Armentrout Jennifer L. - The Harbinger 01 - Sztorm i Furia.pdf

(1986 KB) Pobierz
Czytelnikowi i Czytelniczce
oraz gwiazdom, które nadal jestem w stanie zobaczyć.
Rozdział 1
– Tylko pocałunek?
Odczułam ekscytację, gdy oderwałam spojrzenie od ekranu telewizora
i zerknęłam na Claya Armstronga. Mój wzrok potrzebował chwili, by się
wyostrzyć i objąć jego twarz.
Chłopak był tylko o kilka miesięcy starszy ode mnie i uroczy ze stale
opadającymi na czoło jasnobrązowymi włosami, które błagały moje palce,
żeby je przeczesać.
Chociaż nigdy nie widziałam nieatrakcyjnego strażnika, nawet gdy zbytnio
nie starałam się go sobie wyobrazić w ludzkiej postaci, niebędącego
gargulcem.
Clay usiadł obok mnie na kanapie w salonie jego rodziców. Byliśmy sami
i nie pamiętałam, jakie decyzje podjęłam, że znalazłam się tutaj, siedząc tuż
obok niego i stykając się z nim udami. Jak wszyscy strażnicy był sporo
większy niż ja, mimo że miałam metr siedemdziesiąt dwa i nie uważano mnie
za niską dziewczynę.
Clay zawsze był bardziej przyjazny wobec mnie niż inni strażnicy, nawet ze
mną flirtował, co mi się podobało – poświęcał uwagę, którą obserwowałam
wśród innych par, choć nigdy aż tak wielką. Nikt w tutejszej społeczności, no
może poza moją przyjaciółką Jadą i oczywiście Mishą, nie okazywał mi
uznania, nie mówiąc o tym, aby chciał mnie całować.
Ale Clay zawsze był miły, mówił mi komplementy nawet wtedy, gdy byłam
w rozsypce, a przez ostatnie tygodnie często za mną łaził. Podobało mi się to.
I nie było w tym nic złego.
Kiedy więc podszedł do mnie przy palenisku – miejscu na wielkie ognisko,
przy którym noce spędzali młodzi strażnicy – i zapytał, czy pójdę z nim do
domu obejrzeć film, nie musiał się powtarzać.
A teraz chciał mnie pocałować.
I pragnęłam, by to zrobił.
– Trinity? – zapytał i wzdrygnęłam się, gdy nagle zobaczyłam, że jego palce
znajdowały się przy mojej twarzy. Złapał kosmyk włosów, który zsunął się na
mój policzek, i założył mi go za ucho. Jego dłoń jednak pozostała. – Znów to
robisz?
– Ale co?
– Znikasz – odparł. Tak, często mi się to zdarzało. – Dokąd się udałaś?
Uśmiechnęłam się.
– Donikąd. Jestem.
Wpatrywał się we mnie błękitnymi oczami strażnika.
– Dobrze.
Mój uśmiech się poszerzył.
– Tylko pocałunek? – powtórzył.
Ekscytacja wzrosła i westchnęłam powoli.
– Tylko pocałunek.
Uśmiechnął się i przysunął, przechylił głowę, by nasze usta znalazły się
w jednej linii. Oczekując go, rozchyliłam wargi. Całowałam się już. Raz. Cóż,
to ja całowałam – Mishę, gdy miałam szesnaście lat. Odwzajemnił pocałunek,
ale sprawy przybrały dziwny obrót, bo Misha był dla mnie jak brat i w ogóle
nie interesowaliśmy się sobą w romantyczny sposób.
W dodatku nic nie powinno się między nami dziać przez to, kim był.
Kim byłam ja.
Clay dotknął moich ust swoimi, które były ciepłe i… suche. Zdziwiłam się.
Myślałam, że będą… no nie wiem, wilgotne. Ale to okazało się… miłe,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin