Niezapomniany weekend Laurence Andrea.pdf

(1522 KB) Pobierz
Andrea Laurence
Niezapomniany
weekend
Tłumaczenie:
Krystyna Rabińska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Panna Niarchos teraz pana przyjmie.
Aidan Murphy wstał, zapiął marynarkę,
wygładził krawat. W  garniturze czuł się dziwnie.
Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz miał go na
sobie. A  przecież kiedyś garnitur był dla niego
jak druga skóra. Potem jego świat legł w gruzach
i już nic nie było takie jak przedtem.
Jako barman w irlandzkim pubie U Murphy’ego
nie
potrzebował
eleganckich
garniturów
i  jedwabnych krawatów. Gdyby się tak wystroił,
goście patrzyliby na niego podejrzliwie.
Dziś jednak nie chodziło ani o  pub, ani o  styl
życia Aidana obecnie czy przed pięcioma laty, ale
o  jego nieżyjących rodziców i  spełnienie
obietnicy
danej
przed
śmiercią
matce.
O  stworzenie przytuliska dla alkoholików
kończących terapię odwykową.
Gdy zmarli, najpierw ojciec, a dwa lata później
matka,
Aidan
niespodziewanie
stał
się
właścicielem
podupadającego
pubu
na
Manhattanie i  ogromnego domu we wschodnim
Bronksie. Jako doświadczony specjalista od
reklamy z  dyplomem z  marketingu szybko
postawił pub na nogi, lecz z domem sprawa była
bardziej skomplikowana.
Aidan nie chciał go dla siebie – za duży,
położony za daleko od centrum – lecz
jednocześnie nie chciał tak szybko pozbywać się
części swojego dzieciństwa.
Rodzice kupili dom z  myślą o  założeniu dużej
irlandzkiej katolickiej rodziny, jednak ich
marzenie nigdy się nie spełniło. Dom był
spłacony, ale gdyby Aidan chciał go sprzedać,
wcale nie poszłoby tak łatwo, gdyż okolica
bardzo podupadła. Nawet na wynajem trudno
było znaleźć chętnych.
Matka orientowała się w  sytuacji na rynku
nieruchomości i  namawiała Aidana, aby urządził
przytulisko
dla
alkoholików
kończących
przymusowe leczenie w  ośrodku zamkniętym.
Jako żona alkoholika doskonale wiedziała, że
ojciec
Aidana
po
kolejnych
kuracjach
odwykowych
właśnie
takiego
domu
przejściowego
potrzebował.
Może
gdyby
otrzymał rzetelne wsparcie w  adaptacji do życia
w  trzeźwości, nie sięgałby po butelkę już kilka
tygodni po wyjściu ze szpitala.
I  tu na scenie pojawiła się fundacja rodziny
Niarchosów. Aidan aż się wzdrygał na myśl
o  wyciąganiu ręki do kogokolwiek – szczególnie
do ludzi utytułowanych i  bardzo majętnych – po
pomoc.
Niestety,
jeśli
chciał
marzenie matki, nie miał wyjścia.
zrealizować
Potrzebował pieniędzy. Dużo pieniędzy. Własne
oszczędności dawno wydał na ratowanie pubu
fatalnie zarządzanego przez ojca. Schował więc
dumę do kieszeni i zwrócił się do fundacji o grant
na realizację swojego projektu.
Wstrzymał oddech i otworzył drzwi gabinetu.
Teraz albo nigdy. Miał nadzieję, że panna
Niarchos da się oczarować. Z  doświadczenia
wiedział, że uśmiech i  szczypta flirtu działają na
kobiety. Starał się nie nadużywać swojego uroku
osobistego, lecz dozowany z  umiarem bardzo
ułatwiał mu negocjacje.
Przekroczył próg utrzymanego w  jasnej tonacji
pokoju i  stanął jak wryty. Wszystkie plany
oczarowania prezeski fundacji rozwiały się jak
sen na widok kobiety, która ponad rok temu
pojawiła się w jego życiu, by prawie natychmiast
potem zniknąć.
Violet.
Violet Niarchos, chociaż w  ciągu krótkiego
czasu, jaki z sobą spędzili, nazwiska nie padły. No
tak. Gdyby znał nazwisko, mógłby wytropić
nieuchwytną piękność, która zniknęła bez śladu.
Już otwierał usta, aby powiedzieć „Cześć”, lecz
obojętny wyraz twarzy Violet zbił go z  tropu.
W  jej ciemnych egzotycznych oczach nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin