór bardzo się stroić nie mógł, choć mu
z tym czasem bywało markotno, gdy który z powinowatych książąt nawykły do zbytków
niemieckich na dwór zajechał.
W Kaliszu rzadko dobywano sreber i złocistych naczyń lub opon¹² ze Wschodu przy-
wiezionych, chyba na uczczenie jakiego dostojnika Kościoła lub na uroczystość domową.
Gdy książę Bolesław zmuszony był przybrać się i nawieszać łańcuchy na siebie, chodził
w nich jak w kajdanach, zrywając te więzy co najrychlej.
Oboje księstwo pobożni byli bardzo, co nie przeszkadzało im powszednie życie mieć
w pamięci. Kapelan, który razem kancelarskie pełnił obowiązki, ciągle był u jego boku.
Niekiedy drugi pobożny staruszek kapłan go wyręczał. Miał wojewodów, podkomorzych,
urzędników dworu, ale ci jak przyjaciele domowi stali przy nim. Padać przed sobą nie
dawał Bolesław nikomu, poufalszych najwięcej kochał, kłamstwem, choć dla poczczenia¹³,
się brzydził.
o e kr o
— zakon krzyżacki.
— Mestwin I (ok. –), książę pomorski.
o r
— tu: zakonnica.
¹⁰P
k
— Bolesław Wstydliwy (–), książę krakowski, ost. przedstawiciel małopolskiej linii Piastów
(z łac.
P
).
¹¹b
e
(daw.) — tu: odzież lniana.
¹²o
o
(daw.) — zasłona.
¹³
o e e
(daw.) — tu: okazanie szacunku.
Niebezpieczeństwo
 
 
Pogrobek
Miał przy tym książę różne zamiłowania ziemianina. Konie i stada swe lubił, o uro-
dzaje u ludzi pilno się dowiadywał, z prostymi zagrodnikami rozmawiał i żartował, jakby
mu równi byli. Nieraz ubogiego dziada na drodze spotkawszy, wiódł go z sobą, śmiejąc
mu się i wyzywając na gawędę. Miał to szczęśliwe usposobienie, że wesołym rad był być,
czoła dla powagi nie chmurzył. Posąpnych¹⁴ też ludzi podejrzewał, iż chyba złego coś na
myśli mieć musieli.
W ostatnich latach, Bolesław mało zażył spoczynku, bo go szczególniej Brandebur-
czyki napastowali. Zmarła była matka Przemysława Pogrobka, nad którego spadkiem
czuwać musiał jak nad własną ziemią. Ledwie Santok spalili umyślnie, aby się nie dać
w nim Niemcom zagnieździć, ledwie Pobożny trzy zameczki na granicy założył dla obro-
ny, już Brandeburczycy odbudowali twierdzę nadgraniczną i Suliniec jeszcze wznieśli, aby
w nim zasiadłszy się, czatować.
Suliniec tedy odbierać im trzeba było, a że go rozpaczliwie broniono, szli Polacy jak
mostem tarczami okryci pod świeże jego ściany, toporami odbili glinę z nich i podpaliw-
szy, dopiero opanowali. Dostał się Sas Sabel w niewolę, ale Santoka odebrać nie udało
się. Następnego roku znowu Santockie trzeba było niszczyć, aby Brandeburczykom i Sa-
som pokoju nie dać, a do Soldyna po drabinach się dobijać. Z obu stron napadano się
nieustannie, a o ten Santok niemało się krwi przelało.
Wychowaniec księcia Bolesława, Przemysław Pogrobek, którego doma¹⁵ poufale Prze-
mkiem Sierotką zwano, dochodził lat szesnastu. Chłopię było na podziw piękne, silne,
postawne, żywe i rwało się już spod stryjowskiej opieki, nie dla władzy, bo dziecko było
powolne¹⁶, ale dla rycerskich popisów. Książę Bolesław zaś nie puszczał go za wcześnie
na wojnę, bo obawiał się i kochał go, a jedyny u niego był. Wiedział, że młodego pu-
ścić na swobodę najniebezpieczniejsza rzecz. Wstrzymywał go, jak mógł, ale w szesnastu
leciech młodzieniaszka naówczas od wojny powściągnąć, gdy ta była każdego książęcia
powołaniem, nie mogła największa powaga.
Tymczasem wiosną  roku, znowu ten Santok, aby się Niemcy w nim nie zagnieź-
dzili i nie zagospodarowali, trzeba było albo im wyrwać z rąk koniecznie, lub przynajmnej
nie dać im w nim chwili pokoju. Książę Bolesław sam się już na nich wybierał, gdy ma-
jowe powietrze wilgotne, na które się rankiem naraził, sprowadziło zimnicę¹⁷. Zwołano
zaraz baby, aby na to radziły; dały mu pić ziele gorzkie okrutnie, zażegnywały, odprawił
ksiądz nabożeństwo, a zimnica nie chciała precz. Zawsze łatwiej jej dostać, niż się pozbyć.
Książę na wszystkie cierpienia wytrzymały, że mu to choróbsko było nie na rękę,
smucił się i niecierpliwił. Najpiękniejsza pora roku do wyprawy mijała, rozścielały się
bujnie zielone trawy, pasza dla koni była wyborna, powietrze dla żołnierzy ni skwarne, ni
nadto zimne. Wyprawić zaś ludzi bez siebie nie mógł książę, bo go nikt przy nich zastąpić
nie umiał. Gdy on — wesoły — swój gruby, rubaszny podniósł głos, leciało rycerstwo
razem z nim, nie bacząc na nic.
Bądź co bądź tedy, a było to w drugiej maja połowie, książę już nawet z zimnicą
wybierać się był gotów. Mówił, iż miał to doświadczenie raz w życiu, że na koniu się
dobrze wytrząsłszy i spotniawszy, choroby pozbył pośród wojny. Księżna Jolanta, która
mu nigdy w niczym na zawadzie nie stawała, opierać się nie śmiała, ale niespokojną była.
Pięknego wieczora majowego siedzieli w podsieniu zamku kaliskiego Bolesław, Jo-
lanta i córka jej najmłodsza. Gród ten, choć na owe czasy dosyć warowny, wspaniałym
wcale nie był. Dworce w większej części stały z drzewa budowane i niskie.
Książę właśnie, w kożuszku za stołem siedząc, winem ciepłym korzennym na zimnicę
sobie radził, księżna, mając córkę u boku, z dala cicho z nią rozmawiała, gdy pacholę
dworskie wbiegło z radosną twarzą, oznajmując, że z Poznania jechali goście. A że Przemka
Sierotkę kochali wszyscy, radość wybuchła wielka.
— Mów, gość a nie goście! — zawołał książę do chłopca, który stał z oczyma weso-
łymi, pewien, że mu za nowinę będą wdzięczni.
I kubek na stole postawił.
¹⁴
o
— dziś popr.: posępny.
¹⁵
o
(daw.) — w domu.
¹⁶
o o
(daw.) — posłuszny.
¹⁷
— malaria bądź inna choroba objawiająca się naprzemienną gorączką i dreszczami.
 
 
Pogrobek
Zgłoś jeśli naruszono regulamin