Pokocham Cię po ślubie Lindsay Yvonne.pdf

(1137 KB) Pobierz
Yvonne Lindsay
Pokocham cię po
ślubie
Tłumaczenie:
Katarzyna Ciążyńska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
–  Wszystko będzie dobrze, mamo – Imogene
zapewniła rodzicielkę chyba po raz setny.
Nie wątpiła, że matka zbyt dobrze pamięta,
jaka załamana wróciła z  wolontariatu w  Afryce,
kiedy jej pierwsze małżeństwo się rozpadło. Tym
razem wszystko miało być inaczej. Przyszłych
małżonków
dopasowano
do
siebie
po
szczegółowej analizie dokonanej przez zespół
psychologów i  terapeutów zajmujących się
związkami.
Imogene doświadczyła już wzlotów miłości od
pierwszego wejrzenia i ledwie przetrwała upadek
po odkryciu, że to wszystko kłamstwo.
–  Gotowa? – spytała organizatorka ślubów
uspokajającym i  odpowiednio modulowanym
głosem.
Imogene wygładziła suknię z  jedwabiu
i  organzy,
w  niczym
nieprzypominającą
wypożyczonej koktajlowej sukni, którą miała na
sobie podczas pierwszego ślubu, i skinęła głową.
– Oczywiście.
Organizatorka ślubów posłała jej szeroki
uśmiech. Dała znak pianiście, by zagrał melodię
na wejście panny młodej. Imogen zawahała się
w drzwiach. Potem, biorąc matkę za rękę, ruszyła
wolnym, lecz pewnym krokiem w  stronę
mężczyzny, z  którym zamierzała stworzyć
z dawna wyczekiwaną rodzinę. Jej twarz przeciął
łagodny uśmiech, kiedy na moment spotkała się
wzrokiem z  przyjaciółmi i  nielicznymi członkami
licznej rodziny, którzy przyjechali na tę
uroczystość.
Formalność podpisania dokumentów miała się
odbyć osobno, co było zgodne ze zwyczajem
agencji matrymonialnej „Stworzeni dla siebie”,
polegającym na tym, że państwo młodzi po raz
pierwszy spotykają się przy ołtarzu. Imogene
mówiła sobie, że to odpowiednia forma dla
staromodnej dziewczyny wyznającej tradycyjne
zasady. Tym razem nie zostawiła niczego
przypadkowi.
Kiedy wychodziła za mąż po raz pierwszy,
towarzyszyła jej ekscytacja i  szalone pożądanie.
I proszę, jak to się skończyło. Skrzywiła się. Tego
dnia
brakowało
szampańskiej
radości
i zdecydowanie nie było pożądania. Przynajmniej
jeszcze nie. Była za to ciekawość.
Tym razem nie padła ofiarą powodującej
zawrót głowy namiętności, która poprzednio
przytłumiła jej wrażliwość, nie wspominając
o rozsądku. Tym razem miała określony cel. Tak,
mogłaby zostać samotną matką, ale naprawdę
chciała mieć podobnie myślącego towarzysza.
Kogoś, kogo mogłaby pokochać. Kto by jej
gwarantował, że miłość będzie trwała.
A jeśli miłość się nie pojawi? Czy potrafi się bez
niej obejść? Oczywiście, że tak. Miała za sobą
małżeństwo zawarte pod wpływem impulsu. Gdy
się rozpadło, była zdruzgotana. Tym razem
przedsięwzięła wszelkie środki ostrożności, by
się przed tym zabezpieczyć. Tam, gdzie jest
troska i  wzajemny
możliwe.
szacunek,
wszystko
jest
Czy aranżowane małżeństwo to coś złego? Jej
rodzice tak uważali. Ojciec nawet nie przyjechał
na ceremonię ślubną do Waszyngtonu, tłumacząc
się ważną sprawą, nad którą właśnie pracował.
Jego niesmak wywołany tym, że Imogene szukała
męża za pośrednictwem ekskluzywnej agencji,
był oczywisty. Dla ojca pomysł poznania męża
przy ołtarzu to recepta na katastrofę, ale reguły
agencji były jasne. Przyszli małżonkowie musieli
bezkrytycznie zaufać procesowi doboru par.
Imogene zerknęła na matkę, która zgodziła się
odprowadzić córkę do ołtarza, gdzie czekał na
nią obcy człowiek. Caroline O’Connor na moment
spotkała się z nią wzrokiem. W jej oczach widniał
niepokój o los córki.
Imogene spojrzała na pana młodego, który stał
do niej tyłem. Jego postawa wskazywała na to, że
przywykł do wydawania poleceń. Przeszedł ją
dreszcz. Kiedy zbliżyły się do pierwszej ławki,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin