Ten ktoś A5.pdf
(
2767 KB
)
Pobierz
Anita Anderson
Ten ktoś
Tłumacz: Grażyna Jagielska
Tytuł oryginalny: Somebody
Rok pierwszego wydania: 2002
Rok pierwszego wydania polskiego: 2003
Kłamał! I to przez lata, a ona mu wierzyła! Co gorsza,
zainwestowała w ten związek nie tylko uczucia, ale i pieniądze.
Teraz traci wszystko: faceta, pracę, perspektywę dalszej kariery w
Nowym Jorku. Wyjeżdża do Londynu, zabierając jedyną cenną
rzecz, jaka jej została: coś, co niespodziewanie znów komplikuje
jej życie. Na horyzoncie pojawia się zaborczy eks, firmowy
podrywacz nie daje jej spokoju, nowy szef ma wobec niej plany
nie tylko zawodowe, a wokół zaczynają się mnożyć tajemnicze
wypadki...
-2-
Rozdział 1.
- Przepraszam, to jakaś pomyłka. Pan Bas Blackman nie ma
żony.
- Ty biedna, naiwna kretynko! Przekaż mu tylko, że test jest
pozytywny.
Kobieta wydała z siebie coś w rodzaju chichotu i rozłączyła się.
Siedziałam oszołomiona w restauracji, nie bardzo zdając sobie
sprawę z tego, gdzie jestem.
Wpatrywałam się w komórkę, jakby mnie właśnie ugryzła i
zamierzała to powtórzyć przy moim pierwszym ruchu. Niestety,
od razu wiedziałam, że kobieta ma rację. Nie w kwestii naiwnej
kretynki, ale istnienia żony Basa. Rozmaite sprawy, pozornie
nieistotne, zaczęły układać się w całość. Było tego tyle, że włosy
stanęły mi dęba na głowie i ułożyły się w słowa „nieuleczalna
głupota”.
Rozejrzałam się machinalnie, przekonana, że wszyscy na mnie
patrzą, i od niechcenia przygładziłam włosy. Czeszę się gładko,
ale kiedy jestem rozemocjonowana, włosy skręcają się, jakby z
czaszki buchała mi para. Cóż, pewnie buchała. Dziesięć minut
temu byłam zakochana w cudownym facecie, dumna z tego, że
jestem jego wspólniczką w milionowej firmie, której poświęciłam
cztery lata. Nasze życie - nieustanne podróże, bogactwo i dużo
dobrego seksu - wydawało się snem. Cóż, z każdego snu trzeba
się kiedyś obudzić.
Tak bardzo chciałam wierzyć w Basa. Wysiliłam umysł,
próbując zinterpretować jakoś inaczej ten telefon, ale jak można
zinterpretować żonę? Przypomniałam sobie nasze pierwsze
spotkanie. Mieszkał w małym, ale eleganckim apartamencie na
Piątej Alei, tak bezosobowym jak hotel, bez zdjęć i osobistych
akcentów. Myślałam, że takie pozornie niezamieszkane wnętrze
-3-
jest typowe dla kawalera, nie przyszło mi do głowy, że to
garsoniera żonatego faceta.
Siedziałam w nowojorskiej restauracji w ciepły majowy wieczór
i czekałam na Basa. Był już spóźniony, widocznie spotkanie z
klientem się przeciągnęło. Szybko kazałam kelnerowi uzupełnić
kieliszek. Nowojorskie drinki są solidne, niepodobne do tego, co
człowiekowi wymierzają kroplomierzem w moim rodzinnym
Londynie.
- Niech będzie podwójny - dodałam.
Czyta się często o różnych stadiach żalu po utracie kogoś
bliskiego - najpierw przychodzi negacja, potem gniew i tak dalej.
Nie myślałam jasno. Ale nie zatrzymując się nawet na kawę w
fazie negacji, przeskoczyłam od razu do furii. Chyba mogłabym
wywołać wielki pożar San Francisco. A furię podsycał lęk.
Zanim zdołałam cokolwiek przemyśleć, zjawił się Bas. Nie
ruszyłam się, kiedy się nade mną pochylił, odwróciłam tylko
głowę, żeby wyrżnąć go czachą w nos. Przytrzymał się za twarz,
roześmiał i umieścił za stołem swoje smukłe ciało, podczas gdy
kelner kłamał się, dwoił i troił. Wręczył menu, moje było bez cen.
Bas zignorował kartę, zamówił homara, a potem popatrzył na
mnie. Ponieważ milczałam jak zaklęta, zwrócił się do kelnera:
- Dwa razy to samo. I szampan.
Odchylił się na oparcie krzesła i uśmiechnął. Naprawdę
wydzielał ciepło i miał dość seksapilu, żeby obsłużyć harem. I
kiedy był z tobą, poświęcał ci całą uwagę. Czułaś się naprawdę
ważna, największa szczęściara na tej planecie. Prawie wszyscy
kochali Basa, a teraz pomyślałam, że prawdopodobnie wszyscy
też z nim spali. No dobrze, wszystkie. Łudząc się jeszcze, że tak
nie jest, powiedziałam:
- Przed chwilą dzwoniła twoja żona. Przełączono na mnie
telefony do biura. Kazała ci powiedzieć, że test jest pozytywny.
-4-
Minęła chwila, dwie, zanim dotarła do niego treść tych słów, a
uśmiech zaczął przypominać sadzone jajko, w które ktoś wbił
widelec.
- Caron, skarbie, tylko się nie denerwuj. Wiem, że powinienem
ci powiedzieć. Ale pomyśl o tym w ten sposób: nic się nie
zmieniło z wyjątkiem twojego pojmowania sytuacji. Nadal mamy
to samo cudowne życie i razem prowadzimy interes. Nadal będę
w podróży cztery dni w tygodniu. Przykro mi, że ona do ciebie
zadzwoniła. Moja komórka się rozładowała, dlatego nie mogłem
cię zawiadomić, że się spóźnię. I dlatego ona zadzwoniła do biura.
Obiecuję, to się nie powtórzy. Musisz przyznać, że to pierwszy
raz od czterech lat.
Sięgnął po moją dłoń i dodał:
- Skarbie, kocham cię, liczę na ciebie i naprawdę nie chcę cię
stracić.
Szybko cofnęłam rękę. Wolałabym, żeby ją obślinił ślimak.
Z początku odebrało mi głos. Chyba spodziewałam się
zaprzeczeń, może skruchy, przeprosin, może dalszych, lepszych
kłamstw.
- Do diabła, Bas, chyba zupełnie zgłupiałeś! Co to znaczy: nic
się nie zmieniło? Wszystko się zmieniło.
Spoważniał, jego oczy przebrały odcień intensywnego błękitu.
Był to chłodny błękit oceanicznej głębi, w której chowają się
rekiny.
- Nie myślisz jasno, Caron. Będziemy żyli dokładnie tak jak
dotąd. Jestem dokładnie tym samym człowiekiem co przed
godziną. I wiesz, że kocham cię do obłędu. Jedyna różnica, zresztą
niewielka, polega na tym, jak ty to odbierasz. A rzeczywista
sytuacja życiowa pozostaje dokładnie taka sama.
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
TK A5.7z
(1994 KB)
Ten ktoś A5.pdf
(2767 KB)
Ten ktoś A5.doc
(1693 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abalos Rafael
Abercrombie Joe
Abnett Dan
Adam ska Aga ta
Adams Richard
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin